674 lata temu, 2 czerwca...
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-06-27 13:53:00
Pracujące młyny, odwadniające wiatraki, niebezpieczne karczmy, „dymy i dusze”, zapomniane już nazwy ulic, stare dokumenty i relacje świadków – historia Oruni, którą w Dworku Artura opowiadał niedawno profesor Andrzej Januszajtis ma wiele, nie dla wszystkich jeszcze odkrytych wątków.
Czy wiedzą Państwo, że były czasy, kiedy Orunia była tak bogata, że tutejsze kobiety musiały płacić swoisty podatek od luksusu? Za co konkretnie musiały płacić orunianki?
Albo pytanie „z innej beczki” – kto potrafi dzisiaj wskazać dawne ulice: Kiełbaśników, Przy Moście Łostowickim, czy Wielką Tryftę?
To do trzech razy sztuka: Co to były „dymy i dusze”? Ile ich było na Oruni? Powiedzmy, w połowie XIX i na początku XX wieku?
Jeżeli potrafią Państwo odpowiedzieć na te pytania, gratulacje. Jeżeli nie...spokojnie, to nie test. A więc jeżeli odpowiedź brzmi nie, nie szkodzi. Zaproszony w ostatni poniedziałek do Dworku Artura (brawo dla organizatorów spotkania – Oruńskiego Koła Inżynierów) profesor Januszajtis dał wykład, który wyjaśnił wiele dawnych zagadek Oruni. Również i tych powyżej. Ale po kolei.
- Zachował się dokument lokacyjny z 1338 roku, który mówi o założeniu wsi Oruni. Stało się to 2 czerwca, 674 lata temu. Oczywiście wieś istniała wcześniej, ale wówczas uzyskała formalną lokację prawną. Wiązało się to z podziałem na parcele i płaceniem podatków – opowiadał profesor.
Orunia (na przestrzeni dziejów nazywana Orana, Ora, Ohra, Uranje, a później z charakterystycznym kaszubskim zdrobnieniem „unia” - Orunia) liczyła w XIV wieku 50 łanów chełmińskich, a według dzisiejszych miar – 840 hektarów. – W tamtych czasach to był bardzo duży teren jak na wieś – komentował profesor Januszajtis.
Już wspomniany wyżej dokument wskazywał na istnienie tutaj karczmy i młyna. We fragmencie, który opisuje granice nowej wsi pojawią się nazwy: „: Motława, Kanał Młyński (Kanał Raduni), Mackow (dzisiejsze Maćowy) i Wonneberg (Ujeścisko)”.
- Warto też wspomnieć, że nazwę wsi, Ora łączono z czynną od XVI wieku karczmą Nobis, która istniała przy dzisiejszej ulicy Żabiej. W tej karczmie często padały słowa: „Ora pro nobis” (z łac. „módl się za nami”). Być może atmosfera w tej karczmie była taka, że trzeba było często wzdychać do Pana Boga – uśmiechał się profesor.
Leżąca blisko Gdańska wieś nie ustrzegła się różnorakich wojskowych nawałnic. Orunię palili Husyci, wojska Stefana Batorego, Szwedzi, Rosjanie, a czasem i sami gdańszczanie.
Podstawą utrzymania wsi było rolnictwo, ogrodnictwo i rzemiosło. W XVII wieku, jak wymieniał profesor, swoje zakłady mieli tutaj garbarze, farbiarze, wyprawiacze skór.
- Orunia była bardzo bogatą wsią. Proszę sobie wyobrazić, że w 1590 roku gdańska Rada zabroniła oruniankom stroić się w aksamit i złoto. Ale niektóre z nich i tak się stroiły, nie zważając na to, że muszą płacić ten swoisty podatek od luksusu – uśmiechał się historyk.
Luksusem i ozodobą Oruni były również tutejsze ogrody. Za najbardziej reprezentatywny uchodził oruński Park. Profesor przytoczył opis zieleńca z XVII wieku.
