Nie taka młodzież straszna...

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2009-12-15 18:11:00

Na Oruni zawiązała się nieformalna koalicja. Z jednej strony mamy młodzieńczy zapał i energię, z drugiej wiedzę i społecznikowskie doświadczenie seniorów. Z tego sojuszu korzystają najbardziej potrzebujący mieszkańcy dzielnicy.

Mamy więc dwie organizacje na Oruni, które nawiązały ze sobą współpracę. „Ci starsi” to Salezjańscy Współpracownicy przy Parafii św. Jana Bosko, młodzież reprezentuje Szkolne Koło Caritas Archidiecezji Gdańskiej przy Gimnazjum nr 10. O pierwszej z tych organizacji pisaliśmy tutaj. Relacje na temat drugiej z nich znaleźć można również na naszym portalu – jedna z naszych użytkowniczek opisała jej działanie tutaj.

Salezjanie dostają wsparcie
Salezjańscy Współpracownicy działają na Oruni już wiele lat. Obecnie jest ich tutaj ponad dwudziestu. W piątki przy ich siedzibie (ulica Gościnna 14) rozdają potrzebującym paczki z żywnością. Nie zapominają też o osobach, które np. z racji choroby lub kalectwa nie są w stanie wychodzić już ze swojego mieszkania. Takim ludziom paczki zanoszone są prosto do domu. Do niedawna czynili to właśnie współpracownicy salezjańscy. Od października w sukurs przyszła im młodzież z Caritasu.
- Na Oruni mamy ponad 20 osób, którym świadczymy pomoc w domu. I ta lista cały czas się zwiększa. W naszej organizacji większość ludzi nie należy już do najmłodszych, nic dziwnego więc, że czasem – choć praca ta sprawia nam wszystkim wielką satysfakcję – po prostu nie dawaliśmy już rady. Teraz jednak uzyskaliśmy wsparcie dzieci i młodzieży. Bardzo się z tego cieszymy. Wspólnie możemy nieść pomoc jeszcze skuteczniej – mówi Weronika Leśniewska, stojąca na czele Salezjańskich Współpracowników.

Tu jest wspaniała młodzież!
Jedną z pomysłodawczyń tej swoistej koalicji była Elżbieta Kluz, nauczycielka religii w Gimnazjum nr 10, sprawująca opiekę nad Szkolnym Kołem Caritasu.
- Wbrew obiegowej, niesprawiedliwej często opinii, na Oruni mamy naprawdę wspaniałą młodzież. Wystarczy spojrzeć na nasze Koło. Zgłosiło się do niego bardzo wiele dzieci z naszej szkoły. Każde z nich było gotowe poświęcić swój czas, po to aby móc pomóc potrzebującym. Jestem z nich bardzo dumna – opowiada katechetka.
Każdy rodzic dziecka, które chciało wziąć udział w noszeniu paczek, musiał wyrazić na to zgodę. Dzieci chodzą po domach w parach, czasem nawet w trzy osoby.

Pomagamy, ponieważ...
Młodzież, skupiona w SKC przy Gimnazjum nr 10, zapytana o to, czemu chce pomagać innym, odpowiada różnie.
Ania: Ja się po prostu dobrze z tym czuję, że mogę pomóc innej osobie. Widzę też, jak bardzo ci ludzie czekają na nasze wizyty. I to nie tylko na paczki, ale właśnie na nas. Zapraszają nas na herbatę, drożdżówkę, chcą porozmawiać. Są bardzo miłe i szybko udaje nam się nawiązać kontakt. Czasami żałuję, że nie mogę zostać dłużej.
Patrycja: Pani, której zaniosłam paczkę, chciała dać mi za to pieniądze. Odmówiłam. To nie oto chodzi, jak coś, sama mogę zarobić. A tutaj chcę po prostu zanieść dla tych osób jedzenie, chwilę z nimi porozmawiać. Wiem, że to dla nich ważne.
Patryk: Rodzice są ze mnie zadowoleni, że pomagam innym. Ale ja robię to, bo chcę pomagać. Nie czuję, że to coś dziwnego, czy wyjątkowego. Oprócz zaniesienia jedzenia, jak potrzeba, to i wyrzucę śmieci, spytam, czy czegoś jeszcze nie potrzeba. Ci ludzie są naprawdę mili. Często są też bardzo samotni.
Bartek: Musimy dotrzeć do potrzebujących. Pismo święto wyraźnie mówi, że to nasz obowiązek. Jest to uczynek miłosierdzia.
Jedna z dziewczynek, która prosi o nie podawanie jej imienia: Przyznam szczerze, że na początku zaangażowałam się w taką pomoc, dlatego, że uczestnictwo w czymś takim daje mi dodatkowy punkt na świadectwie. Ale teraz już patrzę na to zupełnie inaczej. Tymi ludźmi mało kto się interesuje. Jeżeli mogę im nawet w małym stopniu pomóc, to chcę to zrobić.

Będą z nich ludzie
Ludzie, którym młodzi posłańcy świadczą pomoc, są zachwyceni.
- Zawitały do mnie trzy sympatyczne dziewczynki. Bardzo grzeczne, miłe, skore do pomocy. Aż się mi serce radowało. Z takiej młodzieży będą ludzie – opowiada pani Władysława.
- Przyszedł do mnie taki rosły młodzieniec. Przyniósł jedzenie, porozmawialiśmy około 10 minut. Widać było, że nie jest tu za karę, że naprawdę chciał do mnie przyjść. Bardzo się cieszę, że młodzież będzie nas odwiedzać – wypowiada się pani Krystyna.

Młodzież roznosi paczki w piątki, co dwa tygodnie.  Najpierw przychodzą do siedziby Współpracowników Salezjańskich. Tam czekają już na nich paczki. Dostają tam również dokładny adres osoby, do której „przesyłka” musi trafić. W paczce jest m.in. chleb, masło, kawa, mąka, cukier.