Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2013-09-18 14:18:00
Planowana przez gminę spalarnia w Szadółkach może wytwarzać związki, które są 10 tysięcy bardziej szkodliwe niż cyjanek potasu – ostrzegają gdańscy naukowcy. Opowiadają również o innych absurdach, związanych z gospodarką odpadami w mieście. Jednak z ramienia władzy mało kto chce ich słuchać.
- Problem leży w segregacji i utylizacji surowca. Aż do 95 procent odpadów komunalnych można zagospodarować jako surowce wtórne. Pozostałe 5 procent należy utylizować przy użyciu nowych technik. Zakład w Szadółkach nie spełnia tych zasad, został wadliwie zaprojektowany – w rozmowie z nami ocenia profesor Bogdan Sedler, prezes Fundacji Naukowo-Technicznej „Gdańsk”.
- Spalarnia jest złym pomysłem, wiele państw odchodzi już od tej przestarzałej metody, na przykład Japonia i Ameryka. Przy spalaniu wydzielają się dioksyny, furany, związki, które są 10 tysięcy razy bardziej szkodliwe niż cyjanek potasu. Mieszkający w pobliżu wysypiska ludzie powinni się obawiać o własne zdrowie – przekonuje naukowiec.
Podobne uwagi można było usłyszeć na wczorajszej konferencji „"Przyjazne dla środowiska metody gospodarki odpadami komunalnymi". W budynku gdańskiego NOT-u zgromadziło się ponad 150 osób. Byli posłowie, radni miasta z Prawa i Sprawiedliwości, oczywiście naukowcy i wykładowcy. Nie udało nam się jednak znaleźć tam ani jednego gdańskiego urzędnika. Okazało się jednak, że (według oficjalnej listy) pojawili się także i urzędnicy - informacja ta wpłynęła do nas dzisiaj (20.9).
Miasto wydaje na modernizację wysypiska w Szadółkach ponad 300 milionów złotych (część pieniędzy dokłada Unia Europejska), jednak zakład co chwila wymaga kolejnych remontów. Na domiar złego mieszkańcy południowych dzielnic Gdańska skarżą się na przykry zapach, który wydobywa się z terenu Szadółek. Zmusiło to prezydenta Pawła Adamowicza do zbadania sprawy osobiście. Urzędnik stwierdził jednak, że żadnego przykrego zapachu nie czuje.
Wczorajsza konferencja to jednak znacznie poważniejsze tematy.
- Nie spalanie, a gazyfikacja odpadów bez dostępu tlenu. Jak wiemy Unia Europejska planuje do 2030 roku wybudować 650 nowych zakładów gazyfikacji. Tylko u nas mówi się ciągle o nowych spalarniach, których w Polsce ma powstać niedługo więcej niż 10. Po co? Przecież gazyfikacja jest tańsza i dużo bardziej ekologiczna – komentuje Sedler.
W Gdańsku też taka spalarnia jest planowana.
Zdaniem naukowca, w Polsce działają lobbyści, mający za zadanie przekonania władz do kupowania starej technologii, która w innych państwach przestaje mieć zastosowanie. - Trudno nam się przebić przez taki lobbing. Raczej nie łudzimy się też, że gmina zechce z nami rozmawiać. Chcemy uświadamiać społeczeństwo. Liczymy na to, że kiedy zacznie być budowana spalarnia w Gdańsku, ludzie zaprotestują – wyjaśnia Sedler.
Jerzy Smyczyński, prezes Zarządu Ekologicznego Stowarzyszenia Przyjaciół Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego zwraca uwagę na inny problem. - Szadółki nie są przystosowane do sortowania zabrudzonego towaru. A właśnie taki dostają od mieszkańców: zabrudzony, zgnieciony. W efekcie powstały na tej bazie surowiec jest bardzo słabej jakości. I nikt go nie chce kupować. Gmina traci pieniądze.
- Alternatywą jest zdecentralizowanie sortowania i uwolnienie mieszkańców od konieczności gromadzenia i segregowania odpadów we własnej kuchni. Lepiej zatrudnić pracownika, który przyjmowałby te odpady na osiedlu i segregował je na miejscu – dopowiada Smyczyński.
I chociaż na pierwszy rzut oka takie rozwiązanie może wydać się absurdalne, istnieją miasta w Polsce, które na takie rozwiązanie postawiły. Przykładem są chociażby Płock, czy Nakło nad Notecią.
- W naszej gminie na dużych osiedlach powstało już 8 punktów, w których pracownicy całą dobę odbierają od mieszkańców ich odpady. Na miejscu je segregują, w sumie odzyskujemy aż 16 frakcji, między innymi szkło białe, czy aluminium. Cały surowiec udaje się sprzedać po dobrej cenie, a elementy biodegradowalne trafiają do kompostowni. One też są dużo lepszej jakości – przekonuje Sławomir Sobczak, prezes Komunalnego Przedsiębiorstwa Wodno-Kanalizacyjnego w Nakle nad Notecią.
- Takie rozwiązanie sprawdza się na dużych osiedlach, dlatego w całym Gdańsku nie polecałbym tego systemu. Ale w niektórych jego dzielnicach, czemu nie? Jest taniej, bardziej ekologicznie, a gmina notuje przychód ze sprzedaży surowca dobrej jakości – zachwala Sobczak.
Przedstawiciele Zakładu Utylizacyjnego „Szadółki” w Gdańsku przekonują z kolei, że ich rozwiązania są jak najbardziej ekologiczne i dobrze służą mieszkańcom. Szkoda, że nie zrobili tego na wczorajszej konferencji, mieliby godnych siebie partnerów do dyskusji.