Kto to widział, żeby piec psuł się w zimie!

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2012-12-16 11:19:00

69-letnia, schorowana i poruszająca się na wózku orunianka przez blisko 10 dni musiała marznąć w swoim domu, bo nie mogła doprosić się u gdańskich urzędników o usunięcie awarii. Po naszej (i nie tylko naszej) interwencji piec został wymieniony niemalże natychmiast i na Przy Torze 13/9 jest już ciepło. Zaskakują za to komentarze niektórych przedstawicieli lokalnej władzy.

Ta historia pokazuje „ciemną stronę” (bo na szczęście czasem można zobaczyć i tę drugą) gdańskich urzędów. Pokazuje, że przynajmniej niektórzy reprezentanci lokalnej władzy nadal mentalnie tkwią w systemie sprzed 89 roku. A ich sposób traktowania mieszkańców przypomina właśnie PRL-owski, wyśmiany przez reżysera Stanisława Bareję styl: „klient w krawacie mniej awanturujący się” . 

Historia pokazuje również, że wystarczy jeden telefon „z góry” i nagle to, co jeszcze przed chwilą było niemożliwe do zrobienia, nagle staje się całkowicie realne. Ot, taka magia rodem ze słynnej wizytówki Jana Winnickiego z „Alternatywy 4”.

Ale po kolei. Kilka dni temu o pomoc poprosiła nas pani Grażyna, która na swoim blogu opisała bulwersującą historię. 
„Na początku grudnia mojej mamie zepsuł się piec centralnego ogrzewania. Zaczęła z niego wyciekać woda. Mama porusza się na wózku. Jest bardzo schorowana, więc sama nie jest w stanie nic załatwić. Nie wychodzi z domu.

Mając doświadczenie w kontaktach z administracją budynku, a w szczególności znając ich „poważne” podejście do zgłaszanych awarii, 4 grudnia napisałam podanie w dwóch egzemplarzach. Potwierdzoną kopię zapobiegawczo zachowałam dla siebie (...) Mieszkanie w domu z czerwonej cegły trudno jest ogrzać paląc w zainstalowanym w piwnicy piecu. Nie muszę mówić jakie panują tam warunki gdy piec nie działa. Syberia.

Składając podanie zapytałam czy naprawa pieca należy do obowiązków administracji.
- Tak, naprawimy go, o ile znajdą się pieniądze – potwierdziła urzędniczka(...)”

Dalej robi się jeszcze bardziej absurdalnie. Czytając komentarze „pań” z wszelkiej maści BOM-ów (ciekawie brzmiąca tutaj nazwa: Biuro Obsługi Mieszkańców), znów nasuwają się skojarzenia z kultowego serialu „Alternatywy 4”, lub "Misia".

„(...)Natychmiast dzwonie do działu technicznego w BOM nr 4. Jestem przełączana od urzędniczki do urzędniczki. W końcu trafiam na właściwą. Tłumaczę, że sprawa jest bardzo pilna bo od 4 grudnia Mama nie pali w piecu. Jest bardzo chora i marznie.
- Pod koniec roku zgłasza pani awarię pieca? My nie mamy pieniędzy na naprawę! – mówi z pretensją w głosie, wielce zszokowana moją prośbą(...)”

Pani Grażyna jest odsyłana do kolejnych urzędników. W tej wydawałoby się prostej sprawie, nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy awaria zostanie usunięta. Pani Hanna, 69-latka z ulicy Przy Torze musi marznąć nadal. 

Jadę pod wskazany adres. Otwiera mi starsza pani na wózku. Ubrana w trzy swetry, szlafork, getry, spodnie, trzy pary skarpet, buty i czapkę. Jak tłumaczy, to taki standardowy zestaw do spania i chodzenia po mieszkaniu. – Dzisiaj jest u mnie ciut cieplej, bo pogoda trochę lepsza – uśmiecha się smutno.

Mówię kilka słów i natychmiast zauważam, że leci mi para z ust. Siedzę w swetrze i po chwili żałuję już, że zdjąłem swój płaszcz. Jest naprawdę zimno.

