Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-04-08 14:01:00
Według zapewnień polityków, wraz z nową reformą śmieciową w Gdańsku miało zrobić się czyściej. Jednak mimo że od lipca 2013 płacimy więcej za śmieci, to w mieście wciąż można natknąć się na nielegalne wysypiska odpadów.
- Zmienił się sposób naliczania opłat za śmieci, ale nie zmieniły się nasze przyzwyczajenia. Wciąż są osoby, które w Gdańsku wyrzucają śmieci do lasu, na pola, czy na bezpańskie działki. Powiedziałbym, że reforma śmieciowa nie zmieniła za wiele w tym względzie, wciąż mamy podobną liczbę interwencji – mówi nam Miłosz Jurgielewicz, rzecznik gdańskiej Straży Miejskiej.
Tymczasem w 2012 roku Maciej Lisicki, wiceprezydent Gdańska prorokował zupełnie inny scenariusz. Zapewniał, że nowa reforma śmieciowa zmieni sytuację na lepsze i dlatego „za śmieci” warto zapłacić więcej.
„Ta ustawa (wprowadzająca reformę śmieciową – przyp. red.) jest dobrą ustawą. Ona daje nam szansę, że wreszcie w Polsce będzie czysto. Że skończą się śmieci w lasach, że skończy się palenie odpadami w piecach, że wreszcie nie będzie podrzucania śmieci jeden drugiemu.” - mówił w wywiadzie dla naszego portalu.
Niestety dwa lata później, rok po wprowadzeniu powyższej ustawy w życie, w Gdańsku wciąż natknąć się można na wiele nielegalnych wysypisk śmieci. Niektóre z nich funkcjonują „od wieków”, inne nie mają więcej niż kilka miesięcy.
- Mimo że teoretycznie wszyscy płacimy za śmieci, to są osoby, które nadal wyrzucają odpady, gdzie popadnie. Najczęściej są to śmieci wielkogabarytowe, czy jakieś resztki materiałów budowlanych. Zamiast pod swoją altanę śmietnikową, dla niektórych lepiej wywieźć te odpady na nielegalne wysypiska – komentuje Jurgielewicz.
A tych ostatnich nie brakuje chociażby na Olszynce.
Karolina Pomorska, która na Olszynkę wprowadziła się w zeszłym roku, załamała się, kiedy zobaczyła jak kiepsko potrafi prezentować się jej dzielnica. Sporym problem są zarośnięte, dzikie, przez nikogo niekontrolowane działki, na których systematycznie rośnie góra śmieci.
Działa tu prosta zasada: jeżeli miejsce pozostaje długo niesprzątane, to wkrótce odpadów zacznie przybywać. Dlaczego? Bo dla niektórych „podrzucaczy” jest to czytelny sygnał, że taki, brzydko mówiąc, syf nikomu nie przeszkadza i że w tym miejscu można robić wszystko na co ma się ochotę.
Worki z jedzeniem, fragment lodówki, stare meble, opony...wszystko to „upiększa” lokalny krajobraz.
Pani Karolina postanowiła zmienić tą przykrą dla Olszynki sytuację. W lokalnej Radzie Osiedla, jak sama mówi, nie uzyskała jednak pomocy i odniosła wrażenie, że radnych ten temat nie za bardzo interesuje (w rozmowie radni komentują, że to nieprawda i twierdzą, że zgłaszają nielegalne wysypiska do władz).
Założyła stronę na Facebooku. Napisała też do Straży Miejskiej, gdańskiego Wydziału Środowiska, Gdańskiego Zarządu Nieruchomości Komunalnych i gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni. Tylko ta ostatnia instytucja, jak mówi pani Karolina, raczyła jej odpowiedzieć. Ale po krótkiej odpowiedzi urzędników mijały miesiące, a nielegalnymi wysypiskami na Olszynce nikt się nie zajmował.
Mieszkanka Olszynki napisała więc do prezydenta Pawła Adamowicza: „Co robi nasz Prezydent - twierdzi, że nie ma pieniędzy! Czy tak trudno panie Prezydencie, chociaż raz pomóc Olszynce?” - pytała pani Karolina, opisując prezydentowi całą sprawę.
"Zgłoszona przez Panią sprawę przekazałam do Działu Utrzymania Czystości ZDiZ , który interwencyjne porządkuje takie tereny i likwiduje dzikie wysypiska śmieci korzystając m.in. z pomocy osadzonych” - odpowiedział prezydent Adamowicz.
Na Olszynkę rzeczywiście dotarli więźniowie z Przeróbki i w marcu rozpoczęło się systematyczne sprzątanie tej dzielnicy.
Wciąż jednak pozostaje pytanie, kto właściwie ma sprzątać takie wysypiska w mieście? I czemu potrzeba było aż interwencji prezydenta, by posprzątać fragment małej dzielnicy? Czy cały system jest tak słaby?
Dyżurny Inżynier Miasta w rozmowie ze mną mówi, że nielegalne wysypiska powinien likwidować właściciel działki. - Najpierw więc trzeba ustalić, kto tym właścicielem jest. Pomoże nam w tym ZdiZ, trzeba zadzwonić, podać lokalizację wysypiska i dostaniemy odpowiedź – słyszę zapewnienia. - Jeżeli działka jest miejska to musimy wiedzieć, która z instytucji nią zarządza. Tego też można dowiedzieć się w ZdiZ – dodaje Dyżurny Inżynier Miasta.
Nie zawsze jednak jest tak różowo. Piotr Dwojacki, radny dzielnicowy z Wrzeszcza wskazuje na przykłady nielegalnych wysypisk w jego dzielnicy, które mimo interwencji mieszkańców u władz nie są sprzątane natychmiast. Czasem na reakcję władz trzeba czekać miesiącami.
- W tym roku też zaczęło się sprzątanie wysypisk, które zdążyły już przeleżeć pod śniegiem i urosnąć - bo każda kupa śmieci przyciąga kolejne śmieci. Gorzej, że jeśli śmietnisko leży długo, na przykład pół roku, to jego miejsce zaczyna być zwyczajowo uznawane za miejsce porzucania różnych rzeczy, nawet jeśli akurat jest wysprzątane. "Reforma śmieciowa" nic tu nie zmieniła – uważa Dwojacki.
Z kolei radni osiedla z Oruni opowiadają nam tutaj anegdotę. Pokazuje ona, że niekiedy system zdaje się być postawiony na głowie. - Do jednej z naszych radnych osiedla przyszli strażnicy miejscy i powiedzieli, że na ulicy Borkowskiej leży azbest. Poprosili nas byśmy się tym zajęli – mówi Mateusz Korsztun z zarządu Rady Osiedla „Orunia-Św. Wojciech-Lipce”.
Są jednak i konkretne zarzuty: - Niestety, ale miasto ma problem z czystością jezdni, chodników czy placów. Gdy próbuje się interweniować, często jest się odsyłanym do kolejnej instytucji bądź zarządcy. Staraliśmy się uzyskać dokładną informację, kto odpowiada za dany teren, niestety zamiast szczegółów dostaliśmy ogół, a jednostki dalej się przerzucają: "to nie my, to oni". Robimy to, co może każdy z mieszkańców - bierzemy telefon i dzwonimy do Dyżurnego Inżyniera Miasta, Straży Miejskiej czy PKP – mówi Korsztun.