Niepełnosprawni sami tego "nie przeskoczą"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-06-28 18:29:00

Zepsute windy, zastawione przez handlujących rampy, wysokie krawężniki, dziurawe chodniki i strome schody – niepełnosprawnym w Gdańsku nie jest łatwo. Tę smutną prawdę pokazują również historie dwóch mieszkanek Oruni.

Obrazek z głównego dworca 500-tysięcznej „metropolii”, współgospodarza EURO 2012: zaśmiecona, zasikana winda, która w teorii prowadzi do tunelu i dalej w kierunku Starówki. W praktyce nie prowadzi nigdzie, urządzenie od miesięcy jest nieczynne. Druga winda, bliżej dworca autobusowego – tu sytuacja wygląda podobnie.

Poruszająca się na wózku osoba ma problem. Zresztą w okolicy głównego Dworca w Gdańsku z pewnością nie jedyny. W tunelu, tuż przy schodach prowadzących na przystanek autobusowy zamocowana jest specjalna rampa dla osób niepełnosprawnych. O dziwo, jest sprawna. Kłopot w tym, że... trudno się do niej dostać. Rampa blokowana jest przez ustawione naprędce kramiki handlujących tu „mydłem i powidłem” ludzi. 

- Od kilkunastu miesięcy zawsze jest tak samo. Chcę skorzystać z podnośnika, nie mogę. Handlarze jeszcze mają do mnie pretensje, że muszą przesuwać swoje stoiska. Mówią mi, że oni tu sprzedają, że to jest ich chleb, a ja im przeszkadzam. Często zachowują się agresywnie – denerwuje się Grażyna Lamparska, mieszkanka Traktu św. Wojciecha, która w tej sprawie już wielokrotnie zgłaszała się do kolejnych urzędów. Póki co, bezskutecznie.

Podobne doświadczenia ma pan Jarek, który pracuje przy obsłudze opisywanej tu rampy dla niepełnosprawnych.
- Rampa jest wiecznie zastawiona. Dzwonię na policję i straż miejską. Żadnego odzewu. Policjanci wysyłają mnie do strażników, ci ostatni często nie przyjeżdżają. A jak już się pojawią, dadzą komuś mandat na 20 złotych i wszystko. Handlarze po pięciu minutach znów wracają na swoje miejsce. Śmieją mi się w twarz, wiedzą, że są bezkarni – komentuje pan Jarek.

Jeden z handlarzy, który chwilę po tym jak zacząłem robić tutaj zdjęcia, wziął się do przesuwania swojego stoiska: - Ja nic nie wiem. Jestem tu pierwszy dzień.
Jego koleżanka po fachu: - A ja drugi. Zresztą, o co chodzi? Jak podjeżdża ktoś na wózku, to zawsze się przesuwam ze swoimi gratami.

Za wspomniane wyżej windy i rampę odpowiada miasto. Maria Podgórniak, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. osób niepełnosprawnych przyznaje, że sytuacja na dworcu „nie jest łatwa”. – Uczciwie powiem, windy, o których Pan mówi, są do wymiany. Są tak stare, że remonty nie przynoszą już efektu. Bardzo szybko psują się ponownie. Musimy znaleźć środki na ich wymianę. Do tego czasu niepełnosprawni mogą korzystać z podnośnika przy schodach do tunelu.

Kiedy tłumaczymy, że rampa jest regularnie zastawiana przez handlujących, Podgórniak obiecuje interwencję.
- Przecież w tym miejscu jest zakaz handlu. Zaraz dzwonię do Komendanta Straży Miejskiej. Patrole muszą tam się pojawiać każdego dnia. Tak dalej być nie może – mówi podenerwowana.

Kilkanaście minut później oddzwania. – Rozmawiałam z Komendantem. Obiecał mi, że jego strażnicy wezmą to miejsce pod lupę.
Czy taka akcja może przynieść jakiś skutek? – Jak najbardziej. Była już akcja „Koperta”, gdzie strażnicy karali wysokimi mandatami ludzi, którzy nie mieli prawa parkować na miejscach dla niepełnosprawnych. Te działania były skuteczne. Teraz czas na akcję „Tunel” – odpowiada pełnomocnik ds. osób niepełnosprawnych.

