Antysemickie "coś" na Przyjemnej musi zniknąć

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-03-06 18:56:00

Rasistowski napis na jednej z kamienic ulicy Przyjemnej od kilku lat szpeci elewację, której remont kosztował mieszkających tu ludzi sporo pieniędzy. Teraz w sprawę wmieszała się gdańska Straż Miejska. Dlaczego? Bo dostała anonimowy donos od kogoś, kogo oburzyło antysemickie „graffiti”. Ale...

Obskurny blok jakich na Oruni nie brakuje. Kilka lat temu róg Przyjemnej i Uroczej zaczął prezentować się zdecydowanie lepiej - fragment kamienicy doczekał się remontu jednej ze ścian. Nowa elewacja nie przetrwała jednak w dobrym stanie nawet kilku tygodni. Ktoś postawił na niej swoistą pieczątkę. I to całkiem pokaźnych rozmiarów. Na dodatek każdemu kto choć w niewielkim stopniu liznął lekcje angielskiego, treść nabazgranego napisu mogła kojarzyć się antysemicko.

Członkowie niewielkiej wspólnoty ponieśli więc konkretne koszty, ale... nie zgłosili dewastacji na policję. – A co to by dało? – retorycznie pyta jeden z mieszkańców kamienicy.

Ten brak wiary w możliwości stróżów prawa, ponadto niechęć do wydawania kolejnych pieniędzy (tym razem „na remont odnowionej elewacji”), a także obojętność okolicznych mieszkańców – wszystko to sprawiło, że napis istniał sobie w najlepsze. Ale w ostatnich tygodniach komuś zaczął on przeszkadzać. Na tyle, że zgłosił się z tym do gdańskiej straży miejskiej.

Ta informację przyjęła i już wkrótce jej przedstawiciele ruszyli na ulicę Przyjemną. Szybko namierzyli administratora wspólnoty i nakazali mu napis usunąć. Na własny koszt.
- To jest wydatek rzędu 1000-1500 złotych. Chcemy zastosować się do prośby Straży Miejskiej, będziemy jednak rozmawiać jeszcze z mieszkańcami kamienicy – mówią nam przedstawiciele firmy Homesystem, administratora budynku przy ulicy Przyjemnej.

Koszt zamalowania napisu pokryją oczywiście mieszkańcy kamienicy. Ci, z którymi rozmawialiśmy uważają, że „graffiti” powinno zniknąć. Denerwuje ich jednak, że taki scenariusz może powtórzyć się także w przyszłości. I znów trzeba będzie sięgać do portfela.
- Nie ma pewności, że jak wyczyścimy rzeczony napis, w to miejsce nie pojawi się następny, który także będzie godzić w czyjeś uczucia – mówi nam pani Ewa, mieszkanka ulicy Przyjemnej.

Strażnicy miejscy odnotowują w przeciągu kwartału średnio po kilka „donosów” na temat rasistowskich treści.  Wszystkie dotyczą popsanych murów w różnych częściach Gdańska. – Obojętnie czy jest to miejska kamienica, czy budynek spółdzielni lub dom właściciela prywatnego, zawsze w takich przypadkach podejmujemy interwencję – zapewnia nas Elżbieta Rutkowska, inspektor ds. komunikacji społecznych gdańskiej Straży Miejskiej.

Kłopot w tym, że strażnicy, jak sami dodają nieoficjalnie, załatwiają takie sprawy „na dobrą wolę właścicieli”.  A co jeżeli ten ostatni powie strażnikom, że nie zamaluje obraźliwego napisu? – Jeszcze nie mieliśmy takiego przypadku – odpowiada Rutkowska, która dodaje, że w sprawach „wulgarnych i rasistowskich graffiti” należy zgłaszać się o pomoc do policji. Ale tutaj chodzi już bardziej o ściganie sprawcy, niż o poprawę estetyki.

O tym, że takie rozwiązanie problemu jak na ulicy Przyjemnej jest nie do końca sprawiedliwe, przekonany jest też inny administrator, który zarządza kamienicami na terenie Gdańska. Prosi nas o zachowanie anonimowości. – Płacimy wszyscy podatki na policję i straż miejską, która nie potrafi złapać wandali. A później każą nam płacić za to, że ktoś inny zdewastował naszą własność? Coś tu nie gra.

Do podobnego wniosku doszli przedstawiciele Stowarzyszenia Interkulturalni Pl, które działa w Krakowie. Wespół z samorządowcami chcą tak zmienić lokalne prawo, aby w podobnych przypadkach służby mogły reagować znacznie skuteczniej.

Według jednego z pomysłu, to strażnicy miejscy zamalowywaliby obraźliwe napisy. – A co z prywatną własnością? – pytam. – Jesteśmy na etapie konsultowania tego z prawnikami. Nasza koncepcja wymaga jeszcze poprawek, ale pracujemy nad dokumentem, który pomógłby walczyć z wszystkimi ksenofobicznymi zdarzeniami. Urzędnicy też dostrzegają ten problem – mówi nam Katarzyna Jancewiecz ze Stowarzyszenia. Na jego stronie mieszkańcy Krakowa mogą zgłaszać rasistowskie napisy, które dostrzegą na murach swej metropolii. – W ostatnich dwóch miesiącach odnotowaliśmy ponad 35 takich zgłoszeń – dodaje.