Ciężarna kobieta: Potrzebuję pomocy; Policjanci: Nie przyjedziemy
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-02-21 20:06:00
Kobieta w czwartym miesiącu ciąży, po tym jak mężczyzna groził, „że ją skopie”, nie mogła doprosić się o przyjazd policji. Od funkcjonariuszy usłyszała, że musi sama pofatygować się na komisariat. Po naszych pytaniach Komendant Miejski w Gdańsku obiecał wyjaśnić całą sprawę.
O wszystkim poinformował nasz Mirosław Literski, kierownik oruńskich osiedli Gdańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Kobieta, której grożono, jest jego pracownicą. Literski w rozmowie z nami uważa, że policjanci z Platynowej zachowali się w tym przypadku poniżej wszelkiej krytyki.
Cała sytuacja miała miejsce w lipcu zeszłego roku. Czemu dopiero teraz sprawa ujrzała światło dzienne? - Nie chciałem wracać do tematu, kiedy moja pracownica była jeszcze w ciąży. Ona też mi mówiła, że nie chce się już denerwować. I tak w wyniku tego zajścia trafiła do szpitala i musiała zrezygnować na jakiś czas z pracy. Ale taką znieczulicę policjantów trzeba piętnować, aby w przyszłości ich zachowanie może się nieco zmieniło – odpowiada Literski.
Co dokładnie się wydarzyło? - Jednego dnia moja pracownica była sama w budynku administracji na Diamentowej. Przyszedł do niej lokator, mówiąc, że ktoś zalewa mu mieszkanie. Chciał naszej natychmiastowej interwencji. Od słowa do słowa, mężczyzna stawał się coraz bardziej agresywny. Wreszcie zaczął jej grozić. Krzyczał, że ją pobije, a nawet skopie – opowiada Literski.
Chwilę później mężczyzna z budynku wyszedł. Roztrzęsiona kobieta zaczęła jednak działać. Wysłała stosowne ekipy do zalewanego właśnie mieszkania. Okazało się, że lokal wyżej, z którego ciekła woda, stoi obecnie pusty. Jego właściciel przebywał aż w Tczewie. Mijały kolejne minuty, „zalewany” lokator denerwował się coraz bardziej. Swe kroki ponownie więc skierował do budynku spółdzielni. I znów był agresywny. Znów pojawiły się groźby w stosunku do nieco ponad 30-letniej kobiety, która w tamtym czasie była w czwartym miesiącu ciąży.
Kobieta zadzwoniła do dzielnicowego. I tu czekała ją niemiła niespodzianka. Funkcjonariusz miał jej odpowiedzieć, że musi ona sama przyjść na komisariat i dopiero tam złożyć zawiadomienie. Zdenerwowana pracownica spółdzielni tłumaczyła, że boi się o zdrowie swoje i swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Bała się, że mężczyzna może wrócić i ją skrzywdzić. Policjant był miły, ale nieubłagany. Kobieta usłyszała ponadto, że ma jeszcze jedną opcję – dzielnicowy radził jej, niczym wykwalifikowany prawnik, że może pozwać agresywnego mężczyznę.
Po jakimś czasie na policję dzwonił już sam kierownik GSM. Tym razem słuchawkę podniósł dyżurny komisariatu na Platynowej. Literski usłyszał podobne tłumaczenia: że musi sam przyjechać, że może pozwać lokatora „z cywila” - Wreszcie ubłagałem (ciekawe słowo w kontekście telefonu do policji, prawda? – przyp. red.), aby policja przyjechała. Chodziło o to, żeby porozmawiali z lokatorem. Sprawdzili czy nie jest pijany. Mężczyzna mógł przecież wrócić do domu, napić się tam alkoholu i przyjść ponownie jeszcze bardziej agresywny. Mogło dojść do tragedii – komentuje.
