To warto zmieniać coś na Oruni?

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-05-27 19:49:00

Trwają prace na pięciu oruńskich podwórkach – do roboty wzięli się również i mieszkańcy dzielnicy. Niektórzy z nich chcą iść za ciosem – już teraz planują kolejne ulepszenia w swojej okolicy. Są jednak i tacy, którzy zamiast zmieniać coś dookoła, wolą narzekać.

Zachwaszczone, brudne, zas...ne podwórko. Żadnej piaskownicy, ani jednej huśtawki, żadnej zadbanej zieleni. Obskurne, wiecznie przepełnione i w żaden sposób niezabudowane śmietniki straszą swym wyglądem odwiedzających Orunię. A także wszystkich okolicznych mieszkańców, którzy zachowali jeszcze resztkę poczucia estetyki. Na placu stoją samochody, każdy parkuje jak i gdzie chce. Prawdziwa wolnaamerykanka. Pełen chaos.

Na Oruni wciąż nie brakuje podwórek, które właśnie w taki sposób się prezentują.

Czas na dobrą wiadomość: w ostatnich tygodniach ich liczba się zmniejsza.

W pięciu miejscach na dzielnicy robi się ładniej. Czyściej. Po prostu „bardziej normalnie”. Wszystko za sprawą projektu, o którym pisaliśmy tutaj.

Boimy się zmian?
Sprawa jednak nie jest taka prosta. Czas na wiadomość złą: zmiany te są ostro krytykowane.

Przez  przynajmniej niektórych oruniaków.  Ludzie narzekają na wiele rzeczy: a to praca na podwórkach idzie za wolno („i jest rozkopane”), a to śmietniki przesunięto w złe miejsce, a to nie ma gdzie postawić samochodu, a to nowa piaskownica  stoi nie tam gdzie trzeba („bo o 19 już nie pada na nią słońce”), a to w ogóle nie ma sensu nic robić na Oruni: „bo to i tak się zdewastuje”.

Wszystkie te uwagi, wypowiedziane często nader agresywnie i w sposób nad wyraz kategoryczny, trafiają do organizatorów akcji, którzy przyznają: nie jest łatwo tego spokojnie słuchać.

- Ludzie chcieliby zmienić przestrzeń wokół siebie, ale boją się zmian, stąd taki opór – mówi Przemysław Kluz, reprezentant Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej i główny pomysłodawca akcji rewitalizacji podwórek na Oruni. - Są też tacy, którzy chcą zmian tylko pod swoje potrzeby: chcą parkować pod swoim oknem, a jednocześnie śmietniki powinny stać pod oknem sąsiada, dzieci powinny mieć miejsce do zabawy, ale nie kosztem miejsc dla samochodów. To są sprzeczne, nie do pogodzenia ze sobą postulaty – mówi Kluz.

I przypomina, że akcja rewitalizacji podwórek nie jest miejskim pomysłem, a on sam nie jest urzędnikiem, a także że środki w projekcie są ograniczone (75 tysięcy złotych na 5 podwórek) i dlatego nie wszystko da się zrobić od razu. Kluz podkreśla również, że mieszkańcy mieli sporo okazji, by zadecydować o wyglądzie swoich podwórek. Takie dyskusje nie cieszyły się jednak zbyt wielkim powodzeniem.

Zaczynamy od...
Ale są i tacy mieszkańcy, którzy włączyli się w akcję. Na każdym z rewitalizowanych podwórek pracują oruniacy. Dzieci, dorośli, osoby starsze. Przekopują ziemię, sadzą drzewka, montują ławki. Pomagają im pracownicy GFIS-u, biorący udział w akcji trójmiejscy studenci i architekci, a także niektórzy radni osiedla.

Każde z podwórek będzie miało zamykaną (niezadaszoną) wiatę śmietnikową, ławki, nowe nasadzenia. Na Związkowej 1-3 powstanie miniboisko, nieopodal Związkowej 6 – muldy dla dzieciaków. Niektóre fragmenty podwórek zostaną wygrodzone. Jak pokazują komentarze poniżej, oruniacy myślą nad dzierżawą swoich podwórek i nad kolejnymi, finansowanymi już przez siebie inwestycjami. Apetyt rośnie w miarę jedzenia? Zobaczymy.

- Od czegoś trzeba zacząć. Nie zgadzam się z tezą: „nie warto nic na Oruni robić, bo i tak zostanie zdewastowane”. Jak pokazuje historia podwórka z ulicy Ramułta (o akcji pisaliśmy tutaj – przyp. red.), wcale tak nie musi być. Poza tym, czy rzeczywiście nie powinniśmy niczego robić na Oruni? Ja się na to nie godzę. Cieszę się, że są mieszkańcy, którzy również się na to nie godzą. I pracują nad upiększaniem swoich oruńskich podwórek – uważa Kluz.

Co mówią oruniacy?

