Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-08-07 13:34:00
To już pewne – Orunia będzie miała imprezę, jakiej jeszcze tutaj nie było. Ba, w całym Gdańsku próżno szukać podobnego wydarzenia. 14 sierpnia o godzinie 19 na placu przy Gościnnej Przystani szykuje się trzygodzinny koncert bluesowo-rockowy. A za rok...może festiwal w Parku Oruńskim?
Granie w ubojni kurczaków, lokalny Open'er, 13-letnia gitarzystka, druga żona Micka Jaggera, trzygodzinny „huk na Oruni” - tak, to wszystko się tutaj znajdzie. Ale po kolei.
O imprezie zaczęło być głośno już ponad dwa miesiące temu. Na tyle, że swój udział w tym wydarzeniu zapowiedzieli niedawno fani bluesa...z Niemiec. Organizatorzy liczą, że na koncert przyjdą tłumy ludzi. W całym mieście rozwieszane są plakaty, informacja dociera do coraz większego grona osób.
Początkowo sierpniowy koncert miał odbyć się na terenie działek w pobliżu Parku Oruńskiego. Na takie rozwiązanie nie zgodziło się jednak kilku działkowców. Na szczęście organizatorzy koncertu mieli „plan B” i impreza wystartuje w innym miejscu. W oruńskim Domu Sąsiedzkim, przy ulicy Gościnnej 14.
Na takie rozwiązanie zgodził się zarządca tego miejsca – Gdańska Fundacja Innowacji Społecznej. I kolejna dobra wiadomość: finansowej pomocy udzieli wahające się jeszcze do niedawna Europejskie Centrum Solidarności.
Budżet imprezy jest wciąż dopinany, ale wygląda na to, że jednak się uda. I oruniacy będą mieli u siebie pierwszy taki koncert.
- 14 sierpnia gramy na pewno. To będzie wielkie wydarzenie, prawdziwa uczta dla ucha – emocjonuje się Edmund Sumisławski, mieszkaniec Żuławskiej i pomysłodawca całego przedsięwzięcia. Ten 64-letni nad wyraz energiczny mężczyzna ostatnie dni spędza, kursując między drukarniami (ulotki same się nie wydrukują i nie rozniosą) i kolejnymi spotkaniami z potencjalnymi sponsorami i organizatorami (dobre chęci to jednak za mało, trzeba szukać kolejnych rozwiązań).
- Bardzo doceniam, że Edmund tak się w to wszystko zaangażował. Cenię ludzi, którzy tworzą nową jakość. I to mimo różnych przeciwności, nie poddają się, mają swoją pasję i idą do celu. Jakże moglibyśmy nie zagrać na takiej imprezie? - uśmiecha się Jan Babiński, wokal i gitara zespołu „Rooftop Party”. To właśnie ten 8-osobowy skład będzie bawił publiczność na Oruni.
- Dominantą tego koncertu nie będzie stricte muzyka bluesowa. Tutaj najważniejsze będą odwołania do Rolling Stonesów. Do zespołu, który osiągnął wszystko. Na Oruni będą trzy godziny ostrego, fajnego grania. Oczywiście z małymi przerwami, ale nawet wtedy z głośników będzie leciała muzyka z magnetofonów – mówi Babiński.
Na koncercie swoje umiejętności zaprezentuje też 13-letnia Bianka, której rodzice dali imię po...drugiej żonie Micka Jaggera. Mając takich „staruszków”, nie było opcji, by nie polubić takiej muzyki.
- Można powiedzieć, że wyssałam miłość do Stonesów z mlekiem matki – żartuje 13-latka, która nie ukrywa, że ma wielką tremę. Rozmawiając ze mną, ale przede wszystkim przygotowując się do koncertu. - Zagram na gitarze szlagier Stonesów „Satisfaction”. Póki co ćwiczę w domu. Kiedy usłyszałam o tej imprezie, bardzo chciałam w niej wystąpić. Cóż, zobaczymy jak będzie – dodaje nastoletnia fanka Doorsów i Pidżamy Porno.
Sumisławski, któremu w organizacji koncertu pomaga wiele osób, firm i instytucji, chce za rok zorganizować... trzydniowy festiwal bluesowy. Także na Oruni. W jednym z piękniejszych zieleńców w mieście – Parku Oruńskim.
Tak, plan jest ambitny. Ale jak przekonuje pomysłodawca tej idei, jest także wykonalny. - To strasznie dużo pracy. Potrzebne są pieniądze, sztab ludzi. Jednak spróbuję. Zaczynam się do tego przygotowywać właściwie już teraz – mówi mieszkaniec Żuławskiej.
O tym, że jest to znakomity pomysł przekonany jest także Babiński. - Wiadomo, że Orunia ma jakieś tam negatywne stereotypy. Tym bardziej doceniam, że Edmund chciałby zrobić właśnie tutaj taki festiwal. Będę go wspierał w tym zamyśle. Jeżeli znajdzie się dla nas miejsce, na pewno zagramy na takim festiwalu – deklaruje muzyk.
- To nie będzie Heineken Open'er. Ale regionalny festiwal bluesowy – dlaczego nie? Orunia może nie kojarzyć się z muzyką, ale to doskonały sposób by to zmienić. I by o dzielnicy zrobiło się głośno. Takie kulturalne ożywienie zapomnianych dzielnic bardzo modne jest na przykład w Stanach, wystarczyć spojrzeć na to, co dzieje się w Harlemie. W Polsce również, mamy przykład warszawskiej Pragi. Teraz czas na Gdańsk, czas na Orunię – dodaje Babiński, który tak kocha muzykę bluesowo-rockową, że jest w stanie zagrać wszędzie. - Kiedyś nawet miałem koncert w ubojni kurczaków. I dałem radę – śmieje się.
14 sierpnia na Oruni kurczaków nie będzie. Ale rzeźnia? Jak najbardziej. Muzyczna, oczywiście.
Wstęp naturalnie wolny.