Drogą przez mękę... po odszkodowanie

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-02-25 19:34:00

Dziurawe płyty, wystające z „ulicy” metalowe pręty, wielkie koleiny – już od kilku lat tak prezentuje się droga prowadząca na osiedle „Moje Marzenie”. Ludzie niszczą na niej swoje auta i chcą... odszkodowań od miasta. Zresztą nie tylko oni.

Każdy, kto wjeżdżał na osiedle „Moje Marzenie”, wie, że taka podróż, to prawdziwa droga przez mękę. Mieszkańcy wielokrotnie alarmowali o urągającym wszystkim cywilizowanym normom i obyczajom stanie ulicy Kampinoskiej. Protesty zdały się na nic. Urzędnicy rozkładają bezradnie ręce. Twierdzą, że jakikolwiek remont tej ulicy zostanie przeprowadzony, ale nie w tym roku. I nie w następnym.

Zapłaćcie za warsztat!
Póki co więc mieszkańcom pozostaje jeździć po betonowych odpadach, kląć w żywy kamień i niszczyć swoje samochody. Choć nie do końca. Kilku mieszkańców powiedziało „dość”. Wystąpili do miasta o odszkodowanie za zniszczone na ulicy auto. Mijały dni, tygodnie i żadna odpowiedź od urzędników nie nadchodziła.
- Co się dzieje? Czy te odszkodowania, o których miasto tak niedawno szumnie informowało, to tylko fikcja? – pytali.
Urzędnicy zapewniają, że tak nie jest.
- Mieszkańcy zgłosili się do miasta, co prawdopodobnie wydłużyło cały proces. Dokumenty oczywiście zostaną lub już zostały przekazane do Zarządu Dróg i Zieleni, bo to właśnie tam powinny trafić – informuje Michał Piotrowski z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.

Procedura jest następująca...
A co  stanie się po tym, jak dokumenty te trafią do ZDiZ-u?
Poszkodowany musi opisać, gdzie i w jakich okolicznościach uszkodził swoje auto. Urzędnicy weryfikują taki wniosek. Na miejsce wysyłany jest inspektor, który bada, czy faktycznie na ulicy widnieje dziura, koleina, uskok o takich i takich wymiarach. Później dokumenty przekazywane są do ubezpieczyciela, który weryfikuje już przy pomocy swoich rzeczoznawców zasadność wniosku. O swojej decyzji informuje poszkodowanego. Jeśli jest ona pozytywna, miasto ma obowiązek wypłacić pieniądze. Najczęściej są to kilkusetzłotowe kwoty.
Problem z dziurawymi drogami mają nie tylko mieszkańcy osiedla „Moje Marzenie”. W zeszłym roku łącznie do ZDiZ trafiły 243 zgłoszenia szkody, związane ze złym stanem nawierzchni w Gdańsku.

Trakt najbardziej dziurawy?
Ze statystyki tej wynika, że listę niechlubnych, najbardziej dziurawych ulic w Gdańsku otwiera... Trakt Św. Wojciecha. Kierowcy, którzy uszkodzili sobie auto na tej „krajówce”, wysłali do ZDiZ-u aż 16 wniosków o odszkodowanie. Niebezpieczna jest też ulica Słowackiego (15 zgłoszeń), Grunwaldzka (14), Jabłoniowa (12), Podwale Przedmiejskie (10) i Kartuska (7). Patrząc na stan gdańskich dróg (a po zimie będzie jeszcze gorzej), nie sposób oprzeć się wrażeniu, że liczba tych zgłoszeń powinna być wielokrotnie większa. Ale wielu kierowców, niszcząc sobie alufelgi albo opony na drogowych „niespodziankach”, rzuca stek niecenzuralnych słów, dzwoni do swego ubezpieczyciela i macha ręką na miejskie odszkodowania. „Za dużo zachodu z tą całą biurokracją” – mówią z reguły.
Dla tych, którym biurokratyczna droga przez mękę nie straszna, proponujemy inną opcję – wycieczkę do ZDiZ-u (ulica Partyzantów 36), pobranie stamtąd wniosku (wzór pisma  można też znaleźć w Internecie), wypełnienie go, ponowne wysłanie i czekanie na decyzję...