Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2014-11-26 18:35:00
Chce rewitalizować "całe kwartały" Oruni, wykorzystując kapitał z Dalekiego Wschodu. Planuje zająć się tutejszą kwestią przejazdów kolejowych, a na dodatek obiecuje baseny w każdej dzielnicy Gdańska, większy budżet obywatelski i więcej mieszkań komunalnych w mieście. Ostro atakuje też swojego konkurenta, obecnego prezydenta Pawła Adamowicza. Rozmawiamy z Andrzejem Jaworskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości.
Druga tura wyborów prezydenckich w Gdańsku odbędzie się 30 listopada. O urząd prezydenta walczy Paweł Adamowicz, z którym przeprowadziliśmy wywiad w zeszłym tygodniu i Andrzej Jaworski.
Panie pośle, skąd u Pana taka nagła miłość do Oruni i innych tzw. „zaniedbanych dzielnic” Gdańska?
Andrzej Jaworski, kandydat na urząd prezydenta Gdańska, poseł Prawa i Sprawiedliwości: To nie jest nagła miłość, bo proszę pamiętać, że ja już trzeci raz startuję w wyborach, w których ubiegam się o urząd prezydenta Gdańska. Cztery lata temu, osiem lat temu i także w wyborach parlamentarnych zdobywałem glosy właśnie w tych dzielnicach. Na Oruni może mniej, ale na Stogach, w Nowym Porcie, czy Brzeźnie miałem sporo spotkań z mieszkańcami.
Ale konferencji na ulicach Oruni to chyba wtedy nie było...
Teraz jest trochę inaczej, jeżeli chodzi o Orunię. Zanim przystąpiliśmy do formowania programu wyborczego, zrobiliśmy sobie taki „przedstart”. Polegał on na tym, ze jeździliśmy po wszystkich dzielnicach z mikrofonem i kamerą. Prosiliśmy mieszkańców (trochę na wzór dawnego programu w telewizji gdańskiej), by powiedzieli nam, co ich gryzie. Na podstawie tych rozmów wyszedł nasz zarys programu. Poznałem wtedy również wielu ciekawych ludzi. Jedną z takich osób był Krzysztof Kosik, który swoją pasją i energią przekonał mnie i innych ludzi ze sztabu właśnie do Oruni.
I w kampanii wyborczej Orunia stała się dla Pana ważna...
Dla mnie są ważne wszystkie dzielnice Gdańska. Nie chce mówić, ze jedna z nich jest ważniejsza od innych. Musi jednak dojść do zmian, w które wierzę. Chcę, by wszystkie dzielnice były traktowane według pewnej proporcji, by nie było żadnego faworyzowania.
Mówi Pan o tym, że dla Pana ugrupowania Orunia jest równie ważna jak inne dzielnice w Gdańsku, ale patrząc na dokonania Pana kolegów w zeszłej kadencji Rady Miasta Gdańska można odnieść wrażenie, że to nieprawda. Pana koledzy z Rady Miasta bardzo rzadko pojawiali się na Oruni. Jeżeli chodzi o najważniejsza sprawę dla wielu oruniakow, czyli walkę o przejazdy kolejowe, to radni miejscy nie byli właściwie w żaden sposób pomocni. Mam trochę wrażenie, że to co w tej kampanii wyborczej prezentuje PIS w takich dzielnicach jak Orunia, pachnie po prostu kiełbasą wyborczą.
Nie mogę się zgodzić z taką tezą. Koledzy z miejskiej rady i wojewódzkiego sejmiku sprawą przejazdów na Oruni zainteresowali mnie już jakiś czas temu. Był też robiony program w telewizji Trwam. Została zwołana konferencja prasowa...
Pan mówi o Marianie Szajnie, ale to polityk z sejmiku wojewódzkiego. Ja mówię o innym szczeblu, o radnych miejskich z Prawa i Sprawiedliwości...
Dokumentację w sprawie przejazdów kolejowych na Oruni przekazywali mi Szajna i Falandysz (radny miejski PIS z okręgu wyborczego numer 1 – przyp. red). Natomiast jeżeli chodzi o spotkania z mieszkańcami i funkcjonowanie radnych miejskich w dzielnicach to zupełnie inny temat. Ja nie dostawałem żadnych informacji od mieszkańców Oruni, że radni miejscy działają źle.
