Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-03-30 15:41:00
Oruniacy biją kolejne rekordy, tym razem w zbiórce żywności dla najbardziej potrzebujących. - Mamy ponad 450 kilogramów, czyli więcej niż udało nam się zebrać kilka miesięcy temu – cieszą się lokalni społecznicy.
Jeden dżentelmen podarował wózek pełen jedzenia. Koszyk trzeba było oczywiście zwrócić do sklepu, żywność - makaron, cukier, mąka, olej, ryż – trafi do najbardziej potrzebujących mieszkańców Oruni. W pierwszej kolejności do rodzin wielodzietnych.
Jeden darczyńca wiosny nie czyni. Na szczęście w trwającej w ostatni piątek i sobotę, zorganizowanej przez Salezjanów Współpracowników akcji zbierania żywności, osób chętnych do podzielenia się było znacznie więcej.
- Najbardziej wzruszały mnie starsze osoby, po których było widać, że same nie mają za wiele. Mimo tego decydowały się na wrzucenie do naszego koszyka przynajmniej jednej paczki makaronu, czy na przykład paczki ryżu. „Mam mało, ale inni mają jeszcze mniej niż ja” - usłyszałam. To bardzo budujące – opowiada Urszulka Szkutnik, przedstawicielka Salezjańskich Współpracowników, organizacji, która od lat działa przy oruńskim kościele z ulicy Gościnnej i cyklicznie organizuje zbiórki żywności na Oruni.
W ostatnim czasie czyni to w markecie Mercus na Żuławskiej. W dopiero co zakończonej akcji pomagała im młodzież z oruńskiego Gimnazjum nr 10, a także młode wolontariuszki z Gościnnej Przystani.
Co ciekawe, w poprzedniej akcji zbierania produktów, tuż przed Bożym Narodzeniem udało się zgromadzić w sumie około 450 kilogramów zywności.
Był to absolutny rekord dla oruńskich społeczników. Wszystko wskazuje jednak na to, że został już on pobity. - Teraz będzie na pewno więcej niż 450 kilogramów. Musimy jeszcze wszystko dokładnie policzyć, ale zbiórka udała się znakomicie. Wielkie słowa uznania należą się oruniakom, którzy mają wielkie serce i są tak skorzy do pomocy – komentuje Szkutnik.
Salezjańscy Współpracownicy jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi rozdzielą otrzymaną żywność wśród najbardziej potrzebujących. Są to mieszkańcy Oruni i wszyscy musieli się wcześniej zarejestrować, a także odpowiednio udokumentować swoją trudną sytuację materialną.