Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-03-18 17:55:00
Ciekawy wykład profesora Sampa i rozpoczęcie debaty na temat powołania rady osiedla na Oruni – to plusy wczorajszego spotkania mieszkańców w Domu Sąsiedzkim „Gościnna Przystań”. Były niestety i minusy – mało ludzi, brak moderatora dyskusji i panujący czasami chaos na sali.
Kogo to w sumie obchodzi?
Zapowiedź tego wydarzenia ukazała się na naszym portalu kilka dni wcześniej. Organizatorzy spotkania, włodarze Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Orunia” zaprosili do wzięcia w nim udziału wybitnego znawcę historii Oruni, profesora Jerzego Sampa, miejskich radnych, przedstawicieli organizacji pozarządowych i oczywiście mieszkańców dzielnicy. Oprócz wykładu profesora zaplanowano również czas na debatę, poświęconą uformowaniu się Rady Osiedla na Oruni. Temat wydawać by się mogło – w kontekście częstego narzekania (także na naszym portalu) mieszkańców Oruni na brak pozytywnych zmian w ich dzielnicy – dość istotny. Ale, jak pokazuje wczorajsza frekwencja, chyba nie do końca. Na spotkanie przyszło bowiem około trzydziestu osób (część z nich chciała tylko posłuchać wykładu profesora i kupić jego książki). W większości były to osoby starsze, młodych można było policzyć na palcach jednej ręki.
Haniebne zaniedbania
Pierwsza godzina należała do profesora Sampa. W swoim krasomówczym stylu przedstawił on zebranym szereg interesujących ciekawostek z przeszłości Oruni. Profesor opowiadał m.in. o dawnym, położonym w okolicy ulicy Gościnnej, cmentarzu ewangelickim, najstarszym oruńskim zabytku – Kanale Raduni i zapomnianym przez wielu parku Schopenhauera. Opisując historyczne miejsca na Oruni, profesor nawiązywał do ich teraźniejszego wyglądu. A ten – jak sam mówił – często woła o pomstę do nieba.
- Spójrzmy na haniebnie zaniedbaną ulicę Raduńską, na pełną dziur i kolein ulicę Równą. Spójrzmy na szereg domów na naszej dzielnicy. Wiele z nich to prawdziwe zabytki i jak one wyglądają? – rozprawiał wyraźnie poruszony. - Sam mieszkam w domu, który liczy sobie około 130 lat. A od 40 lat nie był on w ogóle remontowany. To, że on jeszcze stoi, to jest cud. Skazanie domu na fizyczną śmierć, to w pewnym sensie również śmierć dla zamieszkujących go ludzi. Mało kto zdaje sobie sprawę, że takie zaniedbania, są po prostu katastrofalne w skutkach, właśnie w sferze socjologicznej.
Dumni ze swojej tożsamości
Główną winą za taki stan rzeczy profesor obarczył skostniałe na wielu szczeblach (nie tylko lokalnym) struktury urzędnicze. W udzielonym nam po spotkaniu wywiadzie tłumaczył:
- Trzeba zmienić te wszystkie instytucje, te wszystkie PGM-y, komunalne urzędy. One nic dobrego nie robią, to jest tylko jakiś urzędniczy balast. Te struktury pachną jeszcze w dużym stopniu komuną i to taką w najgorszym tego słowa znaczeniu. A przecież mają one realny wpływ na życie wielu z nas.
Według profesora Orunia ma możliwość doczekania się realnej zmiany. Pomóc w tym jednak mogą tylko sami mieszkańcy. Stąd też, profesor popiera pomysł utworzenia oruńskiej Rady Osiedla. I nie wyklucza, że będzie do niej kandydował.
- Oruniacy muszą sobie uświadomić swoją tożsamość. Powinni być z niej dumni i się z nią identyfikować. I brać sprawy w swoje ręce – mówił.
Chaos na sali
Właśnie druga część wczorajszego spotkania była poświęcona „braniu spraw w swoje ręce”. Wówczas rozpoczęła się dyskusja na temat oruńskiej Rady Osiedla. I w tym momencie pojawił się problem. Nikt nie moderował dyskusji. Nic dziwnego więc, że po kilku minutach królował – zamiast debaty o radzie osiedla – temat... psich kup. Ludzie krzyczeli jeden przez drugiego, pojawiały się coraz to „ciekawsze” propozycje, w stylu: „zakazać psów w mieście”. Na domiar złego z debaty wyłączył się profesor Samp. Został otoczony przez swoich fanów, którzy zamiast dyskutować, woleli sięgać do... swoich portfeli. Profesor przyszedł z walizką pełną książek swojego autorstwa, które każdy mógł od niego zakupić. Jednak zamiast poczekać, aż spotkanie się zakończy, dobijano targu jeszcze w jego trakcie. Zapanowała kuriozalna sytuacja. Ktoś perorował swoje racje przez mikrofon, sala dorzucała swoje „trzy grosze”, a nad tym wszystkim dźwięczał jeszcze brzęk monet i „głośny szept” starszych pań, wyrażających swoje uwielbienie dla profesora.
