Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-07-31 19:38:00
Czy kolejowe, położone blisko torów tereny od Sandomierskiej do Zaroślaka mogą zostać kiedyś zagospodarowane w pożyteczny dla mieszkańców sposób? Co tu można wybudować? Kolejne magazyny? Biurowce? A może mieszkania? Rozpoczynamy debatę na ten temat, publikując pierwszy głos w dyskusji. Zabiera go Łukasz Pancewicz, inżynier i projektant, związany z gdańskimi uczelniami i łódzką pracownią urbanistyczną.
Jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu, gdzie trzy kilometry od centrum Gdańska w najlepsze rosły ogromne nielegalne wysypiska (takie na dziesiątki wywrotek), czy kwitły zupełnie zaniedbane i zdegradowane tereny.
Jednak widoki, które obserwuje gdańszczanin lub turysta, wjeżdżający pociągiem do Gdańska wciąż nie napawają optymizmem.
Na odcinku od Sandomierskiej do Zaroślaka, a więc już bardzo blisko do gdańskiego Dworca Głównego, obrazki są następujące: pomazane napisami, stojące na bocznicach wagony, nadszarpnięte czasem i kolejnym graffiti płoty, które tarasują drogę do położonych tutaj magazynów i firm. Są i bezpańskie (to znaczy, na których nic się nie dzieje), a także niemiłosiernie zahaszczone tereny, dochodzące niekiedy do samego Traktu św. Wojciecha.
Trzeba jednak przyznać, że jest dość czysto. Nie ma prawie śmieci, wyjątkiem jest teren dawnego składu opałowego. Kolejowe, ułożone obok torów podkłady są szybko usuwane - tak przynajmniej zapewnialii mnie kolejowi robotnicy, których w okolicy spotykałem.
Nie jest więc aż tak źle, ale czy mogłoby tutaj wyglądać lepiej? A jeżeli tak, to jak takie tereny zagospodarować? I czy w ogóle warto sobie zaprzątać tym głowę?
Zakładając, że warto, przeszkód jest kilka. Po pierwsze zdecydowana większość opisywanych tutaj obszarów należy do kolei, a taka instytucja raczej nie myśli o przesadnym upiększaniu swoich terenów. Po drugie, rejon obok torów wydaje się być mało atrakcyjnym chociażby dla deweloperów. Kto by chciał mieszkać 100 metrów od śmigających w tę i we w tę kolejek, prawda? Ale z drugiej strony mieszkańcy oruńskich TBS-ów jakoś w takim sąsiedztwie mieszkają i wytrzymują...
Ale nie mieszkania są tutaj najważniejsze. Wszyscy moi rozmówcy podkreślali, że najistotniejsza jest w ogóle jakaś wizja rozwoju takich terenów i oczywiście zaangażowanie miasta. Wskazywali też na analogiczne przykłady z zachodu Europy i na rozwiązania tam stosowane w podobnych sytuacjach.
To czy można w pożyteczny sposób zagospodarować opisywany tutaj rejon, ten swoisty przedsionek centrum Gdańska? Jeżeli tak, to w jaki sposób? Chcemy, by na te pytania odpowiedzieli nam urzędnicy, lokalni politycy, przedstawiciele kolejowych spółek i urbaniści.
Na początek przedstawiamy Państwu opinie Łukasza Pancewicza, inżyniera, projektanta i urbanisty, który doświadczenie zawodowe zdobywał w Polsce, Irlandii, Finlandii i Stanach Zjednoczonych. Jest związany z Politechniką Gdańską i Uniwersytetem Gdańskim. To główny projektant Miejskiej Pracowni Urbanistycznej w Łodzi.
Co ciekawe, poznał Orunię w trakcie pracy nad projektem, o którym pisaliśmy tutaj.
- Zabudowa na terenach pokolejowych, przy szlaku kolejowym ma swoje obostrzenia. Po pierwsze PKP musi chcieć skomercjalizować teren bądź miasto musi chcieć taki teren skomunalizować. Przy zabudowie przy terenach przykolejowych (np obok istniejącego szlaku) obowiązują pewne reguły. Przykładowo, ze względów bezpieczeństwa wymuszają one odsunięcie zabudowy od torów 10 metrów od granicy terenu kolejowego lub 20 od skrajni toru. Są i wymagania, związane z ochroną przed hałasem i wibracjami – mówi Pancewicz.
Jak więc można zagospodarować takie kolejowe, położone tuż obok torów tereny?
- Taki obszar wcale nie musi być stracony dla zabudowy, czy "gorszy" pod względem komercyjnym tylko dlatego, że jest zlokalizowany przy kolei. Przy malejącej liczbie terenów pod zabudowę w śródmieściu, każda szansa zabudowy na terenach już zurbanizowanych (zamiast lokalizacji na przedmieściach) powinna być wykorzystywana - kontynuuje projektant, pokazując przykłady chociażby z Dublina.
- Obszary "z odzysku" - pokolejowe czy poprzemysłowe - nie powinny być tutaj wyjątkiem. Przykłady zagraniczne pokazują, że miasta potrafią wykorzystywać takie tereny dla lokalizacji nowoczesnych biurowców, czy budynków edukacyjnych. Ze strony urzędników potrzebna jest odwaga w myśleniu i wyobraźnia oraz chęć poszukania partnera dla projektu – zwraca uwagę mój rozmówca.
Pancewicz przekonuje ponadto, że tereny przy Oruni to obszar wjazdu do miasta i chociażby ze względów wizerunkowych warto zadbać o dobry pomysł na to co może tutaj powstać.