Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2015-04-16 10:54:00
W najbliższych latach nie ma możliwości budowy nawet fragmentu Nowej Podmiejskiej i wiaduktu nad torami. Unia Europejska „daje” pieniądze na rozbudowę publicznego transportu i to się liczy w planowaniu, a nie potrzeby niektórych dzielnic. Urzędnicy przedstawili wczoraj swoje ustalenia (oficjalnie nazywane konsultacjami) odnośnie rozbudowy sieci dróg, na której skorzystają mieszkańcy południowych rubieży miasta.
Nowa Politechniczna, Nowa Bulońska Północna, Nowa Warszawska, Nowa Świętokrzyska, Nowa Jabłoniowa – to ulice, które w ramach Strategicznego Programu Transportowego dzielnicy Południe w Gdańsku mają zostać wybudowane najszybciej.
Wczoraj na spotkaniu z mieszkańcami w szkole na Ujeścisku, urzędnicy tłumaczyli dlaczego, akurat te połączenia są najważniejsze dla coraz dynamiczniej rozwijającego się południowego Gdańska.
- Z całą pewnością skróci się, i to nawet o dziesięć, piętnaście minut, czas dojazdu z południowego Gdańska do Wrzeszcza, czy Zaspy. To ważne, bo z badań wynika, że około 40% mieszkańców południowych dzielnic miasta podróżuje właśnie w tym kierunku – mówił wczoraj Tomasz Budziszewski z Biura Rozwoju Gdańska.
Jest jeszcze drugi ważny argument „na tak” dla wspomnianej wyżej piątki ulic. - We wszystkich ciągach tych ulic planowane są tramwaje, dzięki temu uda nam się wydatnie odciążyć „pod względem tramwajowym” węzeł Śródmieście – przekonywał przedstawiciel BRG.
Cały układ drogowy południowej części miasta zakłada budowę kilkunastu większych ulic. Planiści Biura Rozwoju Gdańska tłumaczyli, że to przeprowadzone przez nich badania wskazały im „pierwszą piątkę” do realizacji. Koszt budowy Nowej Politechnicznej, Nowej Warszawskiej, Nowej Świętokrzyskiej, Nowej Bulońskiej Północnej i Nowej Jabłoniowej oszacowano wstępnie na 1,3 mld złotych.
I tu zaczynają się schody. Już podczas wczorajszego spotkania niektórzy z mieszkańców zakwestionowali wyniki przedstawionych badań.
Między wierszami można było doczytać, że na taką, a nie inną kolejność ulic miały wpływ również ustalenia Unii Europejskiej. Nie jest tajemnicą, że w najbliższych latach unijni urzędnicy łaskawym okiem będą patrzeć na projekty, które zakładają rozwój transportu publicznego w miastach. Czyli składając wniosek o dofinansowanie budowy danej ulicy, lepiej jest, by planowany tam był również tramwaj. Budziszewski przyznawał wczoraj, że wcześniejsze, podane w 2011 roku założenia Programu badały tylko rozbudowę układu drogowego. Teraz jest inaczej.
W porównaniu z 2011 rokiem z trzeciego, premiowanego względnie szybką realizacją miejsca spadła Nowa Podmiejska i Nowa Małomiejska. Na wczorajszym spotkaniu obecni tam radni dzielnicowi z Oruni, pytali dlaczego tak się stało. Argumentowali, że wraz z odsunięciem w czasie budowy tej ulicy umiera nadzieja na bezkolizyjny przejazd przez tory na Oruni.
Jak się okazało, urzędnicy połączyli budowę Nowej Podmiejskiej i Nowej Małomiejskiej z budową Nowej Chmielnej. Koszt takiej inwestycji oszacowali na nieco ponad 400 milionów złotych. Jest więc najdrożej z wszystkich ulic, planowanych do realizacji na południu Gdańska.
Dzielnicowi radni chcieli wiedzieć, czemu nie można rozdzielić tych inwestycji, albo zbudować po prostu samego wiaduktu nad torami, który połączyłby Trakt św. Wojciecha i ulicę Równą.
- Budowa Nowej Podmiejskiej i Nowej Małomiejskiej kosztowałaby około 220 milionów złotych. Nie rozważaliśmy budowy tylko tych dwóch ulic bez budowy Nowej Chmielnej, ponieważ rozbudowa układu drogowego na tak krótkim odcinku nie miałaby sensu – tłumaczył Budziszewski. Dopytywany przez dzielnicowych radnych, przyznał, że koszt samej budowy wiaduktu nad torami (jako część Nowej Podmiejskiej) oszacowano na... 100 milionów złotych.
Niektórzy komentują tego typu wyliczenia dosadnie: - To głupoty, kto to liczy i w jaki sposób? Proszę zobaczyć na Nową Wałową, czy na Drogę Zieloną na granicy z Sopotem. Tam inwestycje miały znacznie większy zakres od ewentualnej budowy wiaduktu w ciągu Nowej Podmiejskiej, a kosztowały porównywalne pieniądze – zwracali uwagę oruniacy, w rozmowie ze mną.
Jeżeli ktoś miał nadzieję, że miasto sfinansuje budowę wiaduktu na Oruni z własnego budżetu, urzędnicy wczoraj szybko wyprowadzili taką osobę z błędu. - Jeżeli mielibyśmy finansować taką inwestycję z miejskich pieniędzy, to nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Nie mamy na to pieniędzy – przyznawał Marcin Dawidowski, szef Wydziału Programu Rozwojowych.
- Tylko finansowanie zewnętrzne może to zapewnić. A inwestycja pod tytułem: „sama przeprawa przez tory kolejowe jako wiadukt” nie tworzy projektu, którzy będzie się bronił pod kątem finansowania ze środków unijnych – dodawał.
Sytuacja wygląda więc tak: w 2004 roku, kiedy dyskutowano (bez mieszkańców oczywiście) na temat planowanego remontu linii kolejowej E-65, urzędnicy twierdzili, że nowe tunele i wiadukty na Oruni nie są potrzebne, bo sprawę załatwi budowa Nowej Podmiejskiej. W 2011 roku budowa Nowej Podmiejskiej i Nowej Małomiejskiej wskoczyła wysoko w miejskich planach do realizacji. Założenia się jednak zmieniły, unijne priorytety jak widać również. Remont linii kolejowej się zakończył, wiaduktu nie zbudowano, i wygląda na to, że Nowej Podmiejskiej też raczej szybko się nie zbuduje.
Co ważne, urzędnicy mówili wczoraj o konsultacjach, ale doskonale było widać, że właściwie wszystko zostało już przesądzone. To, że mieszkańcy zbierają podpisy pod danym postulatem, to że radni mają inną argumentację, wreszcie, że stworzona oddolnie strategia rozwoju Oruni zakłada konieczność szybkiej budowy Nowej Podmiejskiej, jest w Gdańsku zupełnie drugorzędne.