Kończy się na... wprowadzeniu
Zrobiło się nieco mniej chaotycznie, kiedy głos zabrał jedyny obecny na spotkaniu radny, Marcin Skwierawski. Opowiadał o kompetencjach Rady Osiedla, tłumaczył, co trzeba zrobić, aby mogła ona zostać powołana. W pewnym sensie wyręczył w tym przedstawicielkę Regionalnego Centrum Informacji i Wspierania Organizacji Pozarządowych, która takie informacyjne wprowadzenia przedstawiała m.in. na spotkaniach grupy inicjującej powstanie Rady Osiedla na Ujeścisku. Niestety wczoraj, członkini tej organizacji przyszła niemalże na sam koniec spotkania. I dopiero wtedy wszyscy zebrani usłyszeli to, co powinni na samym początku dyskusji – wprowadzenie do debaty i kilka informacji (według niektórych uczestników przedstawione zostały one w sposób zbyt skomplikowany) na temat rad osiedli. I po tym wprowadzeniu nastąpił koniec spotkania.
Szykują się jednak już kolejne, poświęcone formowaniu oruńskiej Rady Osiedla. Najbliższe ma odbyć się już w kwietniu. Organizatorzy zapewniają, że wyciągnęli wnioski z wczorajszego spotkania i przyszłe debaty będą już prowadzone zupełnie inaczej.
Powiedzieli po spotkaniu
Po wczorajszym spotkaniu, zadaliśmy kilka pytań jego uczestnikom.
Marcin Skwierawski, radny Platformy Obywatelskiej, okręg wyborczy numer 1
Czy rady osiedli nie są tylko „kwiatkiem do kożucha” władzy?
Na pewno nie. Rada Osiedla ma wprawdzie głównie opiniotwórcze kompetencje. Ale, proszę mi wierzyć, jest to realny partner do współpracy z władzami miasta.
Jak taka współpraca wygląda w praktyce?
Wystarczy spojrzeć na Radę Osiedla „Nowy Port”. Funkcjonuje ona tam z powodzeniem, a jej opinie są brane pod uwagę, na przykład przy uchwalaniu programu rewitalizacji dla tej dzielnicy. I dla Nowego Portu jest to konkretna korzyść.
Ale żeby rada osiedla mogła współpracować z miastem, najpierw musi powstać. Jak Pan ocenia szanse powstania takiej rady na Oruni?
Zobaczyłem, że wśród mieszkańców tej części Gdańska, istnieje społeczna potrzeba wyłonienia takiej właśnie reprezentacji. I to jest bardzo ważne. Istotnym jest też, aby pamiętać, że powołanie takiej rady to trudny proces. Ale jak najbardziej jest on możliwy do przeprowadzenia.
Co w tym procesie jest najtrudniejsze?
Ludzie muszą nauczyć się ze sobą współpracować, słuchać siebie nawzajem. Trzeba założyć pewną strategię działania. Nie wystarczy więc tylko sam cel, musi być jeszcze jasno wytyczona droga do niego. Ponadto należy jeszcze zaktywizować mieszkańców, tak aby poszli na wybory. Pamiętajmy, że do rad osiedli jest 10-procentowy próg wyborczy. Jak pokazuje historia Nowego Portu, też troszkę podobnie zapomnianej dzielnicy jak Orunia, można taki próg spokojnie przekroczyć. W Nowym Porcie frekwencja wyniosła kilkanaście procent.
Profesor Samp mówił w swoim wystąpieniu o tym, że Orunia jest zaniedbaną dzielnicą, gdzie budynki nie są remontowane od wielu lat. Widzi Pan tutaj winę po stronie miasta?
Nie da się zrobić wszystkiego od razu. Po prostu nie ma takiej możliwości. W każdym większym mieście na świecie są różne dzielnice, jedne są bardziej rozwinięte, inne mniej. A Orunia też się rozwija, systematycznie wchodzi do gry o środki unijne, które ja nazywam współczesnym planem Marshalla.
Ale wielkie pieniądze na rewitalizację ominęły Orunię...
