Oruniacy biorą się za swoją dzielnicę

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-11-04 12:50:00

Czy wiążesz swoją przyszłość z Orunią? Co się tutaj musi zmienić, byś chciał zamieszkać na dłużej? Jakie są silne strony tej dzielnicy? A słabe? To pytania, z którymi musieli wczoraj zmierzyć się uczestnicy pierwszych warsztatów z cyklu „Quo Vadis, Gdańsku?”.

Wszystkie ręce na pokład. Zero bezproduktywnego chrzanienia o dziurach w ulicy, zero szukania winnych. Lepsza czy gorsza, ale jednak burza mózgów. „Hipsterskie” karteczki na ścianach i niczym w czasie Okrągłego Stołu rozmowy przy podstolikach.

Mieszkańcy, eksperci, członkowie pozarządowych organizacji, studenci, projektanci, urzędnicy – oruńska Gościnna Przystań przeżyła wczoraj najazd ludzi, którym….się chce. Dyskutować, czegoś się przy okazji uczyć i zmieniać okolicę.

Czy to może się udać? Czy to ma sens? Organizatorzy przekonują, że tak.

- Planowanie przestrzenne ma sens. Jeżeli się okaże, że mieszkańcy rzeczywiście będą mieć wpływ na strategię rozwoju swojej dzielnicy, to będzie prawdziwa bomba – mówi Karolina Woźniak, 29-letnia orunianka, radna dzielnicowa i organizator społeczności lokalnej w projekcie „Quo Vadis, Gdańsku?”. – Jestem pośrednikiem między mieszkańcami a koordynatorami merytorycznymi projektu – słyszę wyjaśnienie.

Zaczynamy od marzeń
- To fajne, że ludzie mogą się wypowiedzieć o swoich potrzebach i pomysłach zagospodarowania Oruni. Po to są te warsztaty. Najpierw trzeba zacząć od marzeń, spojrzeć na dzielnicę bardzo szeroko, a później przyjdzie czas na zagłębienie się w szczegóły i stworzenie czegoś konkretnego – mówi Woźniak, która wiąże swoją przyszłość właśnie z Orunią.

- Mam tu rodzinę, dobrze mi się tu mieszka. Potencjałem tej dzielnicy są zielone tereny, Park Oruński – wylicza orunianka. – Mam jednak obawy, że nawet za 20 lat wciąż nie będzie normalnych przejazdów kolejowych na Oruni. Nie chcę też, by z Oruni zrobiono dzielnicę przemysłową.

Woźniak chciałaby, by wypracowana w projekcie strategia dotyczyła obszaru okolic Związkowej, Gościnnej i Junackiej. – To teren nieuporządkowany, który aż się prosi o zmianę. Wyobraź sobie, wychodzisz z tunelu na Związkowej, idziesz w kierunku Traktu św. Wojciecha i „Biedronki”, a dookoła przyjemna i zadbana okolica. To są sprawy, którymi na Oruni warto się zajmować.

Wczorajsze warsztaty podobały się też innym.

- Od pomysłu się zaczyna, a później trzeba być konsekwentnym i pracowitym. Wiem o czym mówię: kilka lat walczyłem w urzędach, by uzyskać pozwolenie na budowę na moim gospodarstwie na ulicy Żuławskiej. To była droga przez mękę, ale ciężką pracą uzyskałem, to czego chciałem. I teraz sam chcę przeprowadzić taką „małą rewitalizację” na swoim terenie, będzie to z pożytkiem dla Oruni – mówi Arek Paszkiewicz, 47-letni mieszkaniec ulicy Żuławskiej.

To jest słuszna koncepcja!
- W ostatnich latach widzę zmiany na Oruni. Wystarczy spojrzeć, jak wygląda Kanał Raduni, jak prezentuje się Trakt św. Wojciecha, czy peron na Oruni. Lubię tę dzielnicę, blisko centrum, tu gdzie mieszkam cisza i spokój. Wadą są rozwiązania komunikacyjne: drogi i wyjazdy z dzielnicy. To powoduje, że ludzie się zastanawiają, czy warto wiązać się z Orunią – przekonuje Paszkiewicz.

