Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-09-30 20:13:00
To było jedno z najlepszych spotkań w cyklu „Historie po Oruńsku”. O swoich wspomnieniach z dawnej Oruni opowiadało dwóch byłych mieszkańców tej dzielnicy. Do dyskusji włączyła się także publiczność.
Bohaterami wczorajszego spotkania w Gościnnej Przystani byli: Janusz Stomala, który w latach 1946-58 mieszkał na Trakcie św. Wojciecha 209 i Jan Mikielewicz, który w 1945 roku wraz z rodziną przyjechał z Wilna i zamieszkał na Oruni, na ulicy Dworcowej.
Ciekawych wątków, śmiesznych opowieści i wzruszających historii usłyszeliśmy wczoraj całe mnóstwo.
Przykładowe „słowa klucze”: knajpa Swoboda, „Dysant” - zabijaka, trunkowi wozacy, śmiertelne wypadki na Oruni, walki bokserskie w Domu Kultury, szaber w opuszczonym obozie na Maćkach, sotnia kozacka na Smętnej, Cyganie w Lipcach, golasy w Kanale Raduni, martwi Niemcy na Wschodniej...
Prezentujemy wczorajsze opowieści w postaci krótkich „twitterowych” notek, poprzedzonych stosownymi hashtagami bez polskich znaków. Ot takie połączenie historii i nowoczesności. A tak na poważnie, ten kto nie był wczoraj ma czego żałować.
Niepoprawne politycznie anegdoty pana Janusza plus opowiedziane ze śpiewnym, wileńskim akcentem historie pana Jana wywoływały żywe komentarze i kolejne pytania zgromadzonej w Gościnnej Przystanie publiczności. A ta niestety nie była wczoraj zbyt liczna. Szkoda.
Zaczynamy.
#szkola #Goscinna #komunizm
Janusz Stomala: Chodziłem do szkoły na Gościnnej. Na akademiach recytowało się wierszyki przeciw imperialistom. Sam też recytowałem. Na przykład taki wierszyk: „Nie będzie tronów, nie będzie banków, złamiemy fronty Kuomintangu, nie będzie City i Wall Street, błyśnie wolności świt!”
#knajpa #Goscinna #alkohol
JS: W szkole muzycznej na Gościnnej była po wojnie piękna knajpa. Nazywała się Swoboda. To znaczy szkoły tam jeszcze wtedy nie było, powstała później. Jak Panowie wychodzili z kościoła, msza się kończyła, mamy z dziećmi szły sobie do domu, Panowie zachodzili do Swobody na „setę”, na piwo. Orkiestra grała, były dancingi.
#Sandomierska #PunktKontrolny
JS: Na Jedności Robotniczej, koło Sandomierskiej był tak zwany punkt kontrolny. Stał tu szlaban, stali milicjanci, albo wojskowi i każdy samochód jadący był zatrzymywany.
#PastwiskaOruni #PastuchZabijaka #ObozNaMackach
JS: W latach 40. i 50-tych regularnie przez Orunię przechodziły krowy, które były prowadzone na pastwiska w okolice ulicy Starogardzkiej, aż do dawnego poniemieckiego obozu na Maćkach. Pastuchem był nasz sąsiad, nazywał się Gawerski, pseudonim „Dysant”. Wszyscy się go bali, bo mówiono o nim, że on zabił człowieka.
#wozacy #KolorSkory #szkola
JS: Na Oruni było dużo wozaków. Jedni zajmowali się rozwożeniem węgla, to mieli czarne furmanki. A drudzy gruz wywozili ze Starego Miasta, więc mieli czerwone wozy. Pani w szkole zawsze wiedziała, kto jakim wozem przyjechał, bo myśmy się pod nie podczepiali.
#wozacy #alkohol #milicja
JS: Oruńscy wozacy wracali do domu. Nie było chyba żadnego „nietrunkowego”, także więc w różnym stanie, z różnymi promilami wracali do domu. I bywało tak, że koń prowadził wozaka do domu. Nie, milicja nikogo nie zatrzymywała. Co to ich obchodziło? Że niby koń miał się z koniem zderzyć?
#wypadki #smierc #Orunia
JS: W latach 40 i 50. na Oruni ludzie ginęli od niewypałów, na torach pod pociągami, niektórzy topili się w Kanale Raduni.
#KinoKosmos #CoByloKiedys
Jan Mikielewicz: Przed tym jak powstało Kino Kosmos, to w tym miejscu był mały domek. Mieszkali tam autochtoni, gdańszczanie.
#DomKultury #WalkiBokserskie #pilkarze
JM: W Domu Kultury urządzano kiedyś walki bokserskie. Orunia miała kilku niezłych bokserów. Także piłkarzy, niektórzy z nich grali później w Lechii Gdańsk i Bałtyku Gdynia. No i byli też nieźli piłkarze ręczni.
#TransportZWilna #CzemuOrunia #WilniucyRazem
JM: Czemu moja rodzina wybrała po wojnie Orunię? Przyjechaliśmy transportem z Wilna, trwało to trzy tygodnie. Po drodze mijaliśmy całkowicie zniszczoną Warszawę. Wielu później wysiadło w Poznaniu. My dojechaliśmy do Gdańska, tutaj spotkało się znajomych. Niektórzy mieszkali na Oruni. Później my chodziliśmy na dworzec na Toruńskiej i w następnych transportach szukaliśmy innych ludzi z Wilna. Zachęcaliśmy ich do Oruni, wiadomo, lepiej mieszkać z ludźmi, których się zna.
#bieda #ButyOdSwieta #szkola
JM: Lata 40. to wielka bieda na Oruni. Do szkoły chodziło się na bosaka, buty człowiek zostawiał sobie na niedzielę.
