Siostrzyczko, szukam Cię
Autor: p.kalbarczyk, Data publikacji: 2012-03-15 22:47:00
Tysiące przypadków rozdzielonego przez adopcję rodzeństwa. Tysiące, ogłoszeń, dramatów i wzruszających historii. Tylko nielicznym udaje się w końcu odnaleźć – uzyskanie informacji o bliskich to często walka z wiatrakami. Współczucie i chęć pomocy to jedno, przepisy – drugie.
„Witam, poszukuję rodzeństwa, którego nigdy nie poznałam”, „Poszukuję czwórki rodzeństwa - wiem, że gdzieś są i nie wiedzą nic o mnie.”, „Szukam bliskich od 40 lat…” – to fragmenty kilku ostatnich ogłoszeń. Codziennie przybywają nowe. Wśród próśb o pomoc, pojawiają się także apele, takie jak ten: „do rodziców adopcyjnych: przerwijcie łańcuch milczenia, pomyślcie o ludziach, którzy szukają swoich bliskich!”. Poza specjalnymi stronami, poszukujący często umieszczają ogłoszenia na serwisach społecznościowych, lokalnych portalach – wszędzie tam, gdzie istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś je przeczyta.
W taki właśnie sposób trafiłam na ogłoszenie Oliwii (na jej prośbę imię zostało zmienione). Postanowiłam się z nią spotkać, by poznać całą historię. Oliwia zgadza się na spotkanie w jednej z oruńskich kawiarni. To sympatyczna, 20-letnia dziewczyna. Opowiada niezwykle spokojnie…
- Moja mama nigdy nie ukrywała przede mną tego, że jestem adoptowana. Zawsze tłumaczyła mi, że mam drugą mamusię, ale ona bardzo mnie kocha. Od początku wiedziałam też, że mam starszą siostrę.
Oliwia została adoptowana, będąc niemowlęciem. Jej nowi rodzice odebrali ją prosto ze szpitala. Biologiczna matka pisemnie zrzekła się praw. Starsza siostra to Ewelina. Trafiła do adopcji trzy lata po tym, jak Oliwia znalazła dom.
- Kiedy miałam 15 lat, doszłam do wniosku, że chciałabym poznać biologiczną matkę, zobaczyć jaka to jest kobieta, która miała serce oddać swoje dziecko. Chciałam tez dowiedzieć się czegoś o siostrze.
Oliwia wiedziała, że 15-latce nie uda się uzyskać żadnych informacji, więc kiedy tylko skończyła 18 lat, pojechała do urzędu stanu cywilnego, żeby zobaczyć swój akt urodzenia. Zapamiętała imię, nazwisko i adres matki.
- Dopiero po jakimś czasie pojechałam do miejsca zamieszkania matki, żeby sprawdzić, czy nadal tam jest. Byłam z przyjaciółką. to ona zadzwoniła i zapytała, czy mieszka tam taka osoba – ja nie miałam odwagi. Dostałyśmy twierdzącą odpowiedź. Później napisałam list, a przyjaciółka dostarczyła go. Wybiegła za nami moja babcia i wujek. Myśleli, że jestem Eweliną - starszą siostrą, której szukam. Dowiedziałam się, że kiedy miała 5 lat, została oddana do adopcji. Zostawiłam im maila, pisałam z matką. Chciałam uzyskać jak najwięcej informacji o siostrze. Wiem, że nie mamy wspólnego ojca, że przebywała w domu dziecka na Oruni.
Później do Oliwii odezwała się jej kuzynka, która jest w wieku Eweliny.
- Ona najwięcej mi pomogła, przekazała zdjęcia siostry, opowiedziała wszystko, co wie na ten temat. Moja matka piła, dlatego odebrano jej Ewelinę. Ewelina była w domu dziecka przy ul. Brzegi, ale szybko trafiła do adopcji i tu trop się urwał.
Krótki pobyt w tym domu dziecka związał więc historię Oliwii z Orunią.
- Wybrałyśmy się tam razem z kuzynką. Udało nam się dowiedzieć, że adopcja została przeprowadzona w ośrodku przy ul. Abrahama. Pojechałyśmy tam tego samego dnia. Rozmawiałam z panią psycholog, która obiecała mi pomoc. Mniej więcej po miesiącu dostałam telefon: udało się skontaktować z rodziną adopcyjną Eweliny, ale rodzice nie wyrażają zgody na jakąkolwiek znajomość, ponieważ ona bardzo to przeżyła, nie chcą, by wszystko znowu wróciło. Podejrzewam, że ośrodek nie wyjaśnił im dobrze mojej sytuacji – tego, że też zostałam adoptowana, a matkę biologiczną odnalazłam, by dowiedzieć się czegoś o Ewelinie. Może wcale nie było tego telefonu – kontynuuje Oliwia.
