Autor: s.Sadowska, Data publikacji: 2014-09-10 16:37:00
Kasztanowce nad Kanałem Raduni usychają – alarmują społecznicy i naukowcy. Aleja kasztanowców, upiększająca jedno z ulubionych miejsc rekreacyjnych i spacerowych mieszkańców dzielnicy, wkrótce może przestać istnieć.
- Z przykrością zauważam, że śmierć kasztanowców staje się faktem - mówi Grażyna Kunicka, mieszkanka ul. Nowiny, zaangażowana w sprawę ochrony drzew od lat, wysyłająca w tej kwestii alarmujące pisma do urzędów.
- W trakcie remontu Kanału oruńskie kasztanowce były traktowane bardzo źle. Uszkodzono im konary, poszarpano pnie. Koparkami zniszczono korzenie na głębokość około jednego metra – wylicza.
Drzewa od lat upiększają Kanał Raduni, który jest położony między centrum Gdańska, a Pruszczem Gdańskim.
Najważniejszy problem: brak wody
Za podstawową przyczynę usychania kasztanowców Michał Buliński, trójmiejski botanik, uznaje błędy konstrukcyjne powodujące niedostatek wody w Kanale i wokół niego.
- Struktura nowego obiektu zmieniła stosunki wodne pod ziemią – komentuje. - Orunia ma bogaty system wodny. Z remontem kanału cieki spływające z wysoczyzny w kierunku Motławy uległy zakłóceniu. Wkopane głęboko larseny (ściany oporowe, które umacniają Kanał Raduni – przyp. red.) i ścisłe zabetonowanie koryta odcięło wody powierzchniowe i podziemne, powodując ich obniżenie. Widocznym objawem tego jest niskie lustro wody w kanale – zauważa naukowiec, który przewiduje, że sytuacja będzie zmieniać się tutaj na gorsze.
- Kasztanowce są odcięte od wody, dlatego proces ich usychania będzie postępować – prorokuje Buliński.
Kasztany nikomu niepotrzebne?
- Drzewa pozostawione są bez opieki - relacjonuje Kunicka. Od kilku lat nie widziałam lepów na pasożyta, szrotówka kasztanowcowiaczka. Jest nawet problem z obkoszeniem wału. Nie grabiono opadłych liści, które są siedliskiem dla szkodnika – denerwuje się oruianka.
Konieczność nakładania opasek ochronnych widzi także Buliński. - W tym sezonie jest już na to za późno, ale przed wiosną musi to być zrobione.
Marniejący zieleniec niepokoi Annę Wołoszyn, znawczynię oruńskiej roślinności, przewodniczkę po oruńskich pomnikach przyrody.
- Potrzebna jest ekspertyza dendrologiczna kasztanów w celu oceny ich stanu – stwierdza. Niezbędna jest interwencja miasta. Można by dokonać wymiany drzewostanu, lub jego uzupełnienia. W historii Kanału już się to odbywało.
O potrzebie społecznej reakcji na sytuację mówi Buliński. - Jeśli jest wśród mieszkańców wola ratowania drzew, trzeba działać przez Radę Dzielnicy. Należy napisać do urzędów w sprawie ratowania drzew przed pasożytem i w sprawie ratowania zabytkowej zieleni.
Kasztanowce – dlaczego ważne?
Zapytany o sprawę Roman Itrich, przewodniczący oruńskiej Rady Dzielnicy komentuje: - Pomysł na przebudowę Kanału albo nie był dobrze przemyślany, albo ktoś te kasztany postanowił poświęcić dla wyższej sprawy. Dziś nie są one znaczące dla utrzymania jego stabilności, dlatego nikt się nimi nie interesuje. Jako Rada Dzielnicy wyślemy w sprawie pisma do odpowiednich instytucji.
- Nie możemy pozostać obojętni na usychające drzewa. Obok oruńskiego Parku, jest to ważny zabytek przyrody i znacząca ozdoba Oruni. Punkt rekreacyjny, spacerowy. Są tu od zawsze. Jesteśmy z nimi związani. Drzewa wpływają znacząco na stabilność wału. Kto zadba o kasztanowce? Już teraz uschnięte konary stwarzają realne zagrożenie dla ludzi. Obawiam się, że to będzie „mocny argument” do wycinki drzew – podsumowuje Kunicka.
O historycznym znaczeniu alei wspominał też profesor Samp - Aleja kasztanowców od początku była wyróżnikiem południowego Gdańska. W okresie międzywojennym wędrowały tędy pielgrzymki do Świętego Wojciecha. Na wszystkich starych fotografiach oruńskie kasztanowce są widoczne.
Jakie lekarstwo?
- Po pierwsze należy wykonać drenaż kanału, by dostarczyć drzewom wody. Nawet jeśli dokona się powtórnych nasadzeń, żadne dorosłe drzewo nie utrzyma się przy jej niedostatku. Po drugie trzeba wznowić program ochronny przeciwko pasożytom - zgodnie stwierdzają wszyscy rozmówcy.
