Kto kogo zablokuje?
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-05-11 15:11:00
„Jeżeli to się nie skończy, wyjdziemy na ulicę i zablokujemy przejazd tirom” – mówią nam mieszkańcy dwóch kamienic przy ulicy Sandomierskiej. Co tak wzburzyło oruniaków?
- Wjeżdżające w naszą uliczkę tiry nie dają nam żyć. Niszczą chodniki, studzienki, płoty, stare kamienice trzęsą się w posadach. Rano budzą nas klaksonami, czasami zatarasują przejazd i w ten sposób nie dają nam wyjechać rano do pracy – tłumaczą mi mieszkańcy Sandomierskiej 10 i 12.
Z Traktu św. Wojciecha kierujemy się w ulicę Sandomierską. Kilkanaście metrów przed przejazdem kolejowym skręcamy w prawo. Wjeżdżamy w niewielką uliczkę. To właśnie przy niej, po obu stronach leżą opisane wyżej kamienice. Tu nasza wycieczka musi się skończyć. Dalej nie pojedziemy. Chyba, że mamy interes do firmy Bysewo, która sprzedaje materiały budowlane. Przez tutejszą bramę przejeżdżają samochody dostawcze, często tiry.
- My się męczymy z tą firmą już kilka lat. Chcemy, aby te ciężkie pojazdy wjeżdżały do "Bysewa" nie od naszej, wąskiej uliczki. A od Traktu św. Wojciecha – mówi Ryszard Mich, mieszkaniec Sandomierskiej.
Jacek Szefler, dyrektor gdańskiej hurtowni Bysewo: - Były już w tej sprawie spotkania. Z mieszkańcami i ze świętej pamięci Antoni Szczytem (zmarły w 2010 roku wieloletni zastępca dyrektora wydziału gospodarki komunalnej - przyp. red.).Myślałem, że wszystko zostało już wyjaśnione. Wjeżdżamy od Traktu św. Wojciecha, wyjeżdżamy od strony Sandomierskiej.
Kilka lat temu oruniacy postulowali, aby ulicę Sandomierską uczynić jednokierunkową dla pojazdów, których masa przekracza 3,5 tony. Takie rozwiązanie udało się wprowadzić. – W sumie nie za wiele to dało. Tiry i tak kursują tu w dwie strony – komentują mieszkańcy Sanodmierskiej.
Wracając do konfliktu: firma – mieszkańcy Sandomierskiej. Ci ostatni nie czują, aby coś zostało tutaj wyjaśnione. Przeciwnie, argumentują, że w ostatnich miesiącach konflikt przybrał na sile.
- Proszę sobie wyobrazić, że kierowcy tirów wzywają na nas policję i straż miejską. Bo nasze samochody im tarasują przejazd. No do czego to dochodzi. Gdzie mamy parkować, jak nie pod naszymi domami? – denerwuje się Bogdan Andrzejak z ulicy Sandomierskiej.
- Dostałem dwa mandaty w sumie na 600 złotych za to, że zaparkowałem pod własnym domem. Dziwne, że jak tir zatarasuje przejazd mieszkańcom i dzwonimy z tym na policję, to ci przyjeżdżają dopiero po dwóch godzinach. O czym to świadczy? Równi i równiejsi? – zastanawia się Artur Cwaliński, mieszkaniec Sandomierskiej.
Przedstawiciele Bysewo odpierają zarzuty. – Jeżeli ci ludzie parkują właściwie tuż obok skrzyżowania, to o co chodzi? Przecież przepisy mówią wyraźnie – 5 metrów od skrzyżowania – komentuje Szefler.
Ale mieszkańcy mają już dosyć tłumaczeń. W ostatnich tygodniach wysłali pisma do prezydenta Adamowicza, gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni i do Biura Obsługi Mieszkań nr 4. Spotkali się również z radnymi osiedla. Wszędzie postulują o to samo. – Chodzi o to, aby nie jeździły tędy tiry. Urzędnicy muszą postawić na naszej uliczce znak ograniczenia do 3,5 ton. To by rozwiązało problem – uważają.
O tym jednak nie chcą słyszeć przedstawiciele firmy Bysewo. Z kolei urzędnicy jeszcze do niedawna nie byli nawet pewni do kogo należy opisywana tu uliczka. Przekonali się o tym radni osiedla, kiedy spotkali się z inspektorami gdańskiego ZDiZ.
- Problem polega na tym, że odnoga ulicy Sandomierskiej nie jest geodezyjnie wpisana jako droga, więc jest w zarządzaniu innego podmiotu – wyjaśnia Mateusz Korsztun z Rady Osiedla „Orunia-Św.Wojciech-Orunia”. Radni obiecali mieszkańcom Sandomierskiej 10 i 12, że będą przekonywać urzędników do ustawienia znaków.
Dziś udało się ustalić, że uliczka należy jednak do gminy.
- To skomplikowana sprawa. Z jednej strony rozumiem wzburzenie mieszkańców, z drugiej rozumiem też argumenty firmy – wypowiada się dla nas Katarzyna Krasoń, specjalista ds. Inżynierii Ruchu w gdańskim ZDiZ. - Mieszkańcom mogę poradzić, aby spróbowali wymusić na swoim zarządcy przeprowadzanie stosownych badań. Taka ekspertyza mogłaby potwierdzić, że przejeżdżające tędy tiry faktycznie niszczą stopniowo kamienice. To by pomogło nam w podjęciu ostatecznej decyzji – dodaje urzędniczka, która jest również przewodniczącą miejskiej Komisji ds. Bezpieczeństwa.
To właśnie to ciało może zadecydować, czy ustawić tutaj stosowne znaki, czy też nie. W Komisji zasiadają ponadto reprezentanci policji, straży miejskiej i Zarządu Transportu Miejskiego. Jej członkowie spotykają się w każdą środę.
- Jak nasze pisma nic nie wskórają, nie poddamy się. Staniemy na ulicy i nie będziemy wpuszczać tutaj żadnego tira. Niech nas spisują, trudno. Będziemy walczyć o swoje – obiecują mieszkańcy.