Tomasz Murach, mieszkaniec Związkowej 6: W okolicy mieszka coraz więcej dzieci. Dobrze, że na naszym podwórku powstał zaczątek placu zabaw. Jako wspólnota będziemy myśleć, aby znaleźć środki na jego doposażenie. Ogólnie przez ostatnie kilka lat bardzo się tutaj zmieniło. Bo nasza wspólnota przeprowadziła remont elewacji budynku na Związkowej 6 – wzięliśmy kredyt na 15 lat. Płacimy teraz większy fundusz remontowy, ale się opłaca. Chcemy jeszcze pomalować klatki schodowe w naszym bloku. A równocześnie zmienia się też podwórko przed budynkiem. Będziemy pilnować, aby żadnych dewastacji tu nie było. Chcemy wydzierżawić podwórko, a część terenu ogrodzić. By było bardziej zielono, a pieski się tu nie załatwiały.

Mariusz Czopek, mieszkaniec Związkowej 6: Nie pracuje nas tutaj za dużo, ale jednak jacyś mieszkańcy za łopatę, czy grabie chwycili. Mamy w planie wydzierżawić podwórko i zrobić tu porządny plac zabaw. I jeszcze zakupić jakiś rejestrator i kamerę, tak żeby odstraszać wandali. Gonimy też wszystkich, którzy chodzą nam tutaj z psami. Niech się nauczą sprzątać po swoich psach!

Mariola Szwęch, mieszkanka Związkowej 6: Robi się ładniej, ale czemu na tym poprzestać? Marzy mi się tutaj siłownia na świeżym powietrzu i więcej ławek. Tak, niektórzy mówią, że nie ma co tu nic robić, bo i tak wszystko zniszczą. Zobaczymy, ja jestem dobrej myśli.

Marzena Tomaszewska, mieszkanka Związkowej: Mimo że mam już swoje lata, dziś grabiłam, kopałam ziemię. Po co to robiłam? Po to, żeby było ładniej. Ja tu mieszkam od 1953 roku, kiedyś moje podwórko wyglądało zupełnie inaczej: zadbane komórki, trzepak, działeczki. Później zaczęło to wszystko podupadać. Dobrze więc, że sprzątamy ten cały bałagan. Obawiam się dewastacji, już mi jakieś dzieciaki podeptały roślinki.

Iwona Warda, mieszkanka Związkowej: Najbardziej się cieszę, że mi zlikwidowali parking pod blokiem. Bo to przecież podwórko, a nie klepisko dla samochodów. Teraz będzie ładniej, człowiek z przyjemnością wyjdzie przed dom. To dobrze, że coś zaczyna się dziać na Oruni. Na tej dzielnicy zapomnianej przez Boga i partię. No ale niektórzy mieszkańcy i tak narzekają. Nie podoba im się boisko, bo będzie głośno. Nie podoba im się piaskownica, bo w złym miejscu.

Piotr Karkowski, mieszkaniec Przy Torze: Ja się tu wychowałem, tu nigdy nic nie było dla dzieciaków. Ani piaskownicy, ani huśtawek. Dobrze, że teraz coś zaczyna się dziać. Fajnie byłoby, gdyby na takich zmianach się nie skończyło. By jakiś parking mały zrobić, polepszyć plac zabaw, obudować śmietniki ze wszystkich stron. Czy to się da zrobić? Nie wiem, różni ludzie tu mieszkają i różnie mogą na to patrzeć.

Paweł Łomowski, mieszkaniec Przy Torze: Ja to jestem „nowosprowadzony” na Orunię,  przyjechałem niedawno z Wrzeszcza. Wprowadzam się, a tu wita mnie taka akcja. Cieszę się, że  się porządek robi. Ale chyba bardziej powinien zadbać o porządek  także i ADM. Bo sami mieszkańcy to raczej wątpię, by się tak skrzyknęli.

Dorota Itrich, mieszkanka Rejtana: Jestem tu po to, bo chce zmienić moje podwórko. Trochę mało osób dzisiaj pracuje, jak na tak dużą wspólnotę. Ale może jeszcze ludzie się zintegrują, może jeszcze przyjdą. Cieszę się, że będziemy mieć zamkniętą przestrzeń, że nie będzie bałaganu, że będzie dużo zieleni. Jako wspólnota chcemy wydzierżawić podwórko, już zbieramy podpisy w tej sprawie.

Marcin Eichelberger, mieszkaniec Rejtana: Tu kiedyś wyglądało okropnie. Brakowało zieleni, był syf. Chcę uczestniczyć w tych zmianach. Jasne, że boję się dewastacji. Jak ktoś szcza na podwórku, to trzeba mu zwracać uwagę, ja to zawsze robię. Najbardziej cieszę się, że zmiany na podwórku w ogóle są. Jako wspólnota być może będziemy robić na podwórku coś jeszcze, ale musi być na ten temat dyskusja. Najważniejsze, aby przekonać mieszkających tu ludzi: trzeba wspólnie o to dbać.

 

Projekt współfinansowany przez Szwajcarię w ramach szwajcarskiego programu współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej