Na Rejtana niszczone są samochody, bo...

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-07-03 12:30:00

Wyrzucają śmieci przez okno, hałasują, przeklinają, a jak im się zwróci uwagę potrafią nawet... zniszczyć samochód – mieszkańcy ulicy Rejtana mają problem z kilkoma sąsiadami. Co mamy robić? - pytają.

Powybijane szyby, uszkodzony dach – kilka dni temu na ulicy Rejtana zniszczono jeden z samochodów. To nie pierwsza taka sytuacja, kiedyś w tej okolicy „dostały” też inne auta, ba, były nawet ich podpalenia. 

Jak mówią mieszkający tutaj ludzie (chcą pozostać anonimowi), nie chodziło o przypadkowy głupi wybryk. Na Rejtana są mieszkańcy, którzy właśnie w taki „demolujący” sposób wymierzają sprawiedliwość na własną rękę. Tego typu nauczkę można dostać chociażby za to, że się zwróciło komuś uwagę.

- Na Rejtana jest kilka rodzin, które skutecznie zastraszają innych. Były czasy, że wyrzucali śmieci przez okno, bo im się nie chciało wychodzić z mieszkania. Do tego awantury, krzyki, picie w bramach i na podwórkach. Jak ktoś im zwrócił uwagę, to go wyzywali, a czasem niszczyli samochód – opowiada jeden z tutejszych mieszkańców.

- Jedna z osób usłyszała do nich: „Siedź cicho, bo cię spalę!” - relacjonuje kolejna mieszkanka.

Według relacji mieszkańców, niektórym z sąsiadów nie spodobały się również efekty „rewolucji podwórkowej” w okolicy. Mowa o zmianach na jednym z podwórek przy Rejtana, gdzie zahaszczony i zaniedbany nieużytek przeobraził się w zadbany ogródek z ławkami. - Wcześniej nikt o to nie dbał, było brudno i straszno. Można więc było śmiecić i pić alkohol całymi dniami, teraz inni mieszkańcy zaczęli dbać o to miejsce i nie chcą już takich ekscesów – tłumaczy jeden z mieszkańców.

Wojna „nowego ze starym” trwa więc w najlepsze, a jej ofiarami padają samochody. Niszczy je „stara” strona, której nie podoba się, że okolica staje się bardziej normalna. - Ostatnio sąsiadowi powybijali szyby i zniszczyli karoserię. Bo miał odwagę powiedzieć im kilka słów – mówi mieszkaniec Rejtana i przesyła nam stosowne zdjęcie, pokazujące efekt "pracy" wandali.

Moi rozmówcy przyznają, że póki co nie zgłaszali sprawy na policję, czy do administratora budynków. - Być może rozwiązaniem będą kamery, może to odstraszy wandali – zastanawiają się mieszkańcy Rejtana, którzy skarżą się, że ich sąsiedzi nie tylko uprzykrzają im życie, ale też notorycznie nie płacą czynszu. - Można ich za to eksmitować? - pytają.

Prawda jest taka, że miasto ma ograniczone pole manewru, jeżeli chodzi o najemców mieszkań komunalnych, którzy nie płacą czynszu. - Jeżeli ktoś nie płaci, a dług rośnie Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych kieruje sprawę do sądu. I to są zasądza co dalej: czy eksmisja z prawem, czy bez prawa do lokalu. W międzyczasie wypowiadana jest również umowa najmu – tłumaczy Michał Piotrowski z gdańskiego Biura Prasowego.

Co ciekawe, miasto nie może eksmitować lokatora, dopóki nie zapewni mu lokalu zamiennego, lub pomieszczenia tymczasowego. - Jak coś się zwalnia z zasobów miasta, wskazujemy to miejsce i dopiero wtedy jest eksmisja – mówi Piotrowski. W skrajnych przypadkach miasto może nawet „wskazać” noclegownię.

Warto też wskazać na zdaniem niektórych absurd polskiego prawa. - Miasto ma obowiązek zapewniać lokale także z eksmisji ze wspólnot, czy spółdzielni mieszkaniowych . I jak nie zapewni lokalu, to ma obowiązek płacić wspólnocie, czy spółdzielni – wyjaśnia rzecznik miasta.

Mieszkańcy Rejtana zastanawiają się, co mogą zrobić w takiej „wojnie z sąsiadami”. 

W takich sytuacjach prawnicy radzą kilka rozwiązań. Przede wszystkim wizyta na komisariacie policji i rozmowa z dzielnicowym. Dalej, pismo do zarządcy nieruchomości i powołanie się na przykład na artykuł 51, który mówi: „ Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.” 

Można też wystąpić do sądu z powództwem o eksmisję uciążliwych lokatorów. Tutaj jednak potrzebne będą konkretne dowody – przydadzą się zdjęcia, nagrania video, czy też notatki dzielnicowych, lub strażników miejskich.

- Ludzie się boją składać zeznania, czy chodzić na policję. Coś jednak trzeba z tym zrobić. Jeżeli mieszkańcy się nie zjednoczą, to garstka osób będzie tutaj dyktować warunki i zastraszać innych – słyszę od jednego z oruniaków.