Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-03-13 10:51:00
Wielkie rozczarowanie – tak w największym skrócie oruniacy podsumowują wczorajsze spotkanie z prezydentem Adamowiczem. Nic dziwnego, ich największy obecnie problem - brak bezkolizyjnych przejazdów przez tory – jak się wczoraj okazało, raczej nie ma szansy na szybkie rozwiązanie. Oruniacy, dokonajcie rachunku sumienia – mówił jeden z wiceprezydentów i postawił ich przed dość osobliwym wyborem.
Nie pomogło ponad 1500 podpisów pod petycją i wielka mobilizacja oruniaków – prezydent Gdańska, blisko 500-tysięcznego miasta jawnie przyznawał wczoraj, że jego urząd nie ma nic do gadania w sprawie inwestycji Kolei.
- Adresatem Państwa petycji powininen być wojewoda – prezydent Adamowicz zwracał się wczoraj do oruniaków, którzy całkowicie wypełnili salę w szkole przy ulicy Małomiejskiej. W spotkaniu uczestniczyło ponad 200 osób.
- My nawet na dzisiejsze spotkanie z mieszkańcami Oruni zaprosiliśmy przedstawicieli PKP, a Kolej nie raczyła przysłać nawet sprzątaczki – mówił prezydent, być może nie zdając sobie sprawy, w jakim świetle stawia to jego urząd.
Nie było więc żadnych negocjacji z PKP odnośnie budowy bezkolizyjnych przejazdów kolejowych na 6-kilometrowym odcinku Gdańsk Główny-Pruszcz.
Wiceprezydent Wiesław Bielawski tłumaczył dlaczego. Powoływał się na prawo, które zakłada budowę dwupoziomowych przejazdów przez tory, gdy spełnione są następujące warunki: - Gdy prędkość pociągów na danym odcinku jest powyżej 160 km/h, bądź ciągły czas zamknięcia szlabanów jest dłuższy niż 12 godzin w ciągu doby – mówił. Na odcinku oruńskim, jak przekonywał, te warunki nie były spełnione.
Trzeci warunek, o którym wiceprezydent w swym publicznym wystąpieniu mówił najmniej, to odpowiednie natężenie ruchu na danym odcinku.
- Jeżeli były uwarunkowania, związane z natężeniem, to projektanci mieli obowiązek zaprojektować przejście bezkolizyjne. Jeżeli tego nie zrobili, cóż... Ja jestem przekonany, że się nie udowodni, że była konieczność realizacji przejścia bezkolizyjnego ze względu natężenia ruchu. Wie pan, dlaczego? Bo gdyby tak było, to wojewoda nie powinien wydać pozwolenia na budowę. Z prostej przyczyny: bo jest sprzeczne z warunkami technicznymi – tłumaczył w rozmowie ze mną już po spotkaniu wiceprezydent Bielawski.
Jego zdaniem, wszystkie te argumenty stanowiły powód, dla którego gmina nie wnosiła w 2004 roku żadnych uwag do projektu PKP. Co ciekawe, kilka dni temu uzyskaliśmy nieco inną odpowiedź od Kolei. - Na etapie opracowywania Studium Wykonalności (ok. roku 2004) miasto Gdańsk uzgodniło pozostawienie jednopoziomowych skrzyżowań linii kolejowej nr 9 (E-65) z ulicami Dworcową i Sandomierską – pisze nam Maciej Dutkiewicz, rzecznik PKP PLK.
Czyli gdańska gmina mogła wtedy uzgadniać jakieś warunki z PKP, czy nie? Wiceprezydent Bielawski przekonuje, że nie mogła.
Przedstawiciele Biura Prasowego twierdzą, że Kolei mija się tutaj z prawdą i poprosili PKP o stosowne tłumaczenia. My również wysłaliśmy swoje pytania z prośbą o wyjaśnienie tej ważnej sprzeczności.
Wiceprezydent Bielawski, który wczoraj miał pretensję do naszego portalu o publikowanie sprzecznych z rzeczywistością tez PKP (co jest absolutną nieprawdą, co wczoraj na ogólnym forum szybko mu wyjaśniliśmy), zastanawiał się nad rozwiązaniem kwestii oruńskich przejazdów.
Według urzędnika, rozwiązaniem może być budowa tunelu, ale jest tu kilka znaków zapytania. Po pierwsze, jak tłumaczył Bielawski, trudno znaleźć miejsce, gdzie może powstać tunel na tyle wysoki, by przejeżdżały nim samochody ciężarowe. Po drugie, tunel na Dworcowej znacząco wpłynąłby na okolicę oruńskiej Starówki, gdzie na Oruni „koncentruje się życie”. - Czy to ma sens? - pytał wiceprezydent. Odpowiedział mu chór głosów oruniaków, że ma, jak najbardziej.
Ponadto pozostaje jeszcze kwestia pieniędzy. Władza nie ukrywała, że koszt budowy takiego tunelu może oscylować wokół 30 milionów złotych. - Nie mówię, że ta inwestycja nie jest potrzebna. Ale trzeba dokonać rachunku sumienia, co z pieniędzy publicznych Gdańska powinno być finansowane – mówił Bielawski. - Być może ta kwota 30 milionów bardziej przysłuży się dla rewitalizacji Oruni.
Na spotkaniu pojawili się też przedstawiciele Energii, którzy przyszli lobbować za swoją sprawą (pisaliśmy o tym tutaj). Jeden z ich argumentów, którzy niektórzy oruniacy uznali za nader kuriozalny, był następujący: jeżeli napowietrzna liniia 110 kV nie powstanie m.in. na Olszynce, czy Lipcach, to.... oruniacy nie będą mieli światła w ewentualnym tunelu dla samochodów.
Oruniacy, którzy zbierali podpisy pod wspomnianą wyżej petycją, są rozczarowani wczorajszym spotkaniem.
- Najbardziej zdenerwowało mnie zdziwienie prezydenta, że przychodzimy z problemem przejazdów do niego. Że jako Rada powinniśmy wiedzieć, ze nie on powinien być adresatem tej petycji, tylko Zarząd PKP, lub wojewoda. Nie rozumiem, jak to możliwe, że gdańskie władze w tak ważnej dla nas inwestycji nie mogą nic zrobić – komentuje Karolina Woźniak, radna osiedla, o której zaangażowaniu w sprawę rozwiązania problemu oruńskich przejazdów pisaliśmy tutaj.
- Władza nam mówi: wszystko da się zrobić, i tunel i światło w nim, ale pieniądze, które trzeba by było na to przeznaczyć, wsadzamy w ECS-y, Teatry Szekspirowskie i inne pilniejsze inwestycje od zdrowia i bezpieczeństwa problemowych mieszkańców Oruni – ironizuje Ewa Kowalska, mieszkanka Oruni.
Lokalni radni osiedla, oprócz wręczenia wspomnianej wyżej petycji i wykonanej przez młodego oruniaka makiety zamkniętych szlabanów, zrobili wczoraj coś jeszcze. Bo jak mówią, nie chcą odpuszczać tej sprawy. Radni zaprosili prezydenta miasta na spotkanie, które ma się odbyć 1 kwietnia na Oruni. Mają wziąć w nim udział przedstawiciele PKP i wojewoda.