A gdyby Pan takie informacje dostawał, to co Pan by zrobił?
Jeden z naszych radnych, nie będę mówił który, został wręcz potępiony przez lokalną radę dzielnicy i jego na naszej liście już nie ma. Nie był to radny z tego okręgu. Na pewno potrafimy reagować w takich sytuacjach.
To skoro o przejazdach kolejowych mowa. Panie pośle, zostaje pan prezydentem Gdańska i w jaki konkretny sposób doprowadzi Pan do budowy bezkolizyjnego przejazdu na Oruni? Kiedy taki tunel, czy wiadukt mógłby powstać? Skąd wziąłby Pan pieniądze na tę inwestycję? Od czego Pan by zaczął?
Pozwolę sobie najpierw nawiązać do tego, co Paweł Adamowicz powiedział w Państwa wywiadzie, właśnie na temat przejazdów kolejowych na Oruni. O tym, że kolej jest na Oruni wiadomo już od 1852 roku. Nie jest więc tak, że kolej nagle się tutaj pojawiła. Rzeczywiście, w dawnych czasach było tak, ze jak tych pociągów jechało kilkanaście na dobę, to problemu nie było. Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej, pociągów jeździ mnóstwo, mieszkańcy Oruni mają poważny problem. To nie jest tak, że PKP samo sobie wymyśliło i zrealizowało remont tej linii. Wszystko było uzgadniane z miastem. Ktoś więc na poszczególnych etapach dopuścił do czegoś, co nazywamy zaniedbaniem. Nie chodzi o to, by tę osobę od razu karać, ale informacja musi być jasna, kto do tego doprowadził...
Z tego co się orientujemy takie rozmowy toczyły się między innymi w Biurze Rozwoju Gdańska. Mówi więc Pan o wiceprezydencie Bielawskim?
Jestem prawie że przekonany, ale jeszcze nie mam na ten temat dokumentów. Póki co powiem tak: ktoś w imieniu prezydenta, ale ktoś wysoko postawiony.
Panie pośle, tyle diagnoza, ale ja pytałem o Pana przyszłe działania. I nic Pan nie powiedział...
Dopuszczono do tego, aby zostały zmarnowane środki publiczne. I aby ten błąd naprawić są dwie możliwości: albo trzeba będzie wybudować tunel, albo trzeba będzie zrobić estakadę. Po to mamy specjalistów, żeby ich wezwać, by przedstawili pierwsze symulacje. Musimy dowiedzieć się, ile to będzie kosztowało, i które rozwiązanie da się przeprowadzić szybciej. Mieszkańcom nie można dziś powiedzieć: „Dojdziemy do władzy i coś wam wybudujemy”. Tylko musimy powiedzieć realnie: „Ten problem został spartaczony, poprawić go będzie można za tyle, a tyle lat”.
Pan jako prezydent Gdańska tym właśnie się zajmie?
Ja bardzo często współpracuję z ludźmi z Politechniki Gdańskiej i NOT-u, rozmawiamy o różnych sprawach. Na ten temat, nie ukrywam, już też pewne rozmowy były poczynione. Niektórzy uważają, że bezkolizyjne rozwiązanie tego problemu można zagwarantować przez wybudowanie wiaduktu samochodowo-pieszego i że można to zrobić nawet w 9 miesięcy.
Deklaruje Pan, że jako prezydent zrobi Pan wszystko, by ten ważny dla oruniaków problem rozwiązać?
Proszę zwrócić uwagę, że Paweł Adamowicz nawet w czasie kampanii, nie sięgnął tutaj po najprostsze narzędzia. Każdy komu zależy na dobru dzielnicy i każdy kto wyborców traktuje poważnie, pierwsze co by zrobił (a Paweł Adamowicz ma takie możliwości) to by przygotował projekt rozwiązania tego problemu. Adamowicz ma kilka tysięcy urzędników, oni są w stanie przygotować stosowne koncepcje...
Panie pośle, swego czasu Biuro Rozwoju Gdańska podało nawet wstępny koszt takiej budowy tunelu na Oruni. Opracowanie planistów pokazywało też konieczność wyburzeń niektórych budynków. Pan się z tą koncepcją zapoznał?
