Polskie piekiełko "Nad Oranią"

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-07-24 14:19:00

Koncert bluesowy na terenie ogródków działkowych nieopodal Parku Oruńskiego? Tak, ale...po cichu. Lub w okolicznej świetlicy. Grupa działkowców protestuje przeciwko imprezie, a jej sponsorzy się wycofują. Jest jednak szansa, że to nietypowe w historii dzielnicy wydarzenie jednak się odbędzie. W innym miejscu.

- Co Pan się mnie pyta? Że czemu jestem przeciwko koncertowi? A widział Pan taką imprezę na działkach? Tłumy ludzi, głośna muzyka? Ogrody działkowe to nie miejsce na takie koncerty, to wbrew regulaminowi. Wbrew prawu – grzmi pan Władysław, starszy mężczyzna.

Wspólnie z żoną najgłośniej protestuje on przeciwko muzycznej imprezie, która 14 sierpnia ma odbyć się na terenie Ogródków Działkowych „Nad Oranią”. Nieopodal Parku Oruńskiego.

Pan Władysław, z którym rozmawiam na jego działce, poważnie tratuje całą sprawę. Co chwila podnosi głos, nie brakuje emocji. Misja mojego rozmówcy jest jedna: nie dopuścić do koncertu. Nie w tym miejscu, nie na takich warunkach. - Nikt z nami, działkowcami niczego nie uzgadniał. Do takich imprez trzeba pozwoleń – argumentuje.

Edmund Sumisławski, sprawca całego „zamieszania”, pomysłodawca bluesowego koncertu i mieszkaniec Oruni przyznaje, że popełnił błąd. Żałuje, że nie spotkał się wcześniej z innymi działkowcami. Przypomina jednak, że rozmawiał z prezesem Ogrodów Działkowych „Nad Oranią”, któremu pomysł organizacji koncertu się spodobał.

Jerzy Piórecki, prezes „Nad Oranią” ma już dzisiaj inne zdanie. - Nie zgadzamy się na masową imprezę. Są protesty działkowiczów, które zgłaszane są także do zarządu okręgowego naszej organizacji. Przykro mi, ale ja nie mogę zająć innego stanowiska – mówi.

I pokazuje wydrukowaną ustawę o organizacji imprez masowych. A także odsyła do regulaminu ogrodów działkowych

- O jakiej imprezie masowej Pan mówi? Według prawa, na koncercie musiałoby się bawić 500 osób – pytam.
- Nie kłóćmy się o szczegóły – słyszę. - Zresztą po wcześniejszym artykule (mowa o wspomnianym wyżej tekście na portalu MojaOrunia.pl – przyp.red.) widać, że mogłoby przyjść bardzo dużo ludzi. Ja myślałem, że to będzie kameralna impreza, a tu się zaprasza wszystkich – ripostuje prezes.

Prezes i niektórzy działkowicze boją się, że widownia bluesowego koncertu może sprawiać problemy. Że ktoś się upije, a ktoś inny zacznie niszczyć płoty, lub kraść jabłka. I ogólnie, że będzie głośno, hałas i przekleństwa. Co ciekawe, w świetlicy „Nad Oranią” organizuje się wesela z tradycyjnymi „atrakcjami”: wódką i muzyką Disco Polo. - Nie mieliśmy nigdy żadnych kłopotów – przyznaje Piórecki.

Jednak wizja koncertu, gdzie nie będzie alkoholu, a z głośników i instrumentów popłynie blues, spędza sen z oczu niektórym.

Piórecki próbuje jednak znaleźć kompromis. - Na działce pan Edmunda mógłby się odbyć kameralny koncert bez nagłośnienia, dla powiedzmy 25 osób. A koncert z nagłośnieniem i głośniejszą muzyką: w naszej świetlicy. Tam mogłoby się bawić około 80 osób. Wstęp na zaproszenia.

Mocno zaangażowane w organizacje koncertu Oruńskie Koło Inżynierów nie mówi „nie” takiej propozycji. Ale wspólnie z panem Edmundem szukają jeszcze innych opcji.

- Kameralny koncert unplugged na terenie działki Edmunda – jak najbardziej. Ale będziemy chcieli porozumieć się z Domem Sąsiedzkim na Oruni, by główny koncert odbył się na tyłach Gościnnej Przystani. W ten sposób więcej osób będzie mogło wpaść na imprezę. Nie będzie też takich ograniczeń – uważa Roman Itrich, przedstawiciel IKO.

Zawirowania wokół lokalizacji przyszłej imprezy to nie jedyny problem, z którym muszą zmierzyć się organizatorzy. Kolejny kłopot to pieniądze.

Protestujący działkowicze zadzwonili do Europejskiego Centrum Solidarności, które jeszcze do niedawna skłaniało się ku temu, by w pewnej części zasponsorować sierpniowe wydarzenie. Argumenty działkowiczów musiały być skuteczne – jak informują organizatorzy koncertu, ECS wycofał się z rozmów o finansowaniu imprezy. W ramce publikujemy wypowiedź przedstawiciela Europejskiego Centrum Solidarności, którego poprosiliśmy o komentarz do całej sprawy.

Jak widać, dla instytucji, która kosztowała już gdański budżet miliony złotych (i będzie kosztować jeszcze więcej), najważniejsza jest „integracja lokalnych społeczności”, nie pomoc w szukaniu kompromisowych rozwiązań i wspieranie innowatorskich projektów.

Być może jednak, bluesowy koncert (tym razem w "niebudzącej niepokoju" Gościnnej Przystani) raz jeszcze zwróci uwagę członków ECS i organizatorzy imprezy będą mogli liczyć na finansowe wsparcie. Jeżeli nie, cóż...potrzeba jeszcze około 2-3 tysięcy złotych na organizację tego wydarzenia.

- Trochę ta historia z działkowcami mnie zasmuciła, trochę zabrała mi energii. Ale idea tego koncertu ciągle dodaje mi skrzydeł. Zagra świetny zespół. Osiem członków, trzech wokalistów. Będą grać znane szlagiery bluesa i rock'n'rolla. To będzie coś – pan Edmund znów się uśmiecha.

Póki co więc sprawa wygląda tak: 14 sierpnia na działce pana Edmunda odbędzie się kameralny koncert unplugged. A później dalsza zabawa przeniesie się albo do pobliskiej świetlicy, albo na plac przed Gościnną Przystanią. To pod warunkiem, że uda się zebrać potrzebną sumę pieniędzy.

O szczegółach poinformujemy już niedługo.