Sztukmistrz z Oruni

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2009-06-05 00:00:00

Rozmowa z Józefem "Ziutinim" Segetem, iluzjonistą ekstremalnym

Iluzjonistą może być każdy?
Każdy może chcieć być magikiem, ale chcieć a móc to dwie różne sprawy. Sztuka iluzji wymaga bardzo dużo pracy i treningu. Aktualnie nie mam żadnych uczniów, którzy chcieliby u mnie terminować. Ludzie zbyt szybko się zniechęcają. W sumie nic dziwnego, zważywszy, że aby osiągnąć pewien poziom trzeba naprawdę ćwiczyć każdego dnia i to nie przez miesiące, a przez długie lata.
Rozumiem, że tak było w Twoim przypadku?
Oczywiście. Na początku trenowałem w każdej wolnej chwili. Nawet spałem z kartami. Uczyłem się różnych sztuczek. Godzinami potrafiłem rozwijać wachlarze z kart.
I nie nudziło się?
Nigdy. Może to i dziwne, ale tak po prostu mam. Sztuka iluzji to moja pasja. I to od dawna. Nawet kiedy byłem artystą cyrkowym, wiele czasu poświęcałem na rozwijanie umiejętności iluzjonisty. Traktowałem to wtedy jako hobby. Jakieś 11-12 lat temu przeszedłem na zawodowstwo (śmiech). I tak mi zostało do dzisiaj. Nie żałuję zmiany profesji.
A propos profesji, to jak właściwie powinno się Ciebie tytułować: magik, iluzjonista? Ci mniej przychylnie nastawieni uważają, że takie występy jak Twoje to żaden zawód, a sprytne oszustwo...
Staram się oszukać widzów, ale oszukać w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Poprzez pewnego rodzaju manipulację i dzięki aktorskim ruchom stwarzam sytuację, w której to ja kontroluję publiczność, a nie na odwrót. Chcę, aby ludzie patrzyli w tym kierunku, a nie w innym. Robię wszystko, aby odwrócić ich uwagę. Jeżeli ktoś uważa, że nie jest to praca, to nic na to nie poradzę. Ja siebie nazywam iluzjonistą.
Iluzja to jedno, ale jesteś znany także z występów, które można by określić prawdziwie kaskaderskimi. Twój show w programie „Mam Talent” był naprawdę ekstremalny.
Jestem dumny z tego pokazu. W tym przypadku nie było mowy o żadnych iluzjonistycznych trickach. Wszystko działo się naprawdę. Płonąca lina była prawdziwa, łańcuchy były prawdziwe, no i ja, uwalniający się z więzów, też byłem prawdziwy (śmiech).
Długo ćwiczyłeś do tego występu?
Teraz już mogę zdradzić tę tajemnicę... w sumie zbytnio nie ćwiczyłem. Wyszedłem na scenę programu „Mam Talent” i... udało się (śmiech).
Żona pochwala takie szaleństwa?
A co biedna ma zrobić? (śmiech). Wie, że ma męża, który zajmuje się iluzją ekstremalną. Choć muszę przyznać, że moja żona często wylewa mi kubeł zimnej wody na głowę, kiedy już naprawdę przeginam. Tak było na przykład, kiedy wpadłem na pomysł, by wykonać sztuczkę, w której podpalam się na scenie. Przypomniała mi jednak delikatnie (śmiech), że przecież mam córeczkę i lepiej by było, aby dorastała z ojcem u boku niż bez niego. Przekonała mnie. Podpalać się już nie będę.
Wzorujesz się na kimś?
Harry Houdini, definitywnie on. To był prawdziwy iluzjonista. Kochały go media. Nic dziwnego, jego sztuczki to prawdziwy majstersztyk. Staram się powtarzać niektóre z jego tricków. Mam też, oczywiście, swoje pomysły. I to całkiem nowe. Mam nadzieję, że już wkrótce przedstawię je szerszej publiczności
Gdzie i kiedy można zobaczyć Cię na żywo?
10 lipca wystąpię na wielkim festynie w Gdyni. Jeżeli ktoś chciałby zaprosić mnie na jakąś imprezę, to niech śmiało pisze na maila: ziutini@wp.pl. Czekam również, że odezwą się sponsorzy (śmiech).
Ostanie pytanie. Tym razem z lokalnej beczki. Jak ci się mieszka na Oruni?
Bardzo fajnie. Mieszkam tu od 5 lat i nie mogę narzekać. Zadomowiłem się.