Przerwijmy sportową ciszę na Oruni

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-02-26 15:33:00

Na Oruni działa od kilkunastu lat. I to bardzo skutecznie. Każdego roku w zorganizowanych tutaj turniejach i rozgrywkach przewija się około 1000 osób.

Mowa o Lokalnej Salezjańskiej Organizacji Sportowej SL SALOS. Publikujemy wywiad z Grzegorzem Grylakiem, prezesem organizacji.

Kilka miesięcy temu zostałeś prezesem Salosu. Co się zmieniło od tego czasu w organizacji?
Myślę, że całkiem sporo. Nawiązaliśmy ściślejszą współpracę z kilkoma szkołami, a także z fundacją „Obudź Nadzieję”. W innych miejscach rozgrywamy nasze mecze piłkarskiej ligi salezjańskiej. Swoją ligę mają też młodsi piłkarze. Chcemy, aby tych lig było przynajmniej trzy: podstawówka, gimnazjum i salezjańska. Zależy nam na tym, aby piłkarze mogli rozwijać tutaj swoje umiejętności. I to każdy bez względu na wiek – młody chłopak i dorosła osoba. Chęci i zapału nam nie brakuje. Na Oruni brakuje jednak porządnej bazy sportowej, w tym pełnowymiarowego boiska do gry w piłkę nożną...
Mniejsze boiska, takie chociażby, jakie buduje się teraz przy Szkole Podstawowej nr 16, nie wystarczą?

Nie ma w Polsce profesjonalnych lig, w których gra się po pięć, siedem czy dziewięć osób. Zespoły liczą sobie jedenastu ludzi. Chcąc się rozwijać, zawodnik prędzej czy później musi trafić na pełnowymiarowe boisko. Ale tutaj nie ma po prostu takiej możliwości.
Tutaj czyli na Oruni?
Nie tylko na Oruni, podobnie jest na Świętym Wojciechu, Lipcach, Oruni Górnej. Najbliższe takie boisko jest na Lechii i na Zaspie. Tutaj cisza. Taka czarna sportowa dziura.
Gdzie takie boisko miałoby na Oruni powstać?
Powiem tak, jest takie miejsce na naszej dzielnicy – prawdziwa kura znosząca złote, sportowe jajka (śmiech). Jakby w nie włożyć trochę pieniędzy, to naprawdę efekt byłby piorunujący. I korzystny dla wszystkich miłośników sportu na Oruni. A tych, jak pokazują chociażby nasze statystyki, gdzie przez SALOS rocznie przewija się około 1000 piłkarzy, jest całkiem sporo.
To co to za miejsce?
Teren na Smoleńskiej, przy Lastadii.
Póki co jest on strasznie zapuszczony. Masz jakiś pomysł, aby ożywić to miejsce?
Mam. Wysyłam nawet pismo do prezydenta Adamowicza, w którym szczegółowo ten pomysł przedstawiam. Przede wszystkim istniejące boisko trzeba poszerzyć, wydłużyć, zrobić drenaż tego terenu. Miejsce to powinno być ogrodzone, oświetlone i monitorowane. Całością mógłby zarządzać SALOS, oczywiście żadnych korzyści byśmy z tego nie czerpali. Pieniądze za wynajem boiska, na pryzkad dla pracowników firm, którzy chcą sobie pograć po godzinach pracy, pobierałaby szkoła.
A propos pieniędzy, wiesz ile Twoje rozwiązanie będzie kosztować?
Około miliona złotych.
Nie jest to mała suma...
Dwie sprawy. Po pierwsze, nie jesteśmy roszczeniowi na zasadzie „dajcie nam i koniec”. Jako Salos jesteśmy w stanie partycypować w kosztach, na przykład oświetlenia i monitoringu. Przy budowie ogrodzenia nasi członkowie mogą służyć jako siła robocza (śmiech). Po drugie, takie pieniądze można by znaleźć w budżecie. Zamiast budować trzy małe boiska, ala Orlik czy Junior 2012, lepiej niech powstanie kompleks z prawdziwego zdarzenia.
Rozmawiałeś już na ten temat z miejskimi urzędnikami?
Tak. Reakcje są różne. Część popiera, część nie rozumie, po co właściwie budować duże boisko. Zobaczymy jak wypowie się pan prezydent.
Czytając ten wywiad, ktoś może powiedzieć, że SALOS interesuje się tylko piłką nożną. A gdzie inne dyscypliny?
Piłki jest sporo, to fakt, ale ruszamy też z innymi dyscyplinami. Zorganizowaliśmy w okolicznych szkołach turniej w ping ponga dla dziewczyn i chłopaków. Niedługo odbędą się finały. Muszę przyznać, że super wielkiego zainteresowania w tym przypadku nie ma.
Będą jakieś rozgrywki w siatkówkę lub koszykówkę?
Zastanawiamy się nad tym. Jak zainteresowanie będzie spore, to być może z czymś takim wystartujemy. Nie no, w kosza to bym sam sobie zagrał, kiedyś grałem sporo, ponoć nawet całkiem nieźle (śmiech).
Wspomniałeś o współpracy z okolicznymi szkołami, jak się ona układa?
Coraz lepiej. W „szesnastce” współpracujemy z nauczycielem wzchowania fizycznego, panem Tomkiem. Pomógł on wybrać nam ze swojej szkoły dzieciaki, które pojechały później na eliminacje salezjańskich mistrzostw w piłce nożnej. Dobrze dogadujemy się z panem Franciszkiem Wantuchem, znanym działaczem i trenerem z Oruni Górnej. Na Lastadii zagramy puchar ligii salezjańskiej. Mamy też dobre kontakty z „czterdziestką” ze Świętego Wojciecha. Współpracujemy z Jankiem Ptachem, członkiem fundacji „Obudź Nadzieję” i świetnym trenerem. Udało nam się też po miesiącach negocjacji porozumieć z dyrektorem „melioratki”, panem Naguckim i teraz dzieciaki mogą grać na hali. Jak widać, trochę się w tym względzie dzieje.
Ile zarabia prezes SALOSU?
Nic nie zarabiam. Nie jestem na żadnym etacie. Pracuję społecznie.
Czemu się w to wszystko angażujesz?
Lubię sport. Chcę, aby wszystkie dzieciaki, bez względu czy są bogate, czy biedne, miały szansę realizować się przez sport. W miarę naszych sił i środków staramy się to im zapewniać.
Dziękuję za rozmowę.