Postanowiłam podążyć śladem poszukiwań prowadzonych przez Oliwię. Rzeczywiście, uzyskanie jakichkolwiek informacji graniczy z cudem. Ośrodki adopcyjne nie mają prawa udzielania danych. Od osoby z tego środowiska dowiedziałam się, że w tych kwestiach nie ma jednoznacznych przepisów. Ośrodki odsyłają zainteresowanych do sądu. Rodziny często korzystają także z pomocy Polskiego Czerwonego Krzyża.
Potwierdziła to Anna Kadzikiewicz, dyrektor Ośrodka Adopcyjnego mieszczącego się w Gdańsku przy ul. Hallera. – Ośrodek nie ma prawa do udzielania informacji. Może to uczynić tylko sąd rodzinny, jako organ orzekający w sprawie przysposobienia – powiedziała.
Wymieniony wyżej ośrodek powstał w miejsce zlikwidowanego (zgodnie z obowiązującą od 1 I 2012 roku Ustawą o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej) ośrodka przy ul. Abrahama - tego w którym została przeprowadzona adopcja Eweliny.
Ustawa wprowadziła istotną zmianę: o możliwości przysposobienia dziecka, którego rodzeństwo zostało wcześniej przysposobione, należy bezzwłocznie poinformować rodzinę, która przysposobiła brata albo siostrę. Chodzi o to, by nie dopuścić do rozdzielenia rodzeństwa. Do tej pory kwestia nie była uregulowana prawnie – wszystko zależało od dobrej woli ośrodka. Gdyby zasada obowiązywała w latach 90., być może dzisiaj Oliwia nie musiałaby szukać siostry…
Zastanawiała się nawet nad wynajęciem detektywa, ale to kosztuje. Co zatem może zrobić w obecnej sytuacji? Posiada imię i nazwisko siostry sprzed adopcji, dane biologicznej matki, miejsce przeprowadzenia adopcji. Jedynym wyjściem jest zwrócenie się do sądu rodzinnego z prośbą o udostępnienie obecnych danych siostry.
- Nie chodzi mi o to, żeby do niej pojechać. Chciałam tylko wysłać list. W liście wyjaśniłabym jej wszystko i zostawiła swoje dane, żeby sama się do mnie odezwała, jeśli uznałaby, że w ogóle chce.. Napisałam nawet taki list i zaniosłam do ośrodka, żeby sami go wysłali, skoro nie chcą mi dać adresu – nie zgodzili się na to – opowiada dalej Oliwia.
Moja rozmówczyni zaczęła też umieszczać ogłoszenia w Internecie: krótka historia, zdjęcie siostry (http://www.facebook.com/events/307119509340799/).
- Odezwało się do mnie wiele osób. Pytają, jak mogą pomóc, życzą powodzenia. To bardzo miłe, ale niestety nie mam żadnych konkretnych informacji. Cały czas czekam. Gdyby to mnie szukała siostra, jestem pewna, że chciałabym się z nią skontaktować. Chociażby z czystej ciekawości, żeby dowiedzieć się, czy jest do mnie podobna, jak żyje, czy jest szczęśliwa… Bo ja jestem – trafiłam do dobrego domu, mam wspaniałą rodzinę. Brakuje mi tylko tej jednej informacji: czy moja siostra nie chce się ze mną spotkać, czy po prostu nawet nie wie, że próbuję się z nią skontaktować – mówi.
Czy to możliwe, że nie chce?
- Podejrzewam, że ona pamięta dom biologicznej matki: alkohol, to jak biegała w kapciach do cioci, która mieszka dwa bloki dalej, z karteczką, żeby pożyczyła pieniądze. Może oddzieliła to wielką kreską i nie chce w ogóle wracać do przeszłości – kończy opowieść Oliwia.
Nie kończą się tu jednak poszukiwania. Do sprawy powrócimy na pewno.
Pod wpływem rozmowy, podczas której przedstawiłam historię Oliwii, „walkę” postanowiła podjąć także Ewa, mieszkanka Oruni. Będzie to jej druga próba. Pierwsza zakończyła się niepowodzeniem - tak, jak Oliwia, Ewa dowiedziała się, że ośrodek nie może udzielić jej żadnych informacji. To kolejny dowód na to, że podobnych historii jest znacznie więcej…