#ParkOrunski #powodz #kladki
JM: Tego mostu jak się szło do Parku Orunia w ogóle nie było. To było od razu po wojnie. Była tylko drewniana kładka. W 47 roku była powódź i później dopiero zrobili ten mostek.
#szaber #ObozNaMackach #KBW
JM: Na Maćki żeśmy chodzili, tam gdzie kiedyś był obóz dla Niemców. Zbieraliśmy mundury, szukaliśmy sztyletów i karabinów. Wiadomo, jako gówniarze młode, mieliśmy po 10, 11 lat wtedy. Szukaliśmy też dla ojca i matki butów, a także ubrań, czapek chociażby. Trochę tam ich znaleźliśmy. Po wojnie zamieniono ten obóz na magazyny wojskowe dla Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
#WojskoNaOruni #Macki
JS: I to była atrakcja. Z Maciek najpierw wracały krowy, a później szła ta kompania wojska.
#DomDziecka #Brzegi #SluzbaPolsce #CoByloKiedys
JM: Tam gdzie teraz jest Dom Dziecka na Brzegach, po wojnie była siedziba „Służby Polsce”, junaków.
#awantury #zabawy #ObcyDostajeWciry
JS: Nie ma co owijać w bawełnę, na zabawach oruniacy nie lubili obcych. Jak przyszedł jakiś z Wrzeszcza i chciał zatańczyć z miejscową dziewczyną, to musiał mocno dostać wciry.
#sotnia #KozacyNaOruni #konie
JM: Pod koniec 45 roku na ulicy Smętnej stała radziecka sotnia kozacka – my ją tak nazywaliśmy. Twarze dziwne, płaszcze sztywne, czyścili cały czas konie.
#ParkOrunski #alkohol #WilenskaZulia
JM: W 45 roku Park Oruński był okolony płotem. I dziadek taki chodził, gdańszczanin, z taką laseczką i zbierał papierki i śmieci. Godzina 22 zamykał Park. Ale my jako żuliki wileńskie, mając 10 lat, dawaliśmy dziadkowi sznapsa, który podwędziliśmy od rodziców. On nas wpuszczał i my szliśmy na pierwszy staw się kąpać.
#KanalRaduni #NaGolasaWNiedziele #milicja #wciry
JM: Kiedyś kąpaliśmy się nago w Kanale Raduni, a to była niedziela. Rzeczy zostawiliśmy koło mostku, i pływamy. Po jakimś czasie dopływamy do mostku, a tu rzeczy nie ma. Wyłazimy, każdy w garść bierze swoje najdroższe i się rozglądamy. Przyszedł milicjant, bo jakaś kobieta powiedziała do niego: „Co jest? W niedzielę? Chłopaki biegające na golasa? Wstyd”. I to milicjant schował nam ubrania i zaniósł do komisariatu. Później nas tam zabrał, wezwał rodziców. Ojciec mój przyszedł, matka nie chciała. I milicjant mówi: „Przy mnie ma dostać wciry!” No i ojciec dał mi kilka klapsów.
#alkohol #TrzyRodzajeWodki #DzieciKupujaWodke
JS: Alkohol na Oruni zawsze odgrywał dużą rolę. Sam byłem wysyłany do sklepu, dzieciakom po sąsiedzku sprzedawano wódeczkę. Wyboru nie było dużego. Była wódka z czerwoną kartką, niebieską i z brązową - spirytus.
#CzerwonyKrzyz #Sanodmierska #UNRRA #konie
JM: Na rogu Sandomierskiej był duński Czerwony Krzyż. Tam nas szczepiono. Tam dawano paczki z UNRRA. Czasem gospodarze konia nawet tam dostawali.
#StrazPozarna #Dworcowa #DomKultury
JM: Straż pożarna była na Dworcowej, koło Domu Kultury. Trzy garaże, jeden poniemiecki samochód. Naprzeciwko w kamienicach na Dworcowej mieszkali strażacy.
#bufet #PeronOrunski #modlitwy
JM: Za peronem oruńskim był bufet. I matki się modliły, aby ojciec pijany nie wyszedł z tego bufetu, jak pociąg jechał.
#Cyganie #Kuciekoni #WrozkaPrawdeCiPowie
JS: Raz w ciągu roku jeździli Cyganie. Zatrzymywali się na Oruni i kuli w tutejszych kuźniach konie. Przepięknie to wyglądało, bo niektóre wozy były pomalowane na żółto, bardzo bogate. Ale były też bardzo biedne furmanki. Stanowisko postojowe mieli w Lipcach. Cyganki chodziły po Oruni i zaczepiały ludzi: „Może powróżyć?”.
#smierc #Niemcy #Wschodnia #pochowek #cmentarz
JM: Po wojnie na Wschodniej mieszkała biedota niemiecka. Głównie starzy ludzie, za biedni by wyjechać. Ludzie bez znajomości, którzy zostali w Gdańsku, a wcześniej, za Hitlera wysłali swoich synów na wojnę. My jako gówniarze chodziliśmy tam „na szaber”, szukaliśmy opału. Niemcy tam mieszkali i kiedyś znaleźliśmy w domku starą Niemką. Już nie żyła. Wzięliśmy ją na sanki, babcię owinęliśmy w prześcieradło i zawieźliśmy na cmentarz przy torach. Ale zima była, więc czym wydrapać tą zmarznięta ziemię? Wykopaliśmy tylko dół na głębokość 30-40 centymetrów, wrzuciliśmy tam babcię, trochę ziemi i poszliśmy. Za parę dni smród. Ojcowie nasi, starsi już ludzie wykopali głębszy dół i pochowali Niemkę jeszcze raz.