Jeżeli o czymś prezydent miasta mówi, to niech mówi to uczciwie. Jeżeli ma taką koncepcję, to niech ja puści publicznie. Niech pokaże ją na stronie internetowej, tak by każdy mógł się z nią zapoznać. Nie chodzi o krytykę, a o to, by można było proponować swoje poprawki do takiej koncepcji.
Prezydent Adamowicz w wywiadzie dla naszego portalu trochę z Pana pokpiwał. Przewidywał, że kiedy będzie Pan odpowiadał na nasze pytania odnośnie bezkolizyjnego przejazdu na Oruni, to usłyszymy, że taki przejazd za Pana kadencji na pewno zostanie wybudowany. Prezydent nie ukrywał, że będą to tylko obietnice bez pokrycia, przedstawiał Pana jako populistę. Jak Pan by odpowiedział tutaj swojemu konkurentowi?
Pan Adamowicz mówi, że nie chce brudnej kampanii, a cały czas ją prowadzi. Ja staram się unikać inwektyw w stosunku do niego i teraz tez ich nie użyję. Będę pokazywał fakty. A fakty są takie, że rządzi on od 16 lat i uważam, ze najwyższy czas, aby skończył. Pan Adamowicz woli się otaczać celebrytami - tak jak to dzisiaj pokazał (rozmowa z posłem Jaworskim była prowadzona w niedzielę – przyp. red.) - niż rozmawiać z ludźmi, których się po prostu boi. Nawet jak miał to spotkanie na Oruni, to tez wyselekcjonował osoby. Pilnowano, by nikt inny nie mógł tam wejść i zadać niewłaściwego pytania.
Jeżeli miasto tak mądrze współpracuje z urzędem marszałkowskim, to jak to możliwe, że mamy nie tylko problem przejazdu na Oruni, ale i tutejszych tuneli dla pieszych? Jak dojdzie tam do wypadku, to kto będzie za to odpowiedzialny? Myślę, że populistą jest raczej ten, kto dzisiaj udaje, że wszystko w Gdańsku idzie dobrze, a środki finansowe przeznacza na promocje swojej osoby, nie na rozwiązywanie problemów w mieście.
Jeżeli zostanie Pan prezydentem, to jak będzie Pan sobie radził z opozycyjną Radą Miasta? Jak Pan będzie wprowadzał w życie swoje postulaty?
Taki scenariusz to najlepsza rzecz, jaka może się zdarzyć dla Gdańska. Dlatego że dzisiaj, przy ogromnym zadłużeniu miasta i miejskich spółek, gdzie cala władza jest w jednych rękach, nikt nie gwarantuje jawności procesu rozwiązywania tego problemu, jakim jest zadłużenie Gdańska.
Natomiast w momencie gdy Rada Miasta jest opozycyjna do prezydenta, wszyscy sobie patrzą na ręce. Nie będzie więc sytuacji, że radni Platformy Obywatelskiej będą podejmowali uchwały o wydatkowaniu ogromnych środków na kolejne pomniki, bo w nowej sytuacji będą łatwo punktowani. I będą też punktowani, gdyby chcieli ograniczyć środki na odnowę zaniedbanych dzielnic Gdańska.
To porozmawiajmy o tej odnowie. Porozmawiajmy o rewitalizacji Oruni. Cztery lata temu w kampanii wyborczej w rozmowie ze mną mówił Pan, że pomysłem na rewitalizację Oruni byłoby zaangażowanie tutaj inwestorów z Dalekiego Wschodu. Nadal Pan tak uważa?
Oczywiście. Musimy pozyskać środki finansowe na rozwój Gdańska i musimy szukać ich zagranicą. Jaki błąd popełnia obecna władza? Nowe dzielnice są budowane tam, gdzie są tańsze tereny, blisko Obwodnicy. Powoduje to, że w takie miejsca olbrzymie środki trzeba dawać na infrastrukturę, a o dzielnicach bliżej Śródmieścia, takich jak Orunia, czy Nowy Port, już się nie pamięta.
Adamowicz zarzuca mi, że chciałbym zamienić dużą część Gdańska w skansen. Uważam, że w skansenach nie ma nic złego, to może być nasza chluba. Ale trzeba robić wszystko, by spore fragmenty naszego miasta nie zamieniały się w getto, tak jak próbuje robić to Paweł Adamowicz...
Panie pośle, pytałem o inwestorów z Dalekiego Wschodu. Czemu akurat oni?
