Logika i strategia na planszy

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-03-06 16:15:00

Olszynka. Plansza i piony. Otello, Wari, Abalone, Sudoku, wiele innych. Umysł pracuje na najwyższych obrotach. Zagrać może każdy. Może już niedługo na Oruni?

Gry logiczne i strategiczne – wielu, słysząc te słowa powie: nuuuuda. Zanim jednak w ruch pójdzie pilot od telewizora albo kształtujące bicepsy sztangi, warto posłuchać tej historii. Jej głównym bohaterem jest Tadeusz Polański, mieszkaniec Olszynki, prawdziwy człowiek orkiestra.

Bohater z Olszynki
Przeprowadził się z Przymorza na Olszynkę w 1984 roku. Zmiana adresu była dla niego prawdziwym szokiem. Wcześniej mieszkał w bloku, lepszym czy gorszym, ale takie „luksusy” jak woda w kranie czy toaleta w mieszkaniu były pod ręką. Na Olszynce było inaczej. Potrzebna woda? Trzeba się ubrać i pójść do studni. Toaleta? Kolejny spacer na zewnątrz.
- To była przeprowadzka z miasta na wieś. Zamiast betonowej dżungli dookoła, wielki ogródek. Prawdziwie sielski krajobraz. Ale było ciężko z dojazdem do Gdańska. Miałem początkowo problemy, aby się w tym wszystkim odnaleźć. Z czasem polubiłem to miejsce, a później pokochałem. I tak mam do dziś. Już nie chciałbym się nigdzie przeprowadzać – opowiada pan Tadeusz.

A zaczęło się od ostatniej...
Logiczno-strategicznego bakcyla załapał kilka lat wcześniej. Zaczęło się niewinnie. Od krzyżówek w piśmie „Rozrywka”. Tam też na ostatniej stronie wpadła mu w oko nazwa: Młodzieżowe Centrum Gier i Rozrywki w Warszawie. Pan Tadeusz pracował wtedy – w jednym z bardziej znanych wówczas miejsc w Trójmieście – klubie „Rudy Kot”.
- Pomyślałem, że fajnie byłoby zaprosić ludzi z tej organizacji do nas, do Gdańska. Wykręciłem numer i „bach” ludzie z drugiej strony słuchawki zgodzili się przyjechać. Ta wizyta to był wielki sukces. Bardzo dużo się wtedy dowiedziałem o grach logicznych i strategicznych. Wciągnęło mnie to całkowicie. Nie było już później odwrotu – śmieje się pan Tadeusz.

Gry idą w Polskę
Do „Rudego Kota” zaczęło przychodzić coraz więcej miłośników gier planszowych, gier, przy których szare komórki muszą pracować non stop. Wkrótce „zarażeniu” uległy także inne kluby w Trójmieście. Wydatnie pomógł im w tym bohater naszej historii. Udało mu się dobić korzystnego targu z zaprzyjaźnioną firmą. Ta wykonała dla niego dziesiątki plansz i tysiące pionów. Na pierwszy ogień poszły takie gry jak Otello i Warcaby Stupolowe. Strategiczno-logiczna epidemia rozprzestrzeniała się dalej z Gdańska zestawy gier wysłano do szeregu miast w całej Polsce. Pan Tadeusz sam również wiele czasu spędzał przy planszach. Intelektualnej gimnastyce nie było końca. Nie rozstawał się (i nadal nie rozstaje) z wielkim tomiskiem pt. „Przewodnik gier”, napisanym przez Lecha Pijanowskiego. Tu ciekawostka, nieco starsi czytelnicy z pewnością pamiętają syna autora książki. Wojciech Pijanowski (notabene również jak ojciec, wielki miłośnik gier) przez wiele lat prowadził słynny w latach 80.-90. program „Koło Fortuny”. Któż nie pamięta jego prawdziwie słowiańskich wąsów i modelki Magdy odkrywającej litery...

Ale spokój na przerwach!
Wracamy do pana Tadeusza Polańskiego. Poświęcił się on grom strategiczno-logicznym całkowicie. Ale czegoś mu brakowało. Chciał zarażać swoją pasją innych. Okazja nadarzyła się w jego kolejnej pracy. Na początku lat 90. był już nauczycielem matematyki w Szkole Podstawowej Nr 59 na Olszynce. Tam wpadł na genialny pomysł.
- Chciałem, aby na przerwach na korytarzach były ustawione stoliki, a na nich plansze z grami. Tak, żeby dzieci zamiast szaleć, popychać się czy bić na przerwach, mogły wyszumieć się inaczej. Dogadałem się z dyrekcją. I wystartowaliśmy – opowiada.
To był strzał w dziesiątkę. Nauczyciele nie mogli wyjść z podziwu: „Taki spokój na przerwach, co wstąpiło w nasze dzieciaki?”. Zachęcony sukcesem, nasz pasjonat spróbował przedstawić swój pomysł nieco wyżej – zgłosił się do Centrum Edukacji Nauczycieli. Tam przyjęto go bardzo entuzjastycznie. Ale, jak sam mówi, na słowach się skończyło. Nikt nie podjął żadnych działań, aby takie rozwiązanie wprowadzić także w innych placówkach.

