Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-05-17 14:03:00
O Oruni, Gdańsku, czy Pomorzu nie za wiele, za to całkiem sporo o polityce Unii Europejskiej i wartościach chrześcijańskich – wczoraj w Gościnnej Przystani Jarosław Sellin, kandydat na europosła z ramienia Prawa i Sprawiedliwości zaprezentował swój wyborczy program.
Były wiceminister kultury i poseł trzech kadencji Sejmu spotkał się wczoraj z oruniakami. Jarosław Sellin kandyduje na europosła, do wyborów do Parlamentu Europejskiego pozostał nieco ponad tydzień.
Sellin rozpoczął od przedstawienia „pięciu zalet i pięciu wad Unii Europejskiej”. Do tych pierwszych polityk Prawa i Sprawiedliwości zalicza m.in. ekonomiczną solidarność, z której (jego zdaniem) korzystają Polacy. - Polityka spójności, wspólna polityka rolna, napływają środki na rozwój infrastruktury – wyliczał poseł.
Wskazywał też na kolejne plusy. - Unia Europejska wytworzyła sytuację, w której wśród państw członkowskich nie toczą się żadne wojny. Patrząc na historię Europy, to sytuacja niewyobrażalna.
Sellin cieszy się, że Unia pozwala na dialog między politykami i że „interesy narodowe poznawane są w bezpośredniej rozmowie”. Czwarty argument „na tak” to szereg wolności, która zdaniem posła, gwarantuje europejska struktura: - Wolność przepływu osób, wolność usług, wolność kapitału, strefa Schengen – wymieniał.
Piąta zaleta Unii Europejskiej to według byłego wiceministra kultury fakt, iż stanowi ona jeden z dwóch (obok NATO) najważniejszych filarów cywilizacji zachodu. I dzięki niej Europa wciąż liczy się na globalnym rynku, gdzie coraz większe znaczenie nabierają szybko rozwijające się państwa azjatyckie.
Wśród minusów Unii, polityk wyliczył: prawny bałagan wewnętrzny i „biegunkę legislacyjną”. - Co czwarty dzień powstaje kolejna dyrektywa w Strasburgu. Wydaje się też 700 rozporządzeń rocznie. Kto ma się w tym wszystkim połapać? - zastanawiał się. - Później tworzą się jakieś absurdy typu: tych żarówek nie możemy używać, a takiej kiełbasy nie możemy jeść – dodawał.
Polityk narzekał też, że w europejskiej strukturze wytworzyła się „arystokracja unijna”, czyli kasta unijnych urzędników, „kompletnie oderwanych od rzeczywistości, wstydzących się krajów, z których pochodzą”. - Nazywamy ich ironicznie: "Brukselczykami". Wymyślają kolejne legislacje, jak ognia boją się referendów narodowych – przekonywał Sellin.
Dwa ostatnie minusy na liście Sellina wiążą się z ideologią. Zdaniem polityka PIS, w Unii Europejskiej odbywa się spór między konserwatyzmem, a „lewactwem”. I to właśnie dyskurs liberalno-lewicowy zdominował elity medialne i kulturowe. - Poprawność polityczna jako forma cenzury, ekologia niczym religia. Komu to służy? – pytał.
Sellin odpowiedział też na pytanie: Czym polski polityk powinien zajmować się w Parlamencie Europejskim?
- Cztery najważniejsze sprawy. Po pierwsze, musi wywalczyć dopłaty dla polskich rolników. Po drugie, walczyć by budżet europejski był nadal duży i by Polska nadal była beneficjentem środków unijnych. Po trzecie, dążyć do zatrzymania negatywnego trendu, jakim jest kryzys demograficzny w Europie. Trzeba wspierać rodziny i politykę rodzinną. Po czwarte, powinien wspierać europejską chrześcijańską opinię publiczną, nie możemy wstydzić się naszej tożsamości.
Pytania i komentarze z sali dotyczyły wielu spraw. „Nie zgadzam się, by mieszać politykę z religią. Nie narzucajmy religii katolickiej innym” - mówiła jedna z osób. „Europejskie państwa wyrosły na wartościach chrześcijańskich” - ripostowała inna z uczestniczek.
Ktoś inny wskazał, że dopłaty europejskie to raptem 3% PKB, a i tak spora część tych pieniędzy wraca w różnej postaci do Unii Europejskiej. Poza tym dyrektywy unijne niszczą polski przemysł i przedsiębiorców.
- Straty są dużo większe, czy w ogóle warto z tą Unią? - pytał jeden z mieszkańców. - Mimo wszystko warto. Lepiej mieć te pieniądze niż nie. Oczywiście pytanie, jak te pieniądze się zużywa. Musimy też zrobić wszystko, by nasza gospodarka była tak ustawiona, by mogła obyć się bez unijnej kroplówki – odpowiadał Sellin.
Marian Szajna, radny sejmiku wojewódzkiego wskazywał, że Unia Europejska skończyła z dofinansowywaniem rewitalizacji zabytków. Mówił także o tym, że pieniądze, które z Unii mają trafić na Pomorze są „znaczone”. - Unia wskazała dokładnie na co możemy je wydać, a na co nie – mówił.
Dopytywano o idee zrównoważonego rozwoju, która w Polsce, zdaniem przynajmniej niektórych, w ogóle nie jest realizowana. Przykładowym rezultatem takiego stanu rzeczy jest podział na doinwestowany „Gdańsk A” i na coraz biedniejszy „Gdańsk B” (chociażby Orunię). - Platforma Obywatelska chce inwestować w metropolie, bo uważa, że te inwestycje rozleją się także na peryferia. My uważamy inaczej: trzeba finansować biedne rejony, zasypywać różnicę między „Polską A”, a „Polską B” - odpowiadał Sellin.
Pojawiło się też kilka komentarzy na temat Oruni. Nie były to jednak pytania, raczej skargi i żale, często na obecnie rządzących w Gdańsku. Uczestnicy spotkania mówili o kiepsko rozwiązanych przejazdach kolejowych na Oruni, sprawiającej kłopoty lokalnym gospodarzom napowietrznej linii wysokiego napięcia, braku inwestycji w Parku Oruńskim, czy o braku polityki społecznej w tej części Gdańska.
Sellin nie odniósł się konkretnie do tych uwag. Choć przyznawał, że szykując się na spotkanie z oruniakami, szukał informacji o bolączkach tej dzielnicy. - Jeżeli uważacie, że Gdańsk te sprawy zawala, to europoseł powinien prezydenta upierdliwie nachodzić. On na pewno nie odmówi takiego spotkania – mówił poseł.
Krzysztof Kosik, moderator i pomysłodawca cyklu, w którym znani politycy odwiedzają Orunię, cieszył się, że o Oruni robi się coraz głośniej. Jego zdaniem, takie kontakty z politykami trzeba pielęgnować, by w przyszłości łatwiej było walczyć o sprawy Oruni.