To oni tworzyli życie Oruni przed nami, warto ich pamiętać

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-09-21 12:33:00

Były historie wesołe, były i momenty, w których robiło się naprawdę poważnie – wczorajsza wycieczka po Oruni z Krzysztofem Kosikiem przyciągnęła kilkadziesiąt osób.

Gościnna, Żuławska, Dworcowa, Trakt św. Wojciecha, Sandomierska, ulica Brzegi – to punkty wczorajszej wycieczki, którą poprowadził Krzysztof Kosik, z wykształcenia historyk, były radny miasta, autor książki „Oruński Antykwariat”. Przewodnik opowiadał o dawnej Oruni, w tym również o czasach przedwojennych.

Spotkanie odbyło się w ramach projektu „Historie po Oruńsku”, którego organizatorem jest Gdański Archipelag Kultury.

Na ulicy Gościnnej Kosik opowiadał pokrótce o Gimnazjum nr 10, którego jest absolwentem. Unikał sztampowych historii. Zamiast dat, czy nazwisk kolejnych dyrektorów placówki, pojawiła się np. opowieść z przymrużeniem oka o „szkolnym” psie, który... potrafił liczyć do trzech.

Na Żuławskiej zrobiło się poważniej. Kosik wspominał mieszkającego tu przed wojną Pawła Szczecińskiego, kolejarza, który 1 września został zabity przez Niemców w Szymankowie. Zdaniem przewodnika wczorajszej wycieczki, była to pierwsza polska ofiara drugiej wojny światowej, zabita przez Niemców. Autor książki „Oruński Antykwariat” opowiadał również o pobliskiej międzywojennej ochronce polskiej (mieściła się w dzisiejszej siedzibie przedszkola na Żuławskiej). W czasach Wolnego Miasta Gdańska było to ważne miejsce dla Polaków. Odwiedził je m.in. premier Kazimierz Bartel.

Kosik nawiązał również do innej historii z tej części Oruni. Chodziło o powojenne odwadnianie Żuław, którą z własnych pieniędzy przeprowadzili oruniacy. - Ulicę Żuławską odwiedził wówczas minister Eugeniusz Kwiatkowski. Jak widać gościliśmy tutaj ważne postaci: premiera Bartla przed wojną i ministra Kwiatkowskiego po wojnie – mówił.

W drodze do przedwojennej siedziby Drukarni Gdańskiej (okolica skrzyżowania Traktu św. Wojciecha i Sandomierskiej), Kosik poprowadził wycieczkę wzdłuż Kanału Raduni. Jej przewodnik co chwilę się zatrzymywał i wtrącał krótkie historie na temat mijanych budynków. Można było dowiedzieć się, gdzie kiedyś była Adria, czyli legendarna „mordownia” oruńska, gdzie była filia urzędu celnego, przychodnia, zakłady fotograficzne, cukiernie.

Tych wszystkich miejsc już oczywiście nie ma. Jeden z niewielu dawnych zakładów, który zachował się do dziś to najstarszy istniejący w Gdańsku... punkt fryzjerski. W 1926 roku zakładał go Franciszek Szarmach, obecnie firmę prowadzą jego potomkowie. Zakład mieści się przy Trakcie św. Wojciecha 89.

Co ciekawe, na ulicy Rejtana żyła kiedyś kobieta, która w styczniu 1945 roku płynęła na legendarnym „Wilhelmie Gustloffie”. Statek został zatopiony przez podwodny okręt radziecki. Niemiecka jednostka pasażerska miał za zadanie ewakuować ludność (ale i żołnierzy i oficerów SS) z terenów, do których zbliżała się już Armia Czerwona. Według szacunków historyków zginęło wtedy około 10 tysięcy osób. Przeżyło nieco ponad 1000 pasażerów, wśród nich mieszkanka Oruni. Wczoraj Kosik przypominał tę właśnie historię.

Przy dawnej Drukarni Gdańskiej Kosik opowiadał o polskich wydawcach i dziennikarzach, którzy pracowali tutaj w czasie międzywojnia. W zdominowanym przez Niemców Gdańsku taka praca nie należała do najłatwiejszych. Kosik utyskiwał, że gdańskich władz nie stać na upamiętnienie pracowników Drukarni w należyty sposób, chociażby odpowiednią tablicą.

Ostatnim punktem wycieczki był cmentarz św. Ignacego. - Kto jest z Wrzeszcza? - pytał. - Pan? To pewnie zna ulicę Miszewskiego, prawda?

Kosik opowiadał pokrótce o Leonie Miszewskim, polskim księdzu i działaczu społecznym, a także prezesie Gminy Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Miszewski próbował zainteresować władze w Warszawie, jak sam to ujął w wystosowanym do polityków memoriale, „tragicznym położeniem Polonii Gdańskiej”.

Kiedy zmarł w 1930 roku, jego pogrzeb stał się wielką manifestacją narodową Polaków. Został pochowany na cmentarzu przy kościele św. Ignacego.

Kosik wraz z kilkoma innymi osobami położył kwiaty na grobie księdza.

Na zakończenie Kosik podsumował wczorajszą wycieczkę. - Chciałbym jeszcze raz powrócić do wielkich nazwisk oruńskich. Wymienię małżeństwo Kwiatkowskich (Jan i Małgorzata Kwiatkowska), którzy tworzyli tutaj na dzielnicy życie polonijne: ochronkę polską na Żuławskiej 108, polską Drukarnię przy ulicy Trakt św. Wojciecha 57. Chylę czoła przed ofiarami drugiej wojny światowej: Pawłem Szczecińskim juniorem, zawiadowcą stacji w Szymankowie, który został zastrzelony wraz ze swoją siostrą Heleną w 1939 roku. Oddaje hołd ludziom, obrońcom poczty polskiej, mieszkańcom Oruni: panu Bronisławowi Szulcowi, Wacławowi Kurkowskiemu, którzy ponieśli ofiarę życia, walcząc o Polskę.