Sklepu już nie ma, są oskarżenia
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-01-04 16:24:00
Molestowanie seksualne, niewypłacanie pensji, picie w pracy – to poważne oskarżenia, które pod adresem swojego szefa wysuwają pracownice, do niedawna pracujące jeszcze w „Żabce” przy ulicy Gościnnej. On sam odpiera wszystkie zarzuty. Sprawą zainteresowała się lokalna telewizja, sklep od trzech tygodni pozostaje zamknięty.
- Szef w pracy chodził czasami pijany, nieraz widziałam też jak „po pijaku” wsiada do samochodu. Zalega mi z wypłatą pensji na 2 tysiące złotych. Gdy byłam na zwolnieniu lekarskim i pytałam o zaległość, od żony szefa usłyszałam: „g...o ci się należy” – mówi nam pani Dorota, była pracownica sklepu Żabka przy Gościnnej.
I dodaje. – Stałam za ladą i szef potrafił łapać mnie za pupę. Mówiłam stanowczo, żeby tego nie robił.
Jej koleżanka, Alicja Talarek: - Wcześniej szef miał „Żabkę” na Partyzantów we Wrzeszczu. Tam również przychodził do pracy kompletnie zalany. W takim stanie obsługiwał klientów. Mi kiedyś chciał za 200 godzin pracy wypłacić 100 złotych. Później zgodził się na 800 złotych, a kiedy nie ustępowałam, oskarżył mnie o kradzież papierosów i napojów. I zagroził, że pójdzie na policję.
Sklep przy Gościnnej od połowy grudnia już nie funkcjonuje. - Z uwagi na nieprawidłowości w funkcjonowaniu sklepu w dniu 13.12.2012r. zakończyliśmy współpracę z ajentem placówki przy ul. Gościnnej 5 – wypowiada się dla nas Jacek Spychała, rzecznik prasowy Żabka Polska Sp. zo.o.
Nieprawidłowości, o których wspomina rzecznik, skłoniły pracownice sklepu do założenia sprawy w Państwowej Inspekcji Pracy. Ekspedientki opowiedziały też o swoich problemach przed kamerami. Kilka dni temu w gdańskiej Panoramie wyemitowano na ten temat krótki materiał.
- Szef do mnie: „Co chcesz ode mnie? Ja powiedziałam, że prosiłabym o wypłatę. „Nie ma żadnej wypłaty”. Koleżanka jest świadkiem, bo widziała jak rzucał się z rękami do mnie – mówi w materiale TVP Daria Chyła, była pracownica „Żabki” przy Gościnnej 5.
- Zwolniłam się w sytuacji, kiedy szef złapał mnie za piersi za kasą – dopowiada jej koleżanka, Elżbieta Kleszcz.
Były ajent sklepu na Gościnnej odpiera zarzuty o molestowanie. Ma również wytłumaczenie na jego problemy z zaleganiem z wypłatami dla swoich pracownic. Wskazuje, że pracownice okradły go w sumie na ponad 10 tysięcy złotych.
- Ja po prostu potrzebuje czasu aby z tego się wydobyć. Przecież 10 tysięcy nie zarabia się w 5 minut – mówi dla gdańskiej Panoramy.
Nam udało się dotrzeć do jednej z pracownic, która podejrzewana jest przez byłego szefa o kradzież 1000 złotych. Kobieta prosi nas o zachowanie anonimowości – Do tej pory nie mogę uwierzyć w to co się stało. O to jak zostałam potraktowana, o co zostałam oskarżona – mówi wyraźnie roztrzęsiona.
– Pracowałam miesiąc na okres próbny, później miałam dostać umowę. I w dniu, w którym miałam rzekomo ją podpisać, szef wezwał do siebie. Oskarżył mnie o kradzież sumy 1000 złotych. Byłam zupełnie w szoku. Moje tłumaczenia w ogóle go nie obchodziły, musiałam zadzwonić po ojca, aby móc wyjść ze sklepu – dopowiada.
Próbowaliśmy skontaktować się z byłym ajentem „Żabki” na Gościnnej. Jego telefon jest jednak cały czas wyłączony.
We wspomnianym wcześniej materiale TVP mówi on dziennikarzom: - Dałem im (pracownicom – przyp. red.) ostatnie pieniądze w kasie, nie wpłaciłem do banku i z tego powodu została mi wypowiedziana umowa.
Poprosiliśmy o komentarz rzecznika „Żabki”. - Ajenci naszych sklepów to indywidualni przedsiębiorcy, którzy sami zatrudniają pracowników – sprzedawców, z tego względu spór dotyczący niezapłaconych wynagrodzeń rozwiąże Państwowa Inspekcja Pracy. Sprzedawczyniom zaproponowaliśmy podjęcie współpracy z naszą firmą.
Sprzedawczynie, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że nikt z „Żabki” się z nimi nie kontaktował. – To ciekawa deklaracja. Wie Pan, że ja nie mogę się zatrudnić w żadnej innej „Żabce”? Bo mój były szef wszędzie rozpowiedział, że rzekomo ukradłam mu towar. Ja i moje koleżanki sprawy nie odpuścimy. Jeżeli trzeba będziemy się sądzić o nasze pieniądze i o nasze dobre imię – mówi Alicja Talarek.