Ktoś to musi robić

Autor: f.botor, Data publikacji: 2010-02-02 08:22:00

Rozmowa z panią Cecylią Bucikiewicz, animatorem społecznym, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Sportowego „Przymierze” oraz lauretką nagrody „Cichy Bohater”.

Proszę opowiedzieć o początku pani działalności na Oruni.
Kiedy w latach 80. wraz z rodziną sprowadziłam się na Górną Orunię, to nie było tu nic oprócz kościoła i bloków mieszkalnych. Nawet szkoły, bo ta powstała dopiero w latach 90. Kościół był jedyną instytucją kulturalną. Zaczęłam współpracować z parafią Św. Jadwigi Królowej – wraz z siostrami zakonnymi organizowałyśmy przedstawienia i wyjazdy dla dzieci. To był początek mojej działalności. W końcu udało się zebrać grupę podobnie myślących ludzi i w 2000 roku udało nam się sformalizować nasze działania. Z inicjatywy pracującego w parafii Świętej Jadwigi Królowej księdza Pawła Jakimcio, zarejestrowaliśmy Katolickie Stowarzyszenie Sportowe „Przymierze”. Bardzo pomógł nam ksiądz proboszcz Remigiusz Langowski, który udostępnił nam miejsce do funkcjonowania w parafii. Za główny cel przyjęliśmy sobie wychowanie dzieci i młodzieży poprzez sport i aktywne spędzanie wolnego czasu w oparciu o zasady etyki katolickiej.  

Czym konkretnie zajmuje się Stowarzyszenie?
Staramy się organizować czas wolny młodym mieszkańcom Oruni Górnej poprzez organizację zajęć sportowych oraz wyjazdów wakacyjnych. Od 2000 roku każdego lata jeździmy na kolonie. Wszystkie wyjazdy od pomysłu, poprzez załatwienie noclegów, autokarów, aż po organizację wycieczek i zajęć dla dzieci, planujemy i realizujemy sami. Co roku na taki wyjazd zabieramy 60 dzieci. Oprócz tego naszym „flagowym” przedsięwzięciem jest także Turniej Maryjny w piłce nożnej, który odbywa się zawsze na przełomie kwietnia i maja. Kiedyś swoim zasięgiem obejmował całe województwo, czyli mniej więcej 50 drużyn. Od roku 2005 ze względu na brak boiska, a także trudności w utrzymaniu dyscypliny, ograniczyliśmy wiek uczestników. Turniej rozgrywany jest w dni weekendowe oraz w ciągu całego tygodnia w czterech kategoriach wiekowych. Uroczyste zakończenie oraz wręczenie nagród dla zwycięzców odbywa się na corocznym festynie z okazji Dnia Dziecka. Kolejnym przedsięwzięciem, z którego jesteśmy dumni, jest Festyn z Okazji Dnia Dziecka. Chcieliśmy stworzyć mieszkańcom osiedla i ich dzieciom możliwość uczestnictwa w dobrej zabawie na świeżym powietrzu. Dzięki przychylności prezesa, Sylwestra Wysockiego, i olbrzymiemu wkładowi finansowemu Spółdzielni Mieszkaniowej „Południe”, która współfinansuje oprawę muzyczną i techniczną obsługę sceny, festyny z okazji Dnia Dziecka organizowane są już od 10 lat i cieszą się wśród mieszkańców osiedla olbrzymim zainteresowaniem. Bierze w nich udział jednorazowo około 700 osób. Od roku 2007 festyny przeprowadzane są na boisku szkolnym przy ulicy Emilii Hoene 6. Poza tym organizujemy także ferie podczas przerwy zimowej, oraz całoroczne treningi piłki nożnej. Prowadzimy trzy grupy wiekowe, łącznie około 80 osób. Tutaj także bardzo pomaga nam spółdzielnia „Południe”, która w połowie opłaca salę i trenera, oraz dyrektor Zespołu Szkół nr 6, pan Paweł Zaremba, który udostępnia salę.

Ile osób jest zaangażowanych w to przedsięwzięcie?
Oprócz mnie i instytucji, które już wymieniłam, czyli szkoły, parafii i spółdzielni mieszkaniowej, w naszą działalność zaangażowani są między innymi Danuta Gruszka, Ewa Kaminska, Janina Kowalcze, Eugeniusz Smoroń oraz członkowie stowarzyszenia: Franciszek Wantuch, Anita Mirończuk, Adam Klinkosz, Ewa Szuliniewicz, Alicja Dampc, którzy z wielkim oddaniem i poświęceniem uczestniczą w organizowaniu zawodów, turniejów, kolonii czy wyjazdów wakacyjnych. Praca ta jest oczywiście na zasadach wolontariatu, tym większy należy się im szacunek i uznanie.

Skąd u pani pomysł na takie społeczne działanie?
To mój sposób na życie. Ja mam to chyba w genach. Moja mama udzielała się w szkole. Mój ojciec był mężem zaufania w firmie, ławnikiem, prezesem Solidarności w dużym przedsiębiorstwie komunikacyjnym. Nie umiem przejść obojętnie obok czegoś, co mnie smuci czy niepokoi. Tu naprawdę nie było niczego dla dzieci. Nie udałoby się na osiedlu, gdzie mieszkamy, robić tak dużo rożnych rzeczy, jeśli to nie byłoby wiarygodne. Jeśli przychodzą rodzice na spotkanie organizacyjne przed koloniami, to ja im mówię wprost jakie są pieniądze, z czego pochodzą i co za nie zorganizujemy. Poza tym, ktoś to musi robić...