Zbombardujmy cały ten nieporządek

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-04-18 10:18:00

„Zielona partyzantka”, „ekologiczni terroryści”, „rozrzucanie bomb” - prawda, że brzmi sensacyjnie? Wszystko to miało miejsce wczoraj na Oruni. Wielkich nagłówków jednak nie będzie, chodziło „tylko”, by w dzielnicy zrobiło się ładniej.

- To jest robienie czegoś dobrego, ale na przekór. Tam gdzie są nieużytki i ludzie wyrzucają śmieci, my sadzimy kwiaty. To taka „zielona partyzantka” - uśmiecha się Aleksandra Gordowy, studentka architektury Politechniki Gdańskiej, która wspólnie z innymi studentami, pod okiem wykładowców pracuje nad koncepcjami ożywienia Oruni.

W oruńskiej „zielonej partyzantce” wzięli udział nie tylko studenci, ale i dzieciaki z Gościnnej Przystani. Najpierw było lepienie „bomb” - z nasion, gliny, nawozu i ziemi. Później amunicja przez dwa dni musiała schnąć. Wczoraj arsenał był już gotowy i młodzi oruniacy zaopatrzeni w bomby ruszyli w dzielnicę.

- Gościnna, Dworcowa. Ubocze, wszędzie tam gdzie są zaniedbane tereny rozrzucaliśmy nasze bomby z nasionami. Liczymy, że w przynajmniej niektórych miejscach wyrosną kwiaty – mówi Dorota Przybylska, wychowawczyni w Gościnnej Przystani.

Dzieciaki rzucały więc zrobionymi przez siebie pociskami. Samochody, mury, czy okna kamienic byłe jednak bezpieczne. Dzieciaki wybierały skwerki, które latami nie były sprzątane. - Świetna akcja - komentowały spotkane w rejonie Smętnej orunianki. - Na Oruni i tak mało kto sprząta i dba o zieleń, nie to co na Oruni Górnej – usłyszeliśmy.

Tego typu „partyzantka” z powodzeniem sprawdziła się na przykład w Warszawie i Krakowie, nie mówiąc już o zagranicy. I co by nie mówić o sensowności takich akcji, oruńskie dzieci kwitują ją krótko: - Robimy to, żeby na Oruni było ładniej – komentuje 10-letni Patryk.