Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-06-26 16:27:00
Piłkarskie Mistrzostwa Świata ogląda nie w telewizji, a na żywo, na stadionie Maracana. Jeździ po całym świecie, często autostopem. W swych podróżach nie wydaje dziennie więcej niż kosztowałaby go paczka papierosów. Ma tylko 21 lat. I jest z Oruni. Proszę Państwa, oto Przemek...który ze względu na to, że Brazylijczykom trudno wymawia się to imię, posługuje się pseudonimem Tony Kososki.
Suarez wampir, wbijający kolejne gole Neymar, blamaż Hiszpanii, kiepscy Włosi, wspaniała Holandia – nawet tacy niedzielni kibice jak ja budzą się do życia, kiedy rozpoczynają się Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak pasjonują się ci, którym udało się dojechać do Brazylii i na własnej skórze poczuć atmosferę mistrzostw. Zresztą nie muszę sobie tego wyobrażać, mogę o to zapytać.
Moim „źródłem” jest 21-latek z Oruni, który od dwóch lat podróżuje po świecie, a niedawno wylądował właśnie w Brazylii. I jako wolontariusz obsługuje mecze na jednym ze stadionów.
- Moim marzeniem od dawna był przyjazd do Brazylii, czy obejrzenie meczu Mistrzostw Świata. Będąc w Portugalii zacząłem uczyć się języka i szukać możliwości spełnienia moich pragnień. Pogodziłem szkołę z podróżami i od 20 dni jestem w kraju samby, a od 12. czerwca pracuję także jako wolontariusz na stadionie Maracanã. Do moich zadań należy kierowanie ludzi w odpowiednie sektory areny – opowiada Przemek.
Na stadionie robi się "tsunami"
Kiedy pytam go o atmosferę Mistrzostw, słyszę: - Na nieszczęście mecze w Rio są tak nudne, że po wczorajszym starciu Ekwadoru z Francją zacząłem żartować, że FIFA powinna zacząć nam płacić za to, że tak usilnie pchamy się je oglądać. Jednak tak czy inaczej, oglądanie gier na żywo to wspaniała historia. Każdy jęk zawodu, czy krzyk radości nam także się udziela. Każdy kraj przywozi cząstkę siebie, przez co to wielkie i piękne wydarzenie sportowe nabiera charakteru i barw.
- Meksykańska fala zbliżająca się do ciebie, gdy siedzisz na krzesełku bądź jesteś schowany gdzieś na schodach jest niczym tsunami. Nie da się opisać tego co czuje człowiek, gdy kilkanaście tysięcy kibiców Chile w tym samym ułamku sekundy dosłownie wybucha z radości po strzelonym golu na 1-0 Hiszpanom – dodaje 21-latek.
Przemek od urodzenia mieszka na Oruni. W 2012 w ramach Erasmusa był na wymianie studenckiej w Portugalii, jak mówi „ w przepięknej i najukochańszej pod słońcem miejscowości jaką jest Covilhã”.
- To tu spróbowałem wielu rzeczy po raz pierwszy i prawie cały mój świat przewrócił się do góry nogami – mówi.
Przemek odkrył w sobie pasję podróżowania. - W przeciągu ostatniego roku udało mi się zwiedzić wiele miejsc w Europie, a tylko w same wakacje przejechałem blisko 20 różnych krajów, wydając przy tym mniej niż 200 euro.
Idź i zrób to!
Nie od dziś wiadomo, że podróże kształcą. - Oczywistym jest, że ze względu na czas nie mogłem w 100% poznać wszystkiego, ale obecnie wiem, że w Bułgarii policjantowi trzeba dać 5 euro łapówki, przy czym w Serbii już 30, że Szwajcaria jest jednym z najpiękniejszych krajów w Europie, w Bośni latem jest tak ciepło jak na pustyni. Łatwiej jest przejechać z końca Europy do stacji benzynowej nieopodal Wiednia, niż z tej samej stacji złapać Austriaka, którzy podrzuci te 15 kilometrów, a jedynym miejscem na świecie, gdzie można dostać mandat za spanie w namiocie jest Polska! - dzieli się swoim doświadczeniem mój rozmówca.
Podstawowym pytaniem, które może cisnąć się tutaj na usta, jest: skąd brać pieniądze na te wszystkie podróże? Przemek zapewnia, że radzi sobie sam, nie korzysta z pomocy rodziców.
- Z początku były pieniądze, ale później finanse się skończyły, a zwiedzać dalej się chciało. Trzeba było więc poszukać alternatywnych, tańszych metod, a najlepszymi oczywiście były autostop i spanie w namiocie – komentuje.
- Szybko odkryłem, że pomimo trudności, to świetna sprawa być tam gdzie się chce, bez wydawania fortuny. Obserwując mój progres znajomi namówili mnie, żebym zaczął pisać,o tym co robię. Dzięki temu powstała strona Vai lá cara, której nazwa oznacza coś w stylu – „idź i zrób to” i ma mobilizować do działania. I od razu uprzedzając pytania w stylu: „ile?” powiem, że przez ostatnie 2 lata, jak i teraz w nieziemsko drogim Rio de Janeiro, dziennie nie wydaję więcej pieniędzy na życie niż kosztuje paczka fajek – dodaje.
I tu Przemek opisuje mi szczegółowo, jak można zaoszczędzić na jedzeniu, na co zwracać uwagę, gdzie szukać różnych okazji. Faktem jest, że ta metoda, dla niektórych może nazbyt szalona, sprawdza się doskonale, a 21-latek realizuje swoje marzenie.
Podróżowanie jest jego marzeniem, ale na tym nie koniec
- Dzięki swoim podróżom nauczyłem się, że ludzie na świecie wcale nie są źli, a wręcz przeciwnie bardzo życzliwi i pomocni. Niedaleko Aten kierowca tira trzy razy pytał mnie czy chcę kawę, więc doszedłem do wniosku, że dopóki nie powiem „tak”, to nie ruszy. W Albanii, która chyba większości nie kojarzy się z niczym dobrym, gdy spytałem o drogę zostałem najpierw nakarmiony, a cała rodzina, z której tylko jedna osoba potrafiła mnie zrozumieć, radowała się, że mają gościa w swoich naprawdę skromnych progach. W Turcji z kolei nie trzeba o nic pytać, sami proponowali, gdy tylko na mnie spojrzeli – opisuje swoje wrażenia Tony Kososki.
W najbliższym czasie Przemek chce zwiedzić cały kontynent Ameryki Południowej. - Chciałbym także znaleźć tu szkołę i dokończyć swoje studia, a w przyszłości napisać książkę o swoich podróżach, doświadczeniach, żeby pokazać, że jeśli zwykły biedny student jest w stanie robić takie rzeczy to są one dostępne dla każdego, i zmotywować do działania – podkreśla.
Na tym nie koniec. - Aha... Chcę też złapać jacht na stopa, ale to chyba prędko się nie stanie – śmieje się oruniak.
Zaczęliśmy od Mistrzostw i na nich skończymy. Kto wygra turniej? – pytam. - Nie mam pojęcia, może Kostaryka – odpowiada 21-latek i na tym kończymy rozmowę przez Internet.
Przemek za niedługo musi już znikać. Dziś czeka go kolejne zwiedzanie, a niedługo kolejny mecz...na stadionie Maracana.