Tam jest duży kapitał, a po drugie jest spore zamiłowanie do inwestycji, które odtwarzają dziedzictwo historyczne. Bardzo dużo inwestycji, które dzieją się w miastach portowych, w miastach robotniczych Wielkiej Brytanii, czy Holandii, pochodzi właśnie z pieniędzy singapurskich.
To jak pozyskać taki kapitał dla Gdańska?
Nikt nie wierzył, że może nam się przysłużyć porozumienie polsko-singapurskie. Ale to dzięki tej współpracy udało się doprowadzić do tego, że Singapur zaczął sprowadzać polskie owoce. A na spotkaniach które zorganizowałem w Gdańsku, uczestniczący w nich premier Singapuru wyraził zainteresowanie tworzeniem nowych inwestycji właśnie w Polsce. Singapur ma nadmiar środków finansowych i musi je mądrze zainwestować.
A po co kapitał z Singapuru miałby inwestować w takie dzielnice Gdańska jak Orunia?
Bo na tym się najwięcej zarabia!
Na czym konkretnie?
Na rewitalizacji i tworzeniu nowych centrów można robić olbrzymie pieniądze. Niech Pan zada sobie pytanie: Co dzisiaj jest bardziej poszukiwane przez bogatych inwestorów? Nowe biurowce, które wszędzie wyglądają tak samo? Czy może naturalnie odnowione, rewitalizowane obiekty? Większość chce czegoś, co jest niespotykane. Ludzie na coś takiego wolą wydawać pieniądze. Rewitalizacja nie polega na tym, że odnowi się jeden, dwa domy, a okolica będzie wyglądać jak z innego świata. Rewitalizacja polega na całkowitej renowacji...
Cztery lata temu w rozmowie ze mną mówił Pan o tej całkowitej renowacji Oruni. Według Pana potrzeba zmian całych kwartałów tej dzielnicy, a to oznacza konieczność wyprowadzki oruniaków do innych dzielnic. Tak ma wyglądać rewitalizacja Oruni?
Nie. Wprost przeciwnie. Odnawiając pewne elementy, dajemy ludziom możliwość wyboru. Nigdy się nie robi inwestycji w stylu: cały kwartał dzielnicy od razu tworzymy na nowo, cały kwartał musi się wymeldować. Wszystko postępuje według innego schematu. Daje się ludziom wybór. Albo chcą sprzedać swoje mieszkania za spore pieniądze, albo chcą zamieszkać obok, w budynkach, które wybuduje dla nich inwestor....
W Pana wizji najpierw trzeba zaorać Orunię, a dopiero na gruzach wybudować coś nowego?
Absolutnie nie! Mamy na Oruni wolne tereny i mamy piękne budynki, zamieszkałe przez ludzi. Inwestor chce gruntownie wyremontować taki budynek, po to by sprzedać go nowym zainteresowanym osobom. Dotychczasowi lokatorzy mogą się zamienić na nowe mieszkania, które wybuduje dla nich inwestor. Dodajmy, że będą to mieszkania o lepszych warunkach.
To czyje to będą mieszkania?
Wspólnotowe. Inwestor będzie nakręcał ten cały biznes, ale i właściciele i miasto.
A szansą dla Oruni nie jest prywatyzacja mieszkań komunalnych?
Co nam daje dzisiaj większa prywatyzacja, skoro osoby, które wykupią mieszkanie, nie mają często pieniędzy by je odnowić? Po tym jak lokatorzy wykupią mieszkania, miasto już się takim budynkiem nie interesuje.
Zgodzi się Pan jednak z tym, że tam gdzie ludzie wykupili mieszkania, kamienice zaczynają wyglądać lepiej? Na Oruni nie brakuje takich przykładów...
Zawsze coś co prywatne jest lepsze, nie mam wątpliwości, o swoje dbamy lepiej. Jednak nie wszystkie mieszkania, które były sprzedawane za symboliczna złotówkę są w takim stanie, że nowy właściciel może je wyremontować. Wydaje się, że bierze się coś prawie za darmo, a później wychodzi, że remont tego mieszkania jest więcej wart niż mieszkanie...
Panie pośle, młode rodziny, kupując mieszkania na wolnym rynku muszą wydawać po dwieście, trzysta tysięcy złotych. Czemu mają jeszcze dopłacać do finansowania mieszkań komunalnych?
