Orunianie potrzebują...
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-10-28 10:18:00
Jedna z nich mieszkała wiele lat na ulicy Równej, druga na warszawskiej Pradze. Obie pracują na gdańskim Uniwersytecie i obie, w asyście studentów, przygotowały ważny raport "Orunia w perspektywie mieszkańców".
O raporcie pisaliśmy wczoraj. Przedstawiamy wywiad z Anną Strzałkowską i Martą Abramowicz, socjolożkami z Uniwersytetu Gdańskiego.
Jacy są oruniacy?
Anna Strzałkowska, Uniwersytet Gdański: W dużej mierze są związani ze swoją dzielnicą. Badania pokazują, że bardzo duża część orunian mieszka tutaj od wielu lat. Jest bardzo dużo ludzi, ponad 20 procent, którzy mieszkają tutaj od urodzenia, czyli ponad 40 lat. I to jest na pewno ważny zasób. To są ludzie, którzy są bardzo silnie związani z dzielnicą, czasami już z dziada-pradziada.
Marta Abramowicz, Uniwersytet Gdański: Mi z kolei rzuciło się w oczy, że dzielnica jest brudna i orunianie w rozmowach z ankieterami to podnosili. Trudno mi sobie wyobrazić, aby w XXI wieku nie można było uporać się z problemem śmieci. Ale na Oruni to wciąż ważny problem, który nie został rozwiązany. I orunianie o tym nam bardzo często mówili.
Dlaczego w badaniu podają Panie liczbę 7 tysięcy mieszkańców? Przecież dzielnica Orunia-Św.Wojciech-Lipce liczy sobie blisko 16 tysięcy osób. Państwo nie badali całej dzielnicy?
AS: 7 tysięcy to jest ilość osób zamieszkałych na obszarze, który wstępnie został zakwalifikowany jako teren objęty rewitalizacją. Ten obszar został ustalony w porozumieniu z mieszkańcami Oruni i działającymi tu organizacjami pozarządowymi. To jeszcze nie jest kwestia ostatecznie zamknięta, teren nie jest jeszcze ostatecznie doprecyzowany. Ale dla przeprowadzenia naszego badania musieliśmy kierować się przynajmniej tymi wstępnymi ustaleniami.
Po co były te badania?
AS: To badanie miało na celu dać podstawę do podjęcia rozmów o długofalowym rozwoju Oruni. Tutaj intencją było to, aby zapytać samych mieszkańców, czego oni by najbardziej potrzebowali, co jest sercem dzielnicy, jak Orunia powinna się rozwijać. To jest szalenie ważne, aby w procesach rewitalizacji uwzględnić zdanie samych mieszkańców. Oni przecież mają być odbiorcami takiego ożywienia swojej dzielnicy.
Czy oruniacy są dumni ze swojej dzielnicy?
AS: Orunianie mają świadomość tego, że ich dzielnica jest bardzo źle postrzegana przez mieszkańców Gdańska. Co charakterystyczne, nie pojawiła się ani jedna odpowiedź, że Orunia ma bardzo dobrą opinię wśród mieszkańców pozostałych dzielnic. Orunianie mają świadomość tych stereotypów i gorszego widzenia ich dzielnicy. Oni sami są w większości wypadków zadowoleni, że tutaj mieszkają. Jednak jest grupa ludzi, która mówi, że gdyby była możliwość przeprowadzki, to na pewno by z niej skorzystali. Myślę, że przeszkadzają im codzienne uciążliwości – dziurawe drogi, problem śmieci...
No właśnie, co przeszkadza oruniakom?
MA: Dewastacja dzielnicy. Nierozwiązany problem latających po ulicach śmieci, niezabudowane śmietniki i ogólnie też zaśmiecający okolice mieszkańcy. Z drugiej strony infrastruktura komunikacyjna - najgorzej został oceniony stan dróg, ulic, chodników, brak ścieżek rowerowych. Oruniacy mówili o nawierzchni ulic, które niejednokrotnie są tak dziurawe, że aż nieprzejezdne. Zwracano uwagę na brak miejsc do uprawiania sportu czy brak sklepu dyskontowego, choć ten ostatni problem został już w jakieś części rozwiązany. Ale w odpowiedziach pojawił się również brak sfery usługowej, związanej z tym, że nie ma tu kawiarni, jest mało bankomatów, itp.
Około 30 procent badanych deklaruje, że ma za sobą jakieś działania na rzecz Oruni. Mieszkańcy mówili konkretnie, co takiego zrobili?
MA: Należy zastanowić się jak to pytanie zostało zrozumiane. Niektórzy uważają, że takim działaniem jest już to, że sprzątają po swoim psie...
Psie kupy jako działanie na rzecz dzielnicy?
MA: Ja bym się z tego nie śmiała. Taka osoba się wyróżnia na tle swoich sąsiadów, którzy najprawdopodobniej nie sprzątają po swoim psie. W związku z czym, jeżeli jest nawet takie najmniejsze działanie społeczne, to należy na tym bazować. Bo to jest już osoba, która jest skłonna coś zrobić w porównaniu z osobami, które tego nie robią. Chociaż oczywiście ja bym działania społeczne rozpatrywała w innych kategoriach, ale ważne jest, że nawet tak małe rzeczy są podnoszone przez mieszkańców.
