Kto gra w LOL'a?
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-03-14 14:40:00
Grupa młodych oruniaków organizuje w najbliższą sobotę (16.3) w Gościnnej Przystani turniej (dla wszystkich grup wiekowych) popularnej gry komputerowej League of Legends (LOL). Zaczęło się od pomysłu, później był już druk i roznoszenie ulotek, a także… szukanie sponsorów. „Młodzi” poszli na dyżur do radnej miasta.
Czy nam się to podoba, czy też nie – gros nastolatków spędza czas przed komputerem. Niektórzy, jak Alan z Oruni, nawet kilkanaście godzin dziennie. – Nie że każdego dnia, ale czasem, w weekend właśnie tyle gram – mówi.
Nastolatek z Oruni, podobnie jak jego koledzy z dzielnicy, a także setki tysięcy osób na całym świecie, codziennie odpala na swoim komputerze tak zwanego LOL'a. Dla nieco bardziej wtajemniczonych - League of Legends. To sieciowa rozgrywka, w której gracze zdobywają kolejne punkty doświadczenia. Działa tu więc klasyczna w tego typu grach zasada: od zera do bohatera.
Ci ostatni w trakcie rozgrywki łączą się w zespoły. Wspólnie walczą z komputerowymi przeciwnikami. A także z innymi graczami. Z czasem „znajdują” w grze lepsze bronie i lepsze zbroje. Brzmi ciekawie? Pewnie nie dla wszystkich. – Bo takie gry nic wnoszą: młodzi marnują czas, uczą się przemocy. Mogliby w tym czasie jakąś książkę przeczytać – komentują co po niektórzy.
Nastolatkowe z Oruni, którzy skupieni są w oruńskim Klubie Młodych, śmieją się z takich opinii. – Jak to gry nic nas nie uczą? Jak grasz w LOL-a to rozmawiasz z ludźmi z całego świata. Ile ciekawych słów można po angielsku się nauczyć – po chwili z ich strony, w ramach swoistej demonstracji, pada kilka niecenzuralnych słów w języku Shakespeare'a. Młodzież, która w powszechnych szkołach, niczym w znanym filmie z Markiem Kondratem w roli głównej, pięć lat uczy się "odmień być", tutaj chłonie wszystko jak gąbka. A to, że słowa na F...no cóż.
Ale po chwili młodzi oruniacy poważnieją. – Przecież wiadomo, że jak jest fajna pogoda, to człowiek nie gra, ale idzie grać w piłkę. Ludzie grają w LOL'a na całym świecie. Są turnieje, gdzie najlepsi dostają nawet milion dolarów – opowiada mi Błażej.
Na Oruni tak wysokich nagród nie będzie. Ale turniej – jak najbardziej. Od A do Z organizują go „dzieciaki” z oruńskiego Klubu Młodych. Najpierw był pomysł. Później tworzenie ulotek, ich druk i roznoszenie po lokalnych szkołach. Następnie strona „z wydarzeniem” na Facebooku. Zapraszanie kolejnych znajomych.
Dziś już wiadomo, że w sobotnim turnieju wystartuje przynajmniej 24 graczy. – Byłoby pewnie więcej ludzi, gdyby w Domu Sąsiedzkim było więcej komputerów – mówią młodzi organizatorzy.
W całej akcji przyszedł też moment, w którym trzeba było odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie: skąd wziąć pieniądze na nagrody? No bo co to za turniej, gdzie nie ma nagród, prawda?
Przy delikatnej podpowiedzi ze strony wychowawców, młodzież postanowiła przedstawić swój problem… radnej miasta, która właśnie w Gościnnej Przystani miała swój dyżur. Rezultat? – Przyszli do mnie całą grupą, byli trochę zdenerwowani, ale szybko się dogadaliśmy. Postanowiłam ufundować im drobne nagrody: pendrivy, piłki nożne, plecaki i karty paysafe do ich gry – mówi Beata Dunajewska, radna miasta.
– Cieszę się z takiej inicjatywy. Młodzi sami się zorganizowali i uważam, że to jest wartość sama w sobie. Problemem wielu projektów dla młodzieży jest to, że są one często oderwane od rzeczywistych potrzeb młodych ludzi . W tym przypadku jest zupełnie inaczej – uważa Ewa Sasimowska, wychowawca w oruńskim Klubie Młodych.