My nie mówimy o dopłacaniu. Jeżeli chodzi o młode rodziny, jesteśmy za tym, by na wolnych terenach rozwinęła się forma budowania tanich mieszkań...
Trochę w stylu TBS-ów?
Coś takiego, ale bardziej spółdzielnie. Mieszkania na preferencyjnych warunkach właśnie dla młodych ludzi.
Panie pośle, czy powinno być więcej mieszkań komunalnych w Gdańsku?
Musimy wrócić do prawdziwego pojęcia mieszkania komunalnego. Bo dzisiaj próbuje się je utożsamiać z mieszkaniami dla rodzin patologicznych, czy rodzin, które będą sprawiały problemy sąsiadom. Lokale komunalne mają zaspokajać naturalne potrzeby ludzi, których nie stać na zakup własnego mieszkania.
A w Gdańsku powinno być ich więcej?
Tak, powinno być więcej mieszkań komunalnych.
Na Oruni również?
Tak. Ale nie na zasadzie, że są to mieszkania patologiczne.
To jak to można regulować?
W prosty sposób. Jeżeli mamy sytuację, że taki lokator nie dba o mieszkanie, że jest problemem dla sąsiadów, miasto ma prawo go eksmitować....
Przecież Pan wie, że w realiach polskiego prawa nie jest łatwo eksmitować takich lokatorów...
Zależy w jakiej formie takie osoby dostały przydział na mieszkanie. Jeżeli mówimy o ludziach, którzy próbują zasiedlić Orunię, to niektórzy od razu widzą, że przychodzą tu najgorsze osoby. A od tego musimy uciekać.
Zmiana tematu. Zostaje Pan prezydentem i jakie trzy rzeczy dla Oruni i dzielnic z pierwszego okręgu wyborczego robi Pan w pierwszej kolejności?
Pierwsza rzecz – zrobienie szybkiego audytu linii wysokiego napięcia, która ma przechodzić m.in. przez Orunię (pisaliśmy o tym tutaj - przyp. red). Druga kwestia to rozpoczęcie odnowy tej dzielnicy.
O jakie odnowie Pan mówi?
Modernizacja obiektów, modernizacja fasad. Miasto ma tutaj dać środki.
Komu?
Właścicielom, którzy chcieliby odnowić swoje kamienice.
Jak tak Pana słucham, to zastanawiam się, skąd Pan na to wszystko weźmie pieniądze. Atakuje pan prezydenta Adamowicza za zadłużenie miasta, ale ja nie wiem, czy Pan jako prezydent Gdańska nie będzie robił tego samego. Na naszej debacie prezydenckiej mówił Pan m.in. o tym, że w każdej dzielnicy miasta trzeba wybudować basen. Jak Pan sprawdził rentowność takich inwestycji? Kto będzie za to płacił? Z historii przypomina mi się taki postulat: „1000 szkół na 1000-lecie Państwa Polskiego”. Kojarzy mi się trochę z Pana deklaracjami...
To nie to samo. Albo chcemy być nowoczesnym, europejskim miastem, albo chcemy być gettem, gdzie w centrum jest kilka obiektów, a cała reszta przestaje się rozwijać. Dzisiaj problem funkcjonowania naszych dzieci i osób starszych polega na tym, że takim ludziom trzeba dać możliwość zdrowego trybu życia, a często nie jest im to dane. Basen jest tak samo potrzebny jak szkoła. Gdybyśmy mówili, że potrzeba basenu przy każdej szkole, to bym się z Panem zgodził odnośnie hasła „1000 szkół na 1000 lat”. Ale nikt mi nie powie, że Gdańska nie stać na to, by w każdej dzielnicy był jeden basen...
Pan to w ogóle jakoś policzył? Łatwo przecież rzucić hasła, które od Pana nie wymagają właściwie żadnego wysiłku. Poklask Pan oczywiście dostanie...
To jest policzone. Są przynajmniej trzy stowarzyszenia, które dzisiaj w Gdańsku podnoszą ten temat. Po to mamy środki unijne, by je właśnie w taką stronę wykorzystywać.
To ile by kosztował Pana pomysł? Baseny w ponad trzydziestu dzielnicach Gdańska.
Przecież nie wybudujemy wszystkiego od razu...