- Warsztaty to słuszna koncepcja, dobrze, że są tutaj zarówno mieszkańcy i urzędnicy – komentuje oruniak.

- Zależy nam właśnie na tym, by współpracować z mieszkańcami – zapewnia Justyna Patyk z Biura Rozwoju Gdańska. – Chcemy, by mieszkańcy mówili nam o potrzebach i obawach, związanych z planowaniem przestrzeni. Mamy też nadzieję, że nasze propozycje i argumenty wzbudzą zainteresowanie. Tak rozumiemy projekt Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, który bardzo nam się podoba. Kiedy o nim usłyszałam, wiedziałam, że nie może nas tutaj zabraknąć. Pierwsze warsztaty pokazały, że warto to robić – dodaje.

Nie jest jednak tajemnicą, że wśród niektórych oruniaków Biuro Rozwoju Gdańska nie cieszy się dobrą sławą. Instytucja jest krytykowana m.in. za brak rozwiązań odnośnie kolejowych przejazdów na Oruni i za swój projekt, który z fragmentu tej dzielnicy chciał zrobić obszar przemysłowy. Czasem zarzuca się, że BRG nie chce słuchać pomysłów mieszkańców. Instytucja, której przewodzi wiceprezydent Bielawski była jednak chwalona za dyskusję z mieszkańcami Żuławskiej, którzy chcieli zmian niekorzystnych dla nich zapisów.

BRG zamienia się w słuch
Na każdy z warsztatów (w Oruni, Osowej, we Wrzeszczu i na Ujeścisku-Łostowicach) BRG oddeleguje swoich projektantów, którzy będą wspierać mieszkańców fachową wiedzą. Jak zapewniają reprezentanci instytucji, nie będą narzucać swoich rozwiązań. Będą słuchać, jak swoją przestrzeń widzą mieszkańcy i jak chcą ją zaprojektować. I podpowiedzą, co można, a czego nie można zrobić ze względu na uwarunkowania przestrzenne.

- Planowanie przestrzenne to trudny temat, niełatwo nim zainteresować mieszkańców. Zdarza się, że mieszkańcy nie chcą dyskutować o innych rozwiązaniach, nie chcą słuchać innych propozycji. Naprawdę nie jest tak, że BRG głowi się, jak skomplikować życie mieszkańców – mówi przedstawicielka BRG. – Robimy wszystko, by w planach miejscowych zapisać optymalne zasady funkcjonowania przestrzeni. Tym bardziej takie forum wymiany poglądów na linii projektanci - mieszkańcy jest niezbędne. Bardzo nas cieszy taka oddolna inicjatywa GFIS-u, na tym właśnie polega społeczeństwo obywatelskie – puentuje Patyk.

Pierwsze warsztaty za nami, ale nie wszystkim podobała się ich forma. – Sam pomysł znakomity, ale na warsztatach brakowało dynamiki. Czasami w 30 minut mieliśmy zrobić coś, co normalnie zajmuje kilka, kilkanaście sekund. Niestety trochę się wczoraj wynudziłam – nie ukrywa Ewa Siemaszko, 38-letnia mieszkanka ulicy Przyjemnej.

Czy wystarczy motywacji?
- Cały czas pracujemy nad scenariuszem warsztatów. Mamy świadomość, że nie do końca udało nam się wczoraj wyjaśnić celowość niektórych zadań. Jednak każde z tych ćwiczeń, każdy głos, każda karteczka przekłada się na to co wspólnie stworzymy. Wszystko będzie analizowane przez studentów, przez profesjonalne biura. Z tego powstanie strategia rozwoju przynajmniej części Oruni – mówi Ewa Patyk z Gdańskiej Fundacji Innowacji Społecznej, koordynatorka całego projektu.

- Jestem bardzo zadowolona, że przyszli ludzie, że rozmawialiśmy merytorycznie, że był to inny poziom niż „dyskusja o psich kupach”. Mam nadzieję, że mieszkańcy przyjdą także na kolejne warsztaty, że wystarczy im motywacji. Strategii nie można zbudować na jednym spotkaniu, to długotrwały proces – przypomina przedstawicielka GFIS.