Plac zabaw nie dla Oruni

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-07-22 16:46:00

Raz jeszcze miejski konkurs na place zabaw okazał się dla Oruni pechowy. Projekt na budowę takiego placu przy Związkowej, nie znalazł akceptacji komisji. - Dziwię się, czemu „oruński projekt” upadł, przecież byłaby to świetna kontynuacja rewitalizacji podwórek na dzielnicy – mówi jeden z członków tej komisji, którego... nie zaproszono na ocenę merytoryczną wszystkich wniosków.

Śródmieście, Osowa, Wrzeszcz, Kokoszki, Przymorze, Świbno – tam jeszcze w tym roku powstaną place zabaw. Sfinansowane przez miasto, każdy z nich „warty” 50 tysięcy złotych.

W miejskim konkursie na budowę placów zabaw mogły startować organizacje pozarządowe. To one musiały wykonać całą pracę przy napisaniu i uzasadnieniu projektu. Na Oruni swój wniosek pisali przedstawiciele Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej. Postulowali o budowę placu zabaw przy ulicy Związkowej.

Jednak tak jak w ostatnich latach „oruński” wniosek nie zakwalifikował się do pierwszej dziesiątki w miejskim konkursie na place zabaw. A właśnie pierwszych dziesięć miejsc było premiowanych – każda ze zwycięskich organizacji mogła liczyć na 50 tysięcy złotych od miasta.

Orunia raz jeszcze musi obejść się smakiem. Wniosek GFIS trafił na tak zwaną „listę rezerwową”. - Jeżeli któryś ze zwycięskich projektów odpadnie, to znaczy wnioskujące o plac zabaw Stowarzyszenie z różnych przyczyn nie podpisze umowy z miastem, wtedy automatycznie wskakują projekty „z listy rezerwowej”. I to one mogą liczyć na 50 tysięcy złotych od miasta – tłumaczy Magdalena Kuczyńska z gdańskiego Biura Prasowego.

Projekt GFIS jest dopiero szósty na liście rezerwowej i nie ma właściwie żadnych szans, by wskoczył do premiowanej dziesiątki.

Powołana przez prezydenta komisja (zasiadali w niej również przedstawiciele organizacji pozarządowych) oceniała projekty w kilku kategoriach. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów była „dotychczasowa współpraca oferenta z gminą miasta Gdańsk”.

- Jak to tłumaczyć? Jeżeli organizacja robiła wcześniej z miastem zieleniec, zgoda. Ale jeżeli współpracowała na zasadzie projektów kulturalnych, to jaki to ma związek z konkursem na place zabaw? - pyta Andrzej Witkiewicz, przedstawiciel Rady Osiedla „Strzyża”, który z ramienia organizacji pozarządowych zasiadł w komisji oceniającej wnioski na place zabaw w Gdańsku.

- Rzecz niepojęta. Nie dostałem informacji, kiedy w komisji będziemy przyznawać punkty poszczególnym wnioskom. Zostałem niejako wykluczony z tej komisji, a przecież prawo do takiej decyzji miał tylko prezydent miasta – dodaje.

Dla Oruni byłoby lepiej, gdyby Witkiewicz zasiadł w komisji do końca. - Naprawdę nie rozumiem, czemu projekt z Oruni otrzymał tak mało punktów. Przecież w kontekście tego, co teraz dzieje się na tej dzielnicy (rewitalizacja podwórek), plac zabaw na Związkowej idealnie by się w to wszystko wpasowywał. Tym bardziej, że zarówno za rewitalizacją podwórek, jak i placem zabaw stoi jedna i ta sama organizacja: GFIS – komentuje.

Ale Witkiewicz stawia zdecydowanie więcej znaków zapytania – po tym jak wróci z urlopu chce stosowną listę pytań wysłać do prezydenta. - Wygrywa plac zabaw z Wrzeszcza, gdzie sami radni osiedla przyznają, że to nienajlepsza lokalizacja. Wygrywa wniosek ochotniczej Straży Pożarnej w Świbnie – ciekawe jak tutaj wygląda „współpraca z gminą miasta Gdańska”. Dwa place zabaw dostają wnioski w Osowej, w dużej mierze dlatego, że zabiega o to jedna z radnych – mówi.

Zdaniem Witkiewicza podstawowym błędem tej komisji jest to, że nie jest ona jawna. - Czemu nie można nagrywać sesji takiej komisji? Czemu nie można patrzeć na to, kto i w jaki sposób uzasadnia dany wniosek? - pyta radny osiedla ze Strzyży.

Witkiewiczowi zarzucano, że będąc członkiem Stowarzyszenia Forum Rad Dzielnic, które złożyło do konkursu swoje wnioski, naraża się na konflikt interesów. - Nie można zasiadać w komisji, a jednocześnie oceniać swoje wnioski – argumentowała niedawno jedna z radnych miasta.

- Po pierwsze: nie oceniałem swoich wniosków. Po drugie: jawność, o której mówię rozwiązałaby tę kwestię – można byłoby zobaczyć, co i jak ocenia Witkiewicz. Po trzecie: czy urzędnicy, którzy teraz decydują o tym konkursie, nie mieszkają w Gdańsku? Nie patrzą na jedną dzielnicę bardziej przychylnie, na inną mniej? Nie dajmy się zwariować. Niestety, póki co czepia się członków organizacji pozarządowych – uważa Witkiewicz.

Wyniki konkursu są wiążące. Jednak Witkiewicz nie chce odpuścić. Ma w planie zobaczyć uzasadnienie do każdego projektu i raz jeszcze sprawdzić, czy wszystko formalnie się tutaj zgadza. Ewentualne nieprawidłowości zgłosi do prezydenta. - W tym konkursie nadal właściwie o wszystkim decydują urzędnicy, członkowie organizacji pozarządowych są w mniejszości – uważa Witkiewicz.