Ale tak mało liczne dzielnice jak Wzgórze Mickiewicza, Aniołki, czy Wyspa Sobieszewska też na basen mogłyby liczyć?
Wie Pan ostatnio w przypadku jednej gminy był podawany koszt kilku milionów złotych, tyle najprawdopodobniej kosztowałoby wybudowanie jednego basenu. Póki co nie mamy dokładnych wyliczeń, zakładamy, że te stawki są wiarygodne. Jeżeli są, to czy nie stać Gdańska na wybudowanie przynajmniej jednego basenu w ciągu kadencji?
Czy coś jeszcze musi być wybudowane w każdej dzielnicy? Ma Pan jeszcze taki „temat dla wszystkich”?
Modernizacja szkół. Głównym problemem są właśnie szkoły, zważywszy na stan w jakim się znajdują.
Przejdźmy do kolejnej, tym razem wyborczej kwestii. Przed nami druga tura wyborów. Są osoby w Gdańsku (wydaję mi się, że jest ich niemało), które nie tolerują polityki Pawła Adamowicza, ale w drugiej turze i tak zagłosują na obecnego prezydenta. Jak tłumaczą, Pan jawi im się jako osoba o skrajnych, katolickich poglądach. Ma Pan jakiś pomysł, jak przekonać takie osoby, by głosowali na Andrzeja Jaworskiego?
Taki pogląd jest artykułowany także przez Pawła Adamowicza, czego w ogóle już nie rozumiem. Bo przecież on jeszcze niedawno chwalił się, że był ministrantem u księdza Jankowskiego i cały czas też wiarą epatuje...
Czyli Pana sposób na przekonanie takich osób, to mówienie, że Paweł Adamowicz jest taki sam jak Pan?
Nie mam zamiaru w ten sposób wywierać się swojej wiary. Oczywiście, że jestem wierzący i to jest mój atut.
Myślę, że wiele osób nie ma nic do Pana wiary. Boją się jednak, że będzie Pan na lewo i prawo rozdawał kościołowi miejską ziemię. Że po prostu nie będzie Pan tutaj obiektywny, jak na prezydenta miasta przystało.
Dzisiaj każda rzecz, która jest budowana ze środków publicznych jest budowana dla mieszkańców. I to mieszkańcy w dzielnicach powinni mieć większe prawo do wpływania na plany zagospodarowania przestrzennego. Dzielnica wie doskonale, czy danej inwestycji chce, czy też nie...
Tak jak w przypadku dość kontrowersyjnej kwestii budowy nowego kościoła na Łostowicach?
Jeżeli mamy sytuacje, że dana wspólnota chce by kościół powstał, to władza nie jest od tego, by im w tym przeszkadzać.
A co jak wspólnota nie chce kościoła?
Nie buduje się kościoła, jeżeli nie ma zapotrzebowania.
Pamięta Pan sprawę kościoła na Łostowicach?
Tam chodziło tylko o wysokość wieży...
I jeżeli mieszkańcy zdecydowaliby, że kościół powinien być niższy, to Pan będzie to popierał? Mimo tego, że kościelne władze chciałyby wyższej świątyni?
Dokładnie tak jak powiedziałem. Każda strona może przeprowadzić swoiste referendum.
A Pan jako prezydent będzie patrzył na to, czego chce większość?
Dokładnie.
Panie pośle, seria ogólnomiejskich pytań. Budżet obywatelski powinien być podzielony na dzielnice?
Tylko i wyłącznie na dzielnice, nie na okręgu wyborcze. Dziś jest walka między dzielnicami w poszczególnych okręgach. Kto jest bardziej liczny, kto jest bardziej mobilny, ten jest w stanie wygrać. Powinniśmy też wyłączyć z budżetu obywatelskiego elementy, które są związane ze szkołami. Szkoły powinny być finansowane z miejskiego budżetu.
Czy kwota przeznaczona na budżet obywatelski powinna być taka sama jak obecnie?
Powinna być większa. Powinna stanowić nawet kilka procent miejskiego budżetu.
To nawet kilkadziesiąt milionów złotych...
Tak.
Czy jest Pan za likwidacją Straży Miejskiej w Gdańsku?
Wbrew temu, co niektórzy mi przypisują, nie jestem za likwidacją Straży Miejskiej, ale jej całkowitą reorganizacją.