„Łagodne pagórki wznoszą się tam i upadają. Strzelają w górę lasy, rozpościerają się łąki, kwitną drzewa i rośliny, a gdzie niegdzie spływają strumyki i zapełniają rozmaite stawy. Jedne sposobniejsze do spłukania się i kąpieli, inne do rybołówstwa.”
- Dalej francuski gość ówczesnego właściciela Parku, burmistrza Czirenberga wymienia jeszcze ozdobne kwatery kwiatowe, tarasy i dróżki pod sznur wymierzone, ścieżynki i labirynty, drzewa szczepione, studnie z ociosanego kamienia i ukryte małe rury, „których nieostrożnych wodą opryskują i zraszają” – cytował profesor Januszajtis.
I przypominał jeszcze jeden, tym razem XIX-wieczny opis Parku Oruńskiego. A w nim, mówił historyk, wymieniona jest zachowana do dziś rezydencja, cztery stawy, warzywnik, ozdobne ogrody, altany, wzgórze widokowe i aleje ogrodowe.
W wystąpieniu profesora przewijały się często „dymy i dusze”. Te na pozór nie pasujące do siebie słowa to nic innego jak... dawna miara, służąca wszelkim maści statystykom. Dymy oznaczały gospodarstwa, dusze – mieszkańców. I tak w 1793 na Oruni było 2098 „dusz”. W 1819, już po wojnach napoleońskich, Orunia liczyła sobie zaledwie 1239 mieszkańców. A także 239 „dymów”. Tamtejszy spis wymienia również dwie destylarnie alkoholu, gospodę i dwa wiatraki odwadniające. Te ostatnie, jak przypominał historyk, stały na wschód od ulicy Wołyńskiej i nieco na południe od ulicy Równej.
W 1864 roku Orunia liczyła sobie 507 budynków, w 1869 mieszkało tutaj 4198 ludzi, 20 lat później – już 5507.
Pod koniec XIX wieku, jak można przeczytać w zachowanych do dziś dokumentach, na Oruni istniały trzy szkoły, dwie fabryki papy, wytwórnia octu, garbarnia, poczta, telegraf i młyn.
W 1923 roku Orunia to 2798 gospodarstw, które zamieszkiwało 12 113 osób. – Była to największa wieś na całym Pomorzu. W 1933 roku została dzielnicą Gdańska – przypominał profesor Januszajtis.
Historyk poświęcił kilka zdań nazwom oruńskich ulic.
- Po wojnie ulicom nadawano przypadkowe nazwy. Zwykle nie robiono tego złośliwie, po prostu nie znano bogatej historii tego miejsca – mówił.
I podawał kilka przykładów: Dzisiejsza ulica Wołyńska to kiedyś Wielka Tryfta, Równa – Grobla Miedziowników, Podmiejska – Przy Moście Łostowickim, a Małomiejska – Łostowicka Droga. – Z kolei Rejtana dawniej nazywała się ulicą Kiełbaśników. To pokazuje, co mogło się tam znajdować i kto tam mieszkał. Obecna nazwa...no cóż, Rejtana trzeba czcić, ale... może warto wrócić do przeszłych oznaczeń – przekonywał profesor.
Na zakończenie profesor Januszajtis przeczytał opis Oruni z 1853 roku. Co widział znajdujący się na wzgórzu w Parku Oruńskim przechodzień?
„Tuż pod stopami wznosi się wdzięczna miejscowość Orunia w malowniczym położeniu wraz z kościółkiem. Białe domy z czerwonymi dachami przerywane licznymi grupami drzew przyciągają tu i ówdzie wzrok. Najbardziej kościół, potem poważny, cienisty cmentarz w pobliżu a za nim zielone błonia i nieprzejrzana dal żyznych Żuław. Na pierwszym planie ciągnie się wąska prosta wstążka rzeczki. W pobliżu niej wije się szosa, nieco rozstrzelona przy kościele, a tuz za nią pędzi wzdłuż słupów telegraficznych uskrzydlony parą rząd wagoników”