Pani Grażyna liczy, że sprawę, wydawałoby się błahą, uda się nareszcie rozwiązać. Ale wie, że w Gdańsku są problemy, których niepełnosprawni... nie przeskoczą. Formalnie, oczywiście.
- Wysokie krawężniki, pod które nie można podjechać. Fatalne chodniki. I to wszędzie: na Wałowej, przy Akademii na Smoluchowskiego. A na Oruni...Od Rejtana w stronę Gdańska nie jestem w stanie sama przejechać na wózku. Z kolei na Trakcie są miejsca, gdzie muszę kilkadziesiąt metrów jechać po ulicy, chodnik jest zbyt zniszczony – wylicza moja rozmówczyni. – To co się poprawiło ostatnio dla niepełnosprawnych w Gdańsku to miejska komunikacja. Kierowcy są mili, autobusy mają rampy – chwali pani Grażyna.

Przenosimy się na ulicę Żuławską. Tu mieszka Władysława Górska, członkini lokalnej Rady Osiedla. Jej 34-letni syn Marek, osoba niepełnosprawna intelektualnie od dziecka musiał poruszać się na wózku. Jego mama zdążyła już przyzwyczaić się do dziurawych chodników na Oruni (podczas jednej z takich eskapad wcześniejszy wózek stracił koło), wysokich krawężników i SKM-ek, które nie mają ramp dla niepełnosprawnych.

Wzburzyła ją za to inna historia. – Chcę z synem dostać się od strony Traktu do Parku Oruńskiego. Nie ma jednak szybkiego, bezpośredniego przejścia. Jedne schody są zniszczone, po drugich ledwo co daje radę wciągnąć ważącego 70 kilo syna. A przecież przebudowuje się Kanał Raduni. Czy przy okazji nie można było zrobić przejścia przyjaznego dla niepełnosprawnych? – zastanawia się pani Władysława.

Ale nie tylko zastanawia, wspólnie z innymi radnymi napisała do urzędników pismo, w którym prosi o ich „o likwidację barier dla osób niepełnosprawnych”. – Nie chodzi mi tylko o mojego syna. Na ulicy Nowiny jest przecież ośrodek dla niepełnosprawnych intelektualnie osób. Starsze osoby też mają problemy z dostaniem się do Parku – komentuje radna, która zapewnia, że sprawy nie odpuści.

– Podczas spotkania na temat przebudowy Kanału, usłyszałam, że być może zostaną przebudowane schody na wysokości ulicy Gościnnej. Mówiło się nawet o windzie. Ale teraz jest już cisza. Czekam na odpowiedź. Będę pisała do wszystkich urzędów, aż do skutku – nie kryje pani Władysława.

Podgórniak obiecuje i ten problem zgłosić do odpowiednich instytucji. Tym razem do Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska i Wydziału Programów Rozwojowych.
- Mimo takich przykładów, sytuacja niepełnosprawnych w Gdańsku jest lepsza niż w innych miastach Polski. Na jesieni szykuje się przełomowy moment. Radni miasta będą wtedy głosować ważny dokument. Będzie on dawał wytyczne, jak w zgodzie z potrzebami niepełnosprawnych mają być budowane inwestycje. Te standardy będzie musiała stosować każda firma, która wygra miejski przetarg, na przykład na budowę przystanków – opowiada Podgórniak. 

Pani Grażyna, która na wózku jeździ od 10 lat, po tym jak lekarze zdiagnozowali u niej stwardnienie rozsiane prosi wszystkich o zrozumienie potrzeb niepełnosprawnych. – Ja dopiero zaczęłam zauważać te problemy, gdy sama usiadłam na wózek. To był dla mnie szok, nagle człowiek nie może dojechać tam gdzie chce i kiedy chce. Dla niektórych być może sprawy w stylu niedziałające windy czy rampy są nieważne. Ale dla nas, niepełnosprawnych to prawdziwe bariery – kończy mieszkanka Oruni.