Orunia nieprzyjazna dla inwalidów

Autor: f.botor, Data publikacji: 2010-01-16 16:30:00

Po opadach śniegu, szczególnie tak obfitych jak w ciągu ostatnich dni, chodniki na Oruni stają się trudne do sforsowania nawet dla zdrowych osób. Panie Grażyna i Katarzyna Lamparskie poruszają się na wózkach inwalidzkich. Żeby załatwić codzienne sprawy muszą jeździć ruchliwym, a przez to niebezpiecznym Traktem Św. Wojciecha.

Kilka dni temu zauważyliśmy panią Grażynę właśnie w takiej sytuacji: sznur samochodów na Trakcie, pani Grażyna dzielnie jadąca między nimi, obok idący chodnikiem mąż. Postanowiliśmy zapytać, jak pani Grażyna sobie radzi w tych warunkach i dowiedzieć się, jakich zmian w najbliższej okolicy życzyłaby sobie dla siebie i innych mieszkańców naszej dzielnicy pozostających w podobnej sytuacji.

- Orunia jest chyba najgorzej z wszystkich dzielnic Gdańska dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych – opowiada pani Grażyna. - Nasze chodniki są nieprzejezdne dla mojego wózka. Mam wrażenie, że nikt ich nie odśnieża. Wydeptane ścieżki są za wąskie, żeby przejechać. Koła zakopują się. Nawet wózki dziecięce mają problem. Muszę poruszać się ulicą. Na szczęście, mój wózek jest do tego dostosowany.

- Czy kierowcy rozumieją tę sytuację i dostosowują się do Pani?

- Kierowcy samochodów osobowych są bardzo wyrozumiali, zwalniają, mijają mnie. Natomiast problemem jest sposób, w jaki parkują na chodnikach. Nikt nie zastanawia się nad tym, że zajmując cały chodnik uniemożliwia mi podjechanie na przykład do sklepu. Tak jak w przypadku okolic sklepu mięsnego na ul. Rejtana. Człowiek zdrowy ominie samochód zaparkowany na chodniku, ja nie.

- Jeżeli przejazd do ul. Rejtana, czy Sandomierskiej może Pani nastręczać tyle problemów, to co z przejazdem do centrum miasta?

- W zeszły wtorek miałam bardzo niemiłą sytuację. Kierowca autobusu linii 151 nie umiał pomóc mi w obsłudze rampy dla wózków, chociaż to jego obowiązek. Był niemiły do tego stopnia, że mój opanowany mąż stracił cierpliwość. Do autobusu dostałam się w końcu tylko dzięki pomocy małżonka. Kilka razy zdarzyło się, że trafiłam na autobus niedostosowany do przewozu inwalidów. Wtedy czekamy na mrozie na kolejny. Bez specjalnej rampy jest mi bardzo trudno wsiąść do autobusu. Mój elektryczny wózek waży sto kilogramów. Muszę jednak oddać honor większości kierowców miejskiej komunikacji. Są bardzo pomocni. Zachowanie, które opisałam, to wśród nich wyjątek.

- Jakie zmiany poprawiłyby sytuację Pani i innych osób z podobnymi problemami?

- Często stykam się absurdami, od których się włos jeży na głowie. Moja córka pracuje we Wrzeszczu i codziennie w podróży do pracy spędza cztery godziny. Na ul. Abrahama, gdzie się przesiada, jest nowy przystanek. Kursują tam nowe tramwaje, które teoretycznie są przystosowane dla niepełnosprawnych. Ale co z tego, skoro krawężnik znajduje się tak daleko od tramwaju. Ktoś projektując go nie pomyślał o potrzebach niepełnosprawnych, mimo, że tyle się o tym mówi. Zakład Komunikacji Miejskiej teoretycznie zapewnia transport osobom, które mieszkają w trudniej dostępnych miejscach Gdańska. Akcentuję słowo „teoretycznie”, ponieważ przejazd nim kosztuje jednorazowo 10 zł. Przecież to tylko trochę taniej niż taksówka! Wielkim problemem dla mnie jest również dotarcie do naszego oruńskiego dworca. Jest zupełnie niedostosowany do potrzeb ludzi niepełnosprawnych. Nawet zdrowi ludzie mają problem z wejściem do pociągu, a co dopiero my. Liczymy, że zapowiadany remont stacji zmieni tę sytuację.

Komentarz rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego w Gdańsku, pani Aliny Żarnoch Garnik

- Według uzyskanych informacji, wszyscy kierowcy powinni i są szkoleni w obsłudze platform dla wózków w autobusach. Powinni również na prośbę niepełnosprawnego pasażera pomóc mu w dostaniu się do pojazdu. Stąd też trudno mi wytłumaczyć przyczyny opisanej sytuacji. Bardzo nam przykro, że doszło do takiego zdarzenia. Bliższe informacje dotyczące tego konkretnego autobusu uzyskać można u przewoźnika, Zakładu Komunikacji Miejskiej.