Kanał Raduni - stop, przejścia nie ma!

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-08-17 18:29:00

Lokalni radni osiedla nie odpuszczają – walczą o wybudowanie dwóch pochylni dla niepełnosprawnych wzdłuż remontowanego właśnie Kanału Raduni. Urzędnicy nie mówią „nie”, ale chcą... konkretnych statystyk.

- To jest ważna dla wielu oruniaków sprawa. Mieszkający tu niepełnosprawni nie mogą dostać się na drugą stronę Kanału Raduni. Ani do Parku Oruńskiego, ani do kościoła na Starych Szkotach. Nie ma przejścia, trzeba ciągnąć wózek po dziurawych schodach, kocich łbach. Sama mam chorego syna i nie jestem w stanie zawieźć go do Parku, chociaż bardzo bym chciała – mówi Władysława Górska, mieszkanka Żuławskiej, a także radna osiedla z Oruni.

Ale jest coś jeszcze, co bardziej denerwuje mieszkańców. Oruniacy nie mogą się nadziwić, jak to możliwe, że modernizowany obecnie Kanał Raduni, inwestycja, na którą „poszło” około 150 milionów złotych, nie ma żadnych rozwiązań dla niepełnosprawnych. Marcin Dawidowski, szef gdańskiego Wydziału Programów Rozwojowych tłumaczy, że finansowany głównie ze środków unijnych projekt miał ściśle określony zakres inwestycji. A na rozszerzenie projektu, właśnie chociażby o rozwiązania dla niepełnosprawnych, miasto nie miało już pieniędzy. Takie tłumaczenie nie przekonuje jednak radnych osiedla.

- Ja nie odpuszczę. Czy naprawdę żądam tak wiele? Chcę móc normalnie spacerować po swojej dzielnicy z niepełnosprawnym synem. Walczymy też dla innych niepełnosprawnych mieszkańców, których wiem, bo to sprawdziliśmy, że żyje tutaj niemało – komentuje Górska.

Radni osiedla postulują, aby w ciągu Kanału Raduni wybudować dwie pochylnie dla niepełnosprawnych. Jedna na wysokości przystanku autobusowego Sandomierska – tu chodzi o swobodne dojście do kościoła św. Ignacego. Druga pochylnia w okolicy przystanku Gościnna, w tym przypadku rozchodzi się o cywilizowane przejście do Parku Oruńskiego.

Ze swoim wnioskiem zgłosili się do gdańskich urzędników. Odpowiedź, która nadeszła z magistratu może budzić pewną nadzieję. „Po wstępnej analizie przez służby miejskie omawianej sprawy można stwierdzić, że istnieje techniczna możliwość wykonania pochylni dostosowanych dla osób niepełnosprawnych w w/w lokalizacjach (...) Dojazd do pochylni będzie odbywał się po utwardzonej drodze eksploatycyjnej, pełniącej również funkcję ciągu pieszego, która zostanie wykonana w ramach przebudowy kanału” – piszą urzędnicy WPR w Gdańsku.

Są jednak pewne „ale”. Na wszystko musi zgodzić się Wojewódzki Konserwator Zabytków i Marszałek Województwa Pomorskiego. Barierą pozostają również finanse – koszt wykonania jednej pochylni urzędnicy oszacowali na 150 tysięcy złotych.

Urzędnicy zadali też radnym osiedla swoiste zadanie domowe – chodzi o podzielenie się z gdańskim magistratem, jak piszą przedstawiciele WPR, wiedzą „na temat ile osób na wózkach inwalidzkich czy też matek z dziećmi korzysta dziennie z tych dwóch lokalizacji przystanków i udaje się następnie na drugi brzeg Kanału Raduni”.

- To nieco dziwna prośba. Jak mamy wyliczyć ile osób korzysta z przejść, które nie istnieją? – dziwi się Mateusz Korsztun, zastępca przewodniczącego Zarządu Osiedla „Orunia-Św.Wojciech-Lipce”.

Ale dodaje. – Staraliśmy się jednak oszacować liczbę potencjalnych użytkowników takich przejść. Zgłosiliśmy się do okolicznych kościołów z prośbą o udzieleniu nam informacji, ile w ich parafii jest osób niepełnosprawnych. W kościele św. Ignacego jest blisko 40 osób, które korzystają z wózków inwalidzkich, nie mamy jeszcze statystyk odnośnie kościoła przy Gościnnej.

Radni podkreślają też, że tuż obok Parku funkcjonuje Dom Środowiskowy „Nowiny”, w którym przebywa wiele osób niepełnosprawnych. A ponadto, kwestia braku cywilizowanych przejść nad Kanałem dotyczy też osób starszych, a nawet matek z wózkami. – Z informacji, które uzyskaliśmy od parafii Św. Ignacego wynika, że w przeciągu roku odbywa się tutaj 120 chrztów. Z drugiej strony w naszej dzielnicy mieszka też dużo starszych osób, poruszających się o lasce, kulach, czy korzystających z balkoników – przekonuje Korsztun.

Urzędnicy obiecują, że decyzja w sprawie budowy pochylni zostanie podjęta jak najszybciej. Czy będzie ona pozytywna, tego oczywiście nie wiadomo. – Trzeba wierzyć. Ale też walczyć o swoje. Liczę, że urzędnicy zobaczą, jak ważna to jest dla nas sprawa – podsumowuje Górska.