Oruniak opowie o swojej dzielnicy
Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-09-30 07:22:00
Na Oruni mieszkał od 1946 roku, nic dziwnego więc, że ma wiele wspomnień z tej dzielnicy. O wielu z nich Janusz Stomal opowie już dzisiaj (30 września) w Gościnnej Przystani. To kolejne spotkanie w cyklu „Historie po Oruńsku”.
- Będą opowieści o odgruzowywaniu Gdańska, tornistrze pełnym naboi, bolszewickim poczuciu humoru, żałobie nauczycieli po śmierci Stalina oraz knajpie Swoboda i szaleństwach w Kanale Raduni – opisują dzisiejsze spotkanie w Gościnnej Przystani jego organizatorzy, przedstawiciele Gdańskiego Archipelagu Kultury.
To właśnie ta instytucja razem z oruńskim Domem Sąsiedzkim, wspierana przez nasz portal, od kilku miesięcy prowadzi projekt „Historie po Oruńsku”. Zapraszano już szereg gości – byli znani historycy, fotoreporterzy, botanicy i architekci. Spoiwem wszystkich spotkań była oczywiście Orunia. W ostatnim tygodniu „historyczny” spacer po dzielnicy zafundował uczestnikom Krzysztof Kosik, mieszkaniec Oruni.
I właśnie Orunia przez pryzmat wspomnień jej mieszkańców jest dla wielu najciekawsza. Bohaterem dzisiejszego spotkania w Gościnnej Przystani (godzina 18) będzie również oruniak. Janusz Stomal jest architektem, który w latach 1946-58 mieszkał na Trakcie św. Wojciecha 209. O jego doświadczeniach napisaliśmy w artykule: „Kilometr oruńskich wspomnień”.
A to pokazana w tekście próbka możliwości pana Janusza. Rzecz tyczy się budynku przy Trakcie św. Wojciecha 217. Dzisiaj jest tam niewielki hotel, a kiedyś...
- Budynek Samopomocy Chłopskiej. Na dole była rozlewnia oranżady i piwa – uśmiecha się pan Janusz. - Jako gówniarz przychodziłem tutaj prosić o nalepki, wpuszczano mnie do środka. Widziałem, jak jedna pani przez lejek nalewała do butelki sok, potem inna podstawiała to pod wodę z gazem, a jeszcze inna zamykała kapslem. Pewnego dnia jedna z tych kobiet zażartowała, czy nie chcę napić się innej oranżadki. To było oczywiście piwo. Tak mi zasmakowało, że kiedyś już sam o nie poprosiłem. No ale mi nie dano, miałem wtedy tylko sześć, czy siedem lat – śmieje się mój rozmówca.
Podobnych, opowiedzianych ze swadą i humorem opowieści z pewnością dzisiaj nie zabraknie.