Ok, kosztowały "kokosy", ale te włosy są wyjątkowe

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-10-10 17:16:00

Udało się, mam… prawdziwe włosy! – cieszy się 28-letnia Alicja Oleńska, orunianka, cierpiąca na rzadką odmianę nowotworu. I dziękuję wszystkim, którzy pomogli spełnić jej marzenie. Ludziom, którzy wzięli udział w kwietniowej akcji „Kokosy na Włosy”.

Kiedy w kwietniu napisaliśmy o chorej na raka Alicji Oleńskiej, 28-latce z ulicy Raduńskiej, odzew czytelników był naprawdę spory. Wielu z Państwa chciało wziąć, wielu z Państwa wzięło udział w akcji „Kokosy na Włosy”. Cel był prosty: zebrać jak najwięcej pieniędzy, by młoda orunianka mogła sprawić sobie perukę z prawdziwych włosów.

Włosy pani Alicji wypadły wcześniej w rezultacie chemioterapii.

Kilka miesięcy później siedzę z panią Alicją w kuźni przy Gościnnej. – Udało się, mam prawdziwe włosy. W 100 procentach prawdziwe, słowiańskie włosy… 

- Słowiańskie? – przyznam, że jestem nieco zdziwiony.
- Tak. Specjalna firma sprzedaje peruki z prawdziwych włosów. Moja jest „słowiańska” – włosy blond, idealnie dopasowane do mojej głowy. No dalej, niech Pan dotknie – zachęca.

Jak dla mnie, człowieka, którego włosy przeżywały renesans niestety już dobrą dekadę temu, peruka pani Alicji stanowi prawdziwy „cud techniki”. W życiu bym nie powiedział, że dotykam peruki. 

- Włosy kosztowały 5600 złotych. To sporo, ale było warto – mówi orunianka. – Spełniłam swoje marzenie. Nie byłoby to jednak możliwe bez pomocy tak wielu ludzi, którzy zaangażowali się w akcję „Kokosy na Włosy”. Bardzo chciałam im podziękować na łamach Państwa portalu. To właśnie tekst na MojejOruni sprawił, że niektórzy mnie rozpoznają, mówią, że czytali o mnie, życzą mi jak najlepiej, dodają otuchy – dodaje pani Alicja.

- A jak Pani się teraz czuje? Jak przebiega Pani choroba? – pytam.
- Ostatnio czułam się naprawdę źle, niedawno wyszłam ze szpitala. Ale już jest nieco lepiej. Biorę kolejną chemię, to już szesnasta z rzędu. Takie leczenie potrwa do stycznia. A później? Cóż, zostaje mi jeszcze „chemia tabletkowa” – mówi.

To niełatwa część naszej krótkiej rozmowy. Pani Alicja przyznaje, że jej stan się nie poprawia. Obok niej siedzi kilkuletnia córeczka, Kaja.
- Chcę myśleć pozytywnie, chcę żyć jak najdłużej. Rodzina i znajomi napędzają mój optymizm. Moja lekarka też mi mówi: „Nie poddajemy się jeszcze”. Ja się nie poddaję – zapewnia pani Alicja.

Wywiad kończy się małą sesją zdjęciową. Gdy robię kilka fotografii przed kuźnią, do pani Alicji podchodzi jej znajomy.
– O! Jakie fajne włosy. Prawdziwe?
- Prawdziwe, no pewnie. Mają minimum rok gwarancji.
- No to po roku znowu taką akcję zrobimy. Znowu Ci takie włosy załatwimy.