Policjanci przyjechali na ulicę Diamentową, ale zamiast interwencji ponownie zabawili się w prawników. Nie kwapili się wybrać do krewkiego lokatora. - Znów ich ubłagałem (!), aby poszli do tego Pana, aby sprawdzili sytuację - opowiada nam kierownik. Policjanci wreszcie zgodzili się pójść do mieszkania, ale do budynku administracji już nie wrócili. - Nie przyszli do nas z powrotem, nie uspokoili mojej pracownicy - komentuje kierownik. Mężczyzna po jakimś czasie wrócił do budynku administracji ponownie. Krzyczał i przeklinał, że ktoś miał czelność wezwać do niego policję.
Co ciekawe i bulwersujące jednocześnie, kobieta była tak roztrzęsiona, że wezwano do niej karetkę pogotowia. Od razu została przewieziona do szpitala. Od tego czasu nie wróciła do pracy. Lekarze zabronili jej wracać do pracy przed urodzeniem dziecka.
- Czy tak zachowują się stróże prawa? Ja rozumiem, że mogą mieć coś na głowie, ale co jest ważniejsze od takiego wezwania? Od sytuacji, kiedy dzwoni przerażona kobieta w ciąży, której ktoś przed chwilą groził? - mimo że od całej sytuacji upłynęło już wiele czasu Literski jest wyraźnie poruszony.
Wysłaliśmy podobne pytania do Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku. - W odpowiedzi na Pana e-maila informuję, że Komendant Miejski Policji w Gdańsku po zapoznaniu się z jego treścią polecił wyjaśnić wszelkie okoliczności tej sprawy – odpowiada nam Lucyna Rekowska, rzecznik Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku. Jak się dowiedzieliśmy, nasze pytania trafiły już do policjantów z Komisariatu na Platynowej.
Zamiast jednoznacznej odpowiedzi pada jeszcze takie wyjaśnienie: - Należy pamiętać, że każdy kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, a groźba ta wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, popełnia przestępstwo z art. 190 kodeksu karnego. Ściganie sprawców tego przestępstwa odbywa się na wniosek osoby pokrzywdzonej. Tak więc osoba pokrzywdzona oprócz złożenia zawiadomienia w tej sprawie musi złożyć wniosek o ściganie i ukaranie sprawcy – przypomina Rekowska.
Czyli jeżeli naszej dziewczynie/żonie/znajomej ktoś grozi (ale nie dochodzi do rękoczynów), to powinna mieć nadzieję, że w pobliżu jest gdzieś komisariat. I to ona powinna tam przyjechać (może na sygnale?) i poszukać zainteresowania policjantów. Brzmi absurdalnie, ale opowiedziana wyżej historia może dowodzić, że takie absurdy zdarzają się jednak naprawdę.
Rzecznik policji przypomina o ważnej rzeczy. - Jeśli jakaś osoba ma zastrzeżenia co do zachowania policjantów, sposobu ich postępowania czy przeprowadzenia interwencji, ma prawo złożyć skargę w tej sprawie do przełożonego tych policjantów. Składający skargę może złożyć ją osobiście w komisariacie lub komendzie policji. Skargę można złożyć również: pocztą na adres: Komenda Miejska Policji w Gdańsku ul. Nowe Ogrody 27, 80-803 Gdańsk, lub pocztą elektroniczną: skargi-kmpgdansk@pomorska.policja.gov.pl
Czy kierownik GSM złoży takie zawiadomienie?
- Zależało mi, aby ta sprawa poszła w eter, aby nie została zamieciona pod dywan. Dlaczego nie poskarżyłem się w policji? Nie mogę właściwie nic dobrego powiedzieć na temat ich pracy na naszym osiedlu. Działają z opóźnieniem, albo wcale i jeszcze twierdzą, że są fachowcami, że wszystko robią w porządku. Tymczasem opisana przeze mnie sprawa rzuca cień na ich pracę. Nie wiem czy skarga do Komendanta coś by w tym względzie poprawiła – nie ukrywa Literski.