W jaki sposób?
Straż Miejska w Gdańsku jest podległa prezydentowi. Dzisiaj strażnicy mają rozkaz karania wszystkich i wszędzie, by zdobywać kolejne środki finansowe. Tak jak w innych miastach straż miejska powinna być przyjazna mieszkańcom. Jeżeli mieszkaniec ma problem, to powinien zgłosić się do Straży Miejskiej i tam powinien znaleźć pomoc.
Wszystko pięknie, ale to takie mało konkretne, „życzeniowe myślenie” z Pana strony....
Ale przecież można takiej reorganizacji dokonać. Jeżeli będziemy rozliczać straż miejską nie z mandatów, a z interwencji pomocowych, to strażnicy będą właśnie w tym kierunku pracowali. Jeżeli wielu ludzi ma problem z chuligaństwem po zmroku, to straż miejska powinna się z tym problemem zmierzyć...
Czyli gdańska Straż Miejska powinna funkcjonować 24 godziny na dobę?
Oczywiście.
Kolejne pytanie. Jedna z kwestii, którą szczególnie głośno poruszał Gdańsk Obywatelski. Czy będzie Pan jako prezydent zatrudniał radnych miejskich w spółkach miejskich?
Przyznam, że tego pytania nie rozumiem. Według mnie radny miejski nie ma prawa pracować w miejskich spółkach. Jest to dla mnie nieetyczne, nawet się zastanawiałem, czy nie powinno to skutkować utratą mandatu. Jest to przecież swoista korupcja polityczna. Prezydent kupuje sobie radnego, daje mu prace i radny realizuje, to co chce prezydent. To nie powinno tak wyglądać.
W naszym wywiadzie zapytaliśmy prezydenta Adamowicza, jakie jedno pytanie postawiłby Panu w debacie. Odpowiedział tak: „Zapytałbym go, po co w ogóle kandyduje na prezydenta Gdańska, jeżeli wiemy, że jemu w ogóle nie chodzi o prezydenturę...” Chodzi najprawdopodobniej o to, że Pana bardziej interesuje Warszawa.
To jest nieuczciwe zagranie ze strony Pawła Adamowicza. Ja nie znam nikogo, kto lubiłby przegrywać. Startuje się po to, bo się wierzy, że można wygrać i chce się coś zmienić. Ja od samego początku mówiłem, że bez względu na to, kto byłby na miejscu Pawła Adamowicza, to i tak byłbym przeciwko niemu. Dlaczego? Otóż dlatego, że po tak wielu kadencjach jednej władzy w mieście powstaje pajęczyna, która to wszystko oplata i tylko nowe wybory po dwóch kadencjach mogłyby tę pajęczynę rozerwać, oczyścić.
Czyli jest Pan za ograniczeniem liczby kadencji dla prezydentów miast?
Oczywiście, że tak. Jestem też fanem historii XVII-wiecznej i wierzę, że Gdańsk może pełnić rolę taką jaką pełnił w czasach Złotej Hanzy i że dzisiaj też tak możemy się rozwijać. Mnie boli jako osobę, która związała się z Gdańskiem (choć nie urodziłem się w tym mieście), że dzisiaj inwestorzy wolą jechać do Gdyni. Bo tam przyciąga ich otwarcie miasta na nowe pomysły. W Gdańsku Paweł Adamowicz zbudował ze swoich zastępców mur, który ciężko jest przebić.
A jakie Pan zadałby pytanie prezydentowi Adamowiczowi?
Spytałbym, jakie ma kompetencje do rządzenia miastem? I tu teraz będę złośliwy: Paweł Adamowicz najpierw był ministrantem, później został radnym, potem od razu prezydentem, nigdzie nie pracował, za nic nie brał odpowiedzialności. Tylko cały czas zarządza pieniędzmi budżetowymi i je wydaje i to w sposób niewłaściwy.
Ostatnie pytanie. Czemu 30 listopada warto na Pana zagłosować?
Mam taką nadzieję, że całą kampanią udowodniłem, że nie jestem jak Paweł Adamowicz zamknięty w wieży z kości słoniowej. Tylko jestem wśród ludzi i nie boję się ludzi. Nie boję się też zmian. Jestem w stanie wziąć odpowiedzialność za zmiany.
Dziękuję za rozmowę.