Mieszkanie mojej rozmówczyni jest komunalne, czyli należy do miasta. Pani Hanna, której dochód wynosi nieco ponad 1150 złotych miesięcznie, zapewnia, że płaci wszystkie rachunki. – I za czynsz i za prąd, za gaz, nawet ubezpieczenie mieszkania mam. Węgiel też sama kupuję – mówi. - Ja od nikogo nic nie chcę. Sama sobie napalę. Ja tylko chcę, aby ktoś do mnie przyszedł i powiedział mi, czy mi naprawa tego pieca się należy, czy też nie – 69-letnia kobieta nie potrafi powstrzymać łez.

Mama pani Grażyny cierpi między innymi na nadciśnienie tętnicze i reumatoidalne zapalenie stawów. – Nie chcę się skarżyć – kwituje krótko.
Przez niemalże już dziesięć dni pani Hanna ogrzewa 49-metrowe mieszkanie „Farelką”, dwoma palnikami gazowymi i małym, pożyczonym piecykiem. Nie chce przenieść się do córki, bo jak mówi: „musi czekać na kogoś z ADM”. Z tego czekania nic jednak nie wynika.

Może nie powinienem, ale jestem zły. Awaria pieca, schorowana, płacąca na czas rachunki starsza kobieta i zero reakcji nikogo? To tak wielki problem dla miasta, którego liczni, opłacani z podatków rzecznicy co rusz pokazują nam (i przecież niekiedy zupełnie słusznie), że Gdańsk jest „cool”, „trendy” i ogólnie „tu się żyje”?

A więc, czy dla takiego miasta jest to kłopot, aby wygospodarować trochę czasu i środków w takiej sytuacji? A może faktycznie pani Hannie z racji tego, że jest „tylko” najemcą lokalu, nie przysługują żadne prawa? I nowy piec otrzyma, „jak znajdą się pieniądze”, czyli na przykład w przyszłe lato? 

- Gdybym mogła poprosić prezydenta o jedną rzecz, to tylko chciałabym mieć ciepło w mieszkaniu – mówi mi pani Hanna.

Wysyłam kilka zapytań do różnych instytucji. Niemal natychmiast odpowiada mi Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska.
- Dyrektor GZNK (Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych – przyp. red.) przekazał do BOM-u, by potraktował sprawę pieca priorytetowo. I w całej sprawie zostało zarządzone postępowanie wyjaśniające powodu opieszałości i sposobu traktowania mieszkańców – mówi rzecznik.

Po chwili przesyła nam jeszcze e-maila. - Jak zapewnił mnie dyrektor Rydlewski z GZNK piec ma być jutro wymieniony.

Dzień później dostajemy e-maila od rzecznika GZNK, w którym informuje nas, że piec na Przy Torze został już rzeczywiście wymieniony. Co ciekawe, pada też kilka nad wyraz interesujących zdań.

- Każda sytuacja awaryjna ma swój szczególny charakter, natomiast najistotniejsze jest to, żeby była najmniej odczuwalna przez osoby , które zostały nią dotknięte. W trakcie procedury wyjaśniającej nie stwierdzono uchybień w działaniu służb technicznych, natomiast istotnym są obowiązki najemcy w zakresie bieżącej konserwacji i naprawy urządzeń ogrzewania etażowego, wynikający wprost z ustawy o ochronie praw loka torów – mówi nam Magdalena Dyba z GZNK.

Być może jest to pokłosie „postępowania wyjaśniającego”, o którym wspominał wyżej rzecznik prezydenta.

Co ciekawe, nie my jedyni podjęliśmy interwencję w tej sprawie. Pani Grażynie udało się dojść do osób, które poinformowały najwyższe władze w Gdańsku o tym, co się dzieje na Przy Torze 13.

- Dzięki wpisowi na blogu, informacja dotarła do wielu osób. We wtorek TVN 24 miał zrobić z mamą wywiad. Również Prezydent Paweł Adamowicz dowiedział się o sprawie. Zajął się sprawą osobiście i tak skutecznie, że w piątek pięciu pracowników administracji zainstalowało nowy piec. Mama w końcu ma ciepło. Jestem za to ogromnie wdzięczna Prezydentowi. Tak na marginesie nachodzi mnie refleksja, że wiele jest osób, które nie mają możliwości zawalczyć o należne im prawa – podsumowuje pani Grażyna.