Mam jedno marzenie...
Od tamtych wydarzeń minęło już kilkanaście lat, pan Tadeusz zdążył już przejść na emeryturę, ale ciągle robi wszystko, aby gry strategiczne i logiczne na stałe zawitały do szkół.
- To jest po prostu moje marzenie, aby na lekcjach matematyki uczyło się dzieci klas 1-3 rozwiązywania problemów poprzez myślenie, wykorzystując do tego właśnie takie gry. W takim wieku umysły dzieci są najbardziej chłonne, najwięcej mogą przyswoić. To tak jak składanie literek w wyrazy, nie zastanawiamy się już później, jak to robić, wykonujemy to automatycznie. Tak samo właśnie jest z ćwiczeniem logicznego myślenia – wyjaśnia.

Eksperyment na trzy szkoły
Inaczej niż wielu ludzi, pan Tadeusz stara się swoje marzenia realizować. Do swego eksperymentu udało mu się przekonać nauczycieli i dyrekcję trzech szkół w Gdańsku. Są to „45-tka” we Wrzeszczu, „59-tka” na Olszynce i „65-tka” przy ulicy Śluzy. W złożonym dwa miesiące temu piśmie do Wydziału Edukacji w Urzędzie Miejskim w Gdańsku, pan Tadeusz Polański opisuje na czym ów eksperyment miałby polegać:
„(...) Każda z nich (trzech szkół – przyp. red.) zostanie zaopatrzona w odpowiednią liczbę zestawów gier, a ponadto jeden z nauczycieli każdej ze szkół opracuje program wprowadzenia i realizacji eksperymentu w swojej szkole, przy założeniu przeznaczenia na gry dwóch godzin tygodniowo (alternatywą może być opracowanie jednego, wspólnego programu dla pozostałych szkół). Eksperyment trwać będzie przez okres jednego roku w klasach pierwszych (...)”.

Funduszy brak
Aby jednak zamierzenie to mogło się powieść, potrzebne są pieniądze. W dalszej części pisma czytamy:
„Na obecnym etapie proszę o akceptację poniesienia niewielkich kosztów związanych z opracowaniem programów wprowadzenia gier do szkół, które to programy zostaną wykonane przez troje nauczycieli biorących udział w omawianym eksperymencie. Według wstępnych, szacunkowych wyliczeń, średni koszt wykonania jednego egzemplarza gry wyniesie circa 100 zł, a każda ze szkół powinna otrzymać po około 12-15 egz. każdej gry, razem około 540 szt. (przy czym rozpatrywany może być znacznie oszczędniejszy wariant, w którym wykonanych zostanie w sumie ok. 180 egz. gier dla wszystkich trzech szkół, co będzie warunkowane możliwością zdobycia odpowiednich środków od sponsorów)”.
Urzędnikom pomysł przypadł do gustu. Jednak... o dofinansowaniu nie ma mowy. Brakuje pieniędzy – tłumaczą w gdańskim Wydziale Edukacji. Czy to oznacza, że eksperyment ten zakończy się, zanim jeszcze na dobre się rozpoczął?
- W żadnym wypadku. Udało mi się nawiązać współpracę z fundacją „Nasz Gdańsk”. Liczę na jej pomoc. Ciągle szukam też sponsorów – odpowiada pan Tadeusz.

Zagrajmy na Oruni!
Jest też dobra wiadomość dla mieszkańców Oruni. Kiedy opowiedziałem mojemu rozmówcy o mającym wkrótce wystartować Domu Sąsiedzkim, pan Tadeusz nie krył radości.
- Jeżeli tylko znajdzie się tam dla mnie miejsce, to z wielką chęcią poprowadzę tam swoje zajęcia. Ustawimy kilkanaście plansz z różnymi grami, każdy będzie mógł się nauczyć zasad. Są bardzo proste. Zresztą coś podobnego robię już od kilku lat podczas Jarmarku Dominikańskiego. Mam tam swój namiocik, gdzie ludzie za darmo grają w planszówki. Zainteresowanie jest ogromne – słowa padają z szybkością karabinu maszynowego. Mój rozmówca jest wyraźnie podekscytowany.
Tak po prostu wygląda prawdziwy pasjonat.

Pan Tadeusz Polański napisał i wydał książkę „Rebusomania”. Z niej pochodzą właśnie rebusy, widoczne na zdjęciach. Zapraszamy do ich rozwiązywania.