Sky Orunia: Z tym ludzie się identyfikowali
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-09-04 08:59:00
Przedstawiamy drugą część rozmowy ze Zbigniewem Klewiado, założycielem słynnej nie tylko w dzielnicy telewizji Sky Orunia.
Pierwszą część rozmowy znaleźć można tutaj.
Przychodzili do Pana urzędnicy?
Zaczęło się tak, że któregoś dnia my emitujemy program, a tu zajeżdża samochód z antenką. Państwowa Agencja Radiowa. Z auta wychodzi takich dwóch, jeden z nich nerwowy, krzyczący. „Wyłączyć to natychmiast” – drze się. „Myśmy was namierzyli” – krzyczy.
Ja się pytam, gdzie oni mnie namierzyli. „A przy Parku, po sygnale przyjechaliśmy” – odpowiadają. Mówię im, że trzeba było pierwszego lepszego przechodnia zapytać o Sky Orunię, każdy by im powiedział gdzie się mieścimy. No więc, ci goście coś tam mierzą, liczą. I nagle jeden z nich znów krzyczy: „Wyłączać to natychmiast!”. Spojrzałem na chłopaków. „Wyłączamy?” – pytam. Oczywiście nikt nie chciał. „Dobra, zrobimy Wam tu sprawę” – mówi ten z agencji. „A róbta” – machnąłem ręką.
I zrobili?
Gdzieś za miesiąc przychodzi kolegium, że mam się stawić w sprawie nielegalnego używania pasma. Wieść szybko się rozeszła, daliśmy w programach pasek na dole z informacją, że będę sądzony. „Chcą Wam wyłączyć Waszą telewizję” – pisaliśmy na Sky Orunia. Trochę pod publiczkę musiałem zagrać (śmiech). Ludzie wiedzieli, że kolegium odbędzie się tego i tego dnia na Piwnej. Kiedy doszło co do czego, na sali tłum. Szum głosów. Jeden z ławników, mój znajomek z Oruni tylko mi oko puścił. Później wyrok – sprawa zostaje umorzona. Ludzie zadowoleni, pokazują gest Kozakiewicza tym z PAR-u. A ci agenci tylko spieprzyli bokiem. Ale nie minął miesiąc, a znów przyjechali.
Ci sami?
Ci sami. „Jak to znowu Pan nadaje?” – pytają. „A co mi zrobicie?” – pytam. I znowu kolegium. Dobrze, że Kosik (Krzysztof Kosik, mieszkaniec Oruni – przyp. red.), znał Jamroża, prezydenta Gdańska. Ten nam taki certyfikat pierdyknął, taki glejt na korzyść Sky Orunia. A na kolegium znów to samo, replay: „sprawa umorzona”. Wtedy zdawałem sobie sprawę, że mogą mi „gie” zrobić. Jakbym puścił ludziom, że chcą mnie wyłączyć, to by się tutaj dopiero działo. Ale przyszedł taki czas, że przed Sky Orunia zostały tylko jakieś trzy miesiące życia. Po prostu nie mieliśmy pieniędzy.
Koszty utrzymania stacji były tak duże?
Nasze koszta? Żadne.
To na co Sky Orunia potrzebowała pieniędzy?
Stworzyła się Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Trzeba było złożyć papiery, celem uzyskania koncesji. Tam się płaciło za samo stworzenie wniosku. To były duże pieniądze. Nie mieliśmy takiej kasy.
I znalazł się sponsor?
Trafił nam się gościu, który miał swój sklep na Sandomierskiej, tam gdzie teraz WENA jest. Wydawał nam się kumaty, w Ameryce był, sklep miał. Zrobiliśmy z chłopakami zebranie. Wybraliśmy go na kogoś w stylu szefa. Choć może wtedy jeszcze nie do końca, no ale on miał swoje udziały w Sky Orunia. On pewnie widział w tym wszystkim świetny interes.
Za koncesję też zapłacił?
Dostaliśmy tę koncesję, jako pierwsi w Polsce. Opłata była rozłożona na raty, ale z tego co wiem, on nie zapłacił wszystkiego.
A wcześniej ktoś Panu proponował, że kupi Sky Orunia?
Była wtedy taka telewizja, bodajże Tele Top się nazywała. I stamtąd przyjeżdżali do mnie jacyś Włosi. Dobre samochody, Lancia chyba. Byli i tłumacze. Chcieli, abym pozwolił im wejść do telewizji, abym sprzedał im jakieś udziały. Powiedziałem wtedy chłopakom, że jak sprzedam tym ludziom telewizję, to nie będziemy mieć nic do powiedzenia. I nie sprzedałem.
A dobre pieniądze miał Pan dostać?
Taka walizeczka jakaś stała z boku, która była wymownie dotykana przez tego Włocha. No nie otwierał, ale coś tam przecież było. Teraz żałuję, wziąłbym kasę i bym sobie spokojnie żył.
I co się działo ze Sky Orunia, kiedy pojawił się sponsor z Sandomierskiej?
Facet nakupił jakiegoś sprzętu i zaczął się szarogęsić w Sky Orunia. Obstawił się mądrzejszymi od siebie i się zaczęło. Brał ludzi, którzy powypadali z telewizji publicznych, nieudaczników strasznych. A my którzy tworzyliśmy Sky Orunia od początku, zostawiliśmy odstawienie na boczny tor.
Nie miał już Pan na nic wpływu?
Ja tam miałem już tylko 20 procent udziałów i doszło do tego, że nie wytrzymałem tego szarogęszenia. Mówię mu, że wypisuję się z tej imprezy. I odszedłem. Sky Orunia jeszcze jakiś czas trwała. On przeniósł później siedzibę do Wrzeszcza, na 23-cie piętro Proremu. Wyłączyli mu po jakimś czasie prąd za niepłacenie rachunków, dostał eksmisję stamtąd.
A programy typu miss mokrej podkoszulki to Pan nadawał czy już nowy właściciel Sky Orunia?
To już on kombinował, ale według mnie to już było dziadostwo. Co nas obchodziło co się działo we Wrzeszczu czy w Sopocie. Sky Orunia wcześniej to była Orunia, Św. Wojciech i okolice. I z tym ludzie się identyfikowali.