Placów zabaw nie będzie

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-08-10 16:20:00

Błędy lokalnych organizacji i nie do końca jasne oceny urzędników – miejski konkurs na budowę placów zabaw raz jeszcze okazał się dla Oruni i Św. Wojciecha niekorzystny. Dzieciaki z dzielnicy muszą poczekać... przynajmniej kolejny rok.

Huśtawki, piaskownice, drabinki, słowem raj dla najmłodszych. W tym roku miały szansę powstać dwa – jeden na skwerku przy Związkowej, drugi nieopodal Szkoły Podstawowej nr 40 w Św. Wojciechu. Za wszystko zapłaciłoby miasto (w domyśle podatnicy), po 50 tysięcy złotych na budowę każdego z nich. Aby ziścił się taki scenariusz, oba wnioski musiały zdobyć jak największą liczbę punktów w miejskim konkursie na nowe place zabaw. 

Stało się jednak inaczej, formalny wniosek o budowę placu na Związkowej został odrzucony już w przedbiegach – wnioskodawca nie dostarczył kompletu wymaganych dokumentów.

„Św. Wojciech” do konkursu przystąpił i... do ostatniego „premiowanego” dziesiątego miejsca zabrakło mu pięciu punktów. Do końca tego roku place zabaw zostaną wybudowane w innych częściach Gdańska, między innymi na Olszynce, Ujeścisku, we Wrzeszczu i w Brzeźnie. 

- Czujemy niedosyt i zdziwienie. Uważamy iż urzędnicy mogli wyżej ocenić plac niźli tylko na 73 punkty. Obecny system oceniania wniosków jest dość kontrowersyjny, ponieważ komisja może w łatwy sposób zdecydować o wyborze danego wniosku. Rozkładając nasz wynik na czynniki pierwsze, rzuca się w oczy zaniżenie punktacji – ostro oceniają członkowie Rady Osiedla „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”, która wspólnie z inną organizacją, Stowarzyszeniem Lokalnym „Orunia” pracowała nad przygotowaniem wniosku w sprawie budowy placu w Św. Wojciechu.

Powołana przez prezydenta Gdańska 10-osobowa komisja konkursowa, w skład której wchodzili urzędnicy i dwóch przedstawicieli organizacji pozarządowych, oceniała wszystkie wnioski w siedmiu kategoriach. Do konkursu zgłoszono 31 lokalizacji, jedenaście z nich nie przeszło formalnego sita. Oceniano pozostałą dwudziestkę, z niej wytypowano dziesięć „najlepszych”. 

Jednak niektóre z ocenianych przez urzędników kategorii mogą rodzić znaki zapytania. Jak na przykład rozumieć punkt „dotychczasowa współpraca oferenta z gminą miasta Gdańsk”, lub inny: „Kwalifikacje i doświadczenie osób bezpośrednio realizujących zadanie”?

W rozmowach z przedstawicielami Wydziału Programów Rozwojowych (jego szef przewodził komisji) dowiadujemy się, że nie ma nic dziwnego w tak sformułowanych, a później ocenianych kategoriach. – Nikt nie da pieniędzy mało znanej organizacji, a te z nich, które mają w swoich szeregach specjalistów, którzy mogą okazać się przydatni w tworzeniu placów zabaw, są oceniani wyżej – tłumaczą. Jacy specjaliści? – Na przykład inżynierowie – ripostują urzędnicy.

Co ciekawe właśnie w tych dwóch kategoriach wniosek ze Św. Wojciecha stracił w sumie 10 punktów. To przekreśliło szansę dzieciaków ze Św. Wojciecha na pierwszy, profesjonalny plac zabaw w ich okolicy.

- Jestem zdziwiony taką oceną miasta. Przecież nasza organizacja dwa lata temu brała udział w tym samym konkursie i wtedy nasz wniosek oceniono jako jeden z najlepszych. Dzięki temu powstał plac zabaw przy ulicy Ubocze, gdzie piecze sprawują nauczyciele i dyrekcja położonej tuż obok szkoły, partner naszego Stowarzyszenia. Dokładnie tak samo miało to wyglądać w Św. Wojciechu – komentuje Piotr Wróblewski, szef SIL „Orunia”.

Ale nie będzie. Przynajmniej nie w tym roku. Miejski konkurs (znów na kwotę 500 tysięcy złotych) planowany jest także na rok 2013.

- Szkoda, że nie udało się w tym roku pozyskać środków na ten plac, ponieważ ten, który został utworzony w ubiegłym roku za środki z budżetu Rady jest dostosowany do najmłodszych dzieci. Starsze niestety w Św. Wojciechu nie mają nic. Najbliższe miejsce do zabaw mają w… Pruszczu Gdańskim lub na Oruni – nie kryją rozczarowania radni osiedla.

Drugi wniosek, który dotyczył placu zabaw na ulicy Związkowej, składała Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej. Przepadł, bo... wnioskodawca nie dostarczył na czas jednego z dokumentów, sprawozdania merytorycznego. – To moja wina, popełniłem błąd, jest mi przykro, że nasz wniosek został odrzucony – przyznaje Przemysław Kluz, który właśnie z ramienia GFIS odpowiadał za cały projekt.