- Drzewa już usychają. Jeśli miasto nie zareaguje na błędy przy rewitalizacji Kanału i zaniedbania w ochronie alei, kolejny, ważny obiekt historyczny zostanie bezpowrotnie zatracony – mówi Buliński. - Możliwe, że jest już za późno, ale niech przynajmniej nie będzie tak, że nikt nic nie zrobił. Jest naszym obywatelskim obowiązkiem ratować dziedzictwo pokoleniowe – kontynuuje. - Nie można odcinać się od tego, co zostawili nam potomni. Jeśli te drzewa zginą, to będzie nasza wina - dodaje wyraźnie poruszony.
Ewa Zielińska z Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska, instytucji która nadzorowała remont Kanału Raduni twierdzi, że przy tej inwestycji to bezpieczeństwo przeciwpowodziowe było najważniejsze. Kasztanowce siłą rzeczy musiały zejść na drugi plan, ale jak zapewnia urzędniczka wszystkie prace nad Kanałem dostały zielone światło od konserwatora zabytków. - Każde drzewo było rozpatrywane indywidualnie, nie mogliśmy niczego zrobić z kasztanowcami bez stosownej zgody – zapewnia Zielińska.
Przede wszystkim bezpieczeństwo ludzi
Czy jednak modernizacji Kanału nie można było przeprowadzić nieco inaczej, tak by w większym stopniu ochronić oruńskie kasztanowce?
Zielińska uważa, że wszystko zostało zrobione poprawnie.
- Absolutnie nie było nigdy pomysłu, by między larsenami zostawiać jakieś miejsce na przepływ wody. Ta ściana musi być szczelna, ona ogranicza penetrację wody w wał Kanału Raduni. To jest jej główne zadanie – przyznaje Zielińska. - Nie jest też możliwy żaden drenaż, proszę wybaczyć, ale takie pomysły nie są do końca poważne. Kasztanowce biorą wodę z opadów, a proszę pamiętać, jak suche mieliśmy lato. Zresztą w całym Gdańsku kasztanowce wyglądają podobnie, nie tylko na Oruni.
Maciej Lorek, dyrektor Wydziału Środowiska jest mniej rozmowny: - Kasztanowce przy Kanale Raduni podlegają pod konserwatora zabytków i to on wydaje w tej sprawie wszelkie uzgodnienia.
- Czyli to, że kasztanowce mogą usychać, to już nie jest sprawa dla miasta, a dla konserwatora? - chcę się upewnić.
- Tak. Tylko konserwator się tym zajmuje – ucina Lorek.
Dzwonimy do konserwatora zabytków. Rozmawiamy z Bogdanem Ciecholewskim, inspektorem z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku, który dwa lata temu wypowiadał się już dla naszego portalu w sprawie oruńskich kasztanowców. - Pozwoliliśmy na wycinkę tylko trzech kasztanowców nad Kanałem Raduni. Były one w takim stanie, że nie dało się ich uratować. Pozostałe drzewa nie wykazywały objawów, że w związku z nowymi larsenami brakuje im wody – usłyszeliśmy dzisiaj.
Ratunek dla drzew – system nawadniania
Takie objawy, to według Ciecholewskiego, mniejsze, zwiędłe i żółte liście na kasztanowcach. - Objawy niedoboru wody powinny zacząć występować w lecie – stwierdza Ciecholewski.
Mówię, że podobne objawy zaobserwowano już na oruńskich kasztanowcach i po chwili wysyłam inspektorowi stosowne zdjęcia (te same co w niniejszym artykule). Jeszcze raz pytam, czy kasztanowce nad Kanałem Raduni usychają.
Niedługo później dostaję maila. Ciecholewski pisze: "Niestety mogą mieć rację biolodzy, ale nie muszą. To był wyjątkowo suchy rok i jest jeszcze szrotówek kasztanowcowiaczek. Poczekajmy do przyszłego roku, podobne objawy obserwuję w terenie."
Wygląda więc na to, że wszelkie analizy i badania, o które postulują społecznicy i eksperci, będą musiały jeszcze poczekać.
Przedstawiciel gdańskiego WUOZ widzi tylko jeden ratunek dla kasztanowców, gdyby rzeczywiście okazało się, że brakuje im wody. - Powinno zamontować się system nawadniania dla tych drzew. Podobne rozwiązanie jest często stosowane. Do głowy przychodzi mi choćby porośnięta różami pergola w parku w Wejherowie, która właśnie w taki sposób jest nawadniana – mówi Ciecholewski.
- Na pewno nie chcemy dopuścić do wycinki drzew nad Kanałem Raduni. Kasztanowce są zbyt piękne, by nie próbować ich ratować – kwituje konserwator zabytków.
Do sprawy jeszcze wrócimy.