O jakiej jeszcze aktywności mówili mieszkańcy?
MA: To były zwykle rzeczy dotyczące uporządkowania terenu wokół swojego bloku. Remonty elewacji, sprzątanie podwórek, zrobienie kanalizacji.
W swoim badaniu podają Panie informację: „średni dochód mieszkańca Oruni jest o wiele niższy niż średni dochód przeciętnego mieszkańca miasta pow. 500 tys. mieszkańców” , a jednocześnie w ankiecie było pytanie, o tym, czy oruniacy przeznaczyliby symboliczną złotówkę na konkretne prace w swojej dzielnicy. To nie jest naiwne postawienie sprawy? Ludzie już teraz płacą podatki, wysokie czynsze, mieliby jeszcze płacić ze swojej kieszeni za to, co przynajmniej w teorii powinno robić miasto?
MA: Ale oni chcą płacić, żeby coś na ich dzielnicy się zmieniło. Podatki, o których Pan mówi, przechodzą przez ileś urzędów zanim do nich trafią. Jeżeli byłaby organizacja, która by się zajmowała bezpośrednio Orunią, to ta symboliczna złotówka płacona przez mieszkańców byłaby przeznaczona na bezpośrednie zmiany w ich okolicy. Mieszkańcy mogliby zauważyć te zmiany i też od razu sprawdzić na co ta złotówka została wydana.
Skad informacja, która pojawiła się w Pań badaniu, że „orunianie nie mają zaufania do miasta”?
MA: Brak zaufania do rządzących, to nie tylko cecha oruniaków. W przypadku naszego raportu o braku zaufania można wnioskować z pytań opisowych, gdzie ludzie pisali, że coś nie zostało załatwione od lat 70-tych, na przykład nie ma przejazdu nad torami. Albo ktoś mówił, że przecieka mu dach. A w związku z tym, że miasto nic z tym do tej pory nie zrobiło, aby rozwiązać te i inne sprawy, to mieszkańcy tracą zaufanie i nie wierzą, że coś się w przyszłości zmieni. Jest takie przeświadczenie, że Orunia jest dzielnicą zapomnianą przez urzędników. Ale należy pamiętać, że ogólnie w Polsce mamy powszechny brak zaufania od polityków, czy do osób reprezentujących władzę.
AS: Ja bym jeszcze dodała, że z odpowiedzi mieszkańców Oruni wynika jeszcze jedna kwestia. Ich zdaniem, nie ma dobrego kontaktu z urzędem, urzędnicy nie uprzedzają o swoich działaniach, planuje się coś bez konsultacji. Mieszkańcy dowiadują się o takich działaniach post factum. To na pewno nie buduje zaufania do urzędników.
No właśnie, Panie nie uważają, że raport z badań powinien jak najszybciej pojawić się w Internecie, aby mogło się z nim zapoznać jak najwięcej oruniaków?
AS: Z naszego punktu widzenia warto, żeby wszyscy mogli raport przeczytać i skorzystać z dostępnych tam danych. Nie wiemy jeszcze kiedy raport się pokaże, ale mamy nadzieję, że stanie się to jak najszybciej, jak tylko osiągnie swój ostateczny kształt.
Raport, które Panie pokazują, nie jest ostateczną wersją?
AS: On może się jeszcze w niewielkim stopniu zmienić. Chociażby z tego spotkania mogą wyniknąć jakieś dodatkowe rekomendacje. Na przykład kwestia przejazdu kolejowego na Oruni, którą być może należy jeszcze bardziej uwypuklić we wnioskach końcowych. Że jest to kwestia ważna dla mieszkańców dzielnicy.
Jakie rekomendacje dla urzędników znalazły się w Pań raporcie?
MA: My opisałyśmy potrzeby mieszkańców Oruni. To, co według nich powinno być zrobione na Oruni w pierwszej kolejności, na czym powinna skupiać się rewitalizacja, jaki powinien być na nią pomysł.
Wskazałyśmy to jak ważnym dla mieszkańców jest problem nieuporządkowanych śmieci na Oruni. Teraz chodzi o to, aby zaangażować mieszkańców w dbanie o swoje otoczenie. To jest działanie społeczne. Nie, że my, mieszkańcy oczekujemy, że miasto posprząta. Ale sami angażujemy się w sprzątanie i oczywiście nie śmiecimy.
Skoro na Oruni mieszka dużo osób z niskimi dochodami, jest wielu bezrobotnych, wielu korzystających z pomocy społecznej, to można wnioskować, że jest to pewien model życia. I że on może przenosić się także na kolejne pokolenie. Trzeba więc pomyśleć o działaniach profilaktycznych, aby angażować takich ludzi. Aby nie stali pod sklepem, aby włączali się w nawet najmniejsze działania. To będzie już jakaś zmiana świadomości. Gdzieś za nią powinny iść zmiany komunikacyjne, infrastrukturalne. Ale nie można zapominać o sferze społecznej, chociaż na Oruni w tym względzie już teraz sporo się dzieje. Działa SIL „Orunia”, GFIS, działa portal MojaOrunia, myślę, że inne dzielnice nie mogą poszczycić się takim zaangażowaniem.
Dziękuję za rozmowę.