Twierdzę, że Oruni tak naprawdę potrzeba wielkiej inwestycji, która napędziłaby lokalną koniunkturę. Proszę spojrzeć na przykład Stanów Zjednoczonych. Tam właśnie w dzielnicach mniej rozwiniętych, bardziej zapuszczonych, przeprowadza się na przykład budowę wielkich hal widowiskowo-sportowych. Lokalizacja takiej inwestycji pozytywnie wpływa na rozwój całej dzielnicy. Na Oruni też będą zmiany na lepsze. I już widzę pierwszą jaskółkę takich zmian.
Czyżby szykowała się tutaj jakaś gigantyczna inwestycja?
Trudno to nazwać inwestycją (śmiech), ale mówię tutaj o przeniesieniu siedziby arcybiskupa na Orunię. To jest powód do zadowolenia.
Ewa Ściubeł, ulica Przyjemna
Pierwsze zadanie dla przyszłej oruńskiej Rady Osiedla to...
Może zacznę od tego, że nie jestem zadowolona z przebiegu dzisiejszego spotkania. Tak ważny temat, jak powołanie Rady Osiedla, powinien być moderowany. Spotkanie powinno być dużo lepiej zorganizowane. A tak mieliśmy dzisiaj – oprócz ciekawego wykładu profesora Sampa (choć i tak, moim zdaniem, trwał on trochę za długo) – sporą dawkę chaosu. Co do pierwszego zadania przyszłej rady – nad kolejnością się nie zastanawiałam. Nie ma sensu chyba wprowadzać takiej gradacji, kiedy jest tyle spraw do załatwienia. Nie sądzę jednak, aby „psie kupy” czyli temat podnoszony dzisiaj na spotkaniu miał być tym, którym rada powinna zająć się na samym początku swego istnienia.
Czy chciałaby Pani kandydować do oruńskiej Rady Osiedla?
Nie. Jestem apolityczną istotą. Na pewno jednak rada mogłaby liczyć na moje wsparcie i pomoc. I nie o piciu herbaty czy kawy tutaj mówię (śmiech).
Wiktor Rybicki, ulica Boczna
Pierwsze zadanie dla przyszłej oruńskiej Rady Osiedla to...
Rada powinna zająć się na przykład tym, aby pilnować właścicieli psów. Niech sprzątają po swoich pupilach! Jak to zrobić? Można napisać pismo do prezydenta Adamowicza i przekonać go, aby właściciele psów płacili stosowny podatek. Może to by spowodowało, aby na naszych trawnikach i chodnikach nie walały się psie odchody. Ktoś powie, że to są brzydkie sprawy. Ale to są nasze sprawy! Inna kwestia – nasze oruńskie szkoły. Człowiek idzie obok nich i co widzi? Stosy petów i śmieci. Rada Osiedla mogłaby spotkać się z dyrektorką takiej placówki i po prostu jej przypomnieć: „pani dyrektor, to jest pani posesja i powinna pani coś z tym zrobić, jak na mojej własności będzie brudno, to przyjdzie do mnie straż miejska i każe zapłacić mi mandat, czy szkoła rządzi się innymi prawami?”.
W jaki sposób członkowie rady mogliby wpływać na decyzję urzędników?
Pisać pisma do prezydenta, do urzędników.
Czy chciałby Pan kandydować do oruńskiej Rady Osiedla?
Nie zastanawiałem się nad tym.
Tomasz Tracz, ulica Ramułta
Pierwsze zadanie dla przyszłej oruńskiej Rady Osiedla to...
Powolutku, sukcesywnie odnawiać tę dzielnicę. Wszystkiego nie da się zrobić od razu. Rada swym działaniem musi tworzyć taką dobrą atmosferę do tego, aby zmiany mogły tutaj zaistnieć.
W jaki sposób członkowie rady mogliby wpływać na decyzję urzędników?
Na ten moment nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Czy chciałby Pan kandydować do oruńskiej Rady Osiedla?
Wolałbym pomagać niż sam kandydować. Jak coś „służę sobą” takiej radzie.
Iwona Warda, ulica Związkowa
Pierwsze zadanie dla przyszłej oruńskiej Rady Osiedla to...
Myślę, że kluczową sprawą będzie rewitalizacja Oruni. Tu musi się coś dziać. Bo teraz to nasza dzielnica jest po prostu całkowicie zagubiona. Mieszkam tu od urodzenia, to jest 45 lat. Pamiętam jak kiedyś wyglądała dzielnica, widzę jak wygląda teraz. I nie jest to ładny widok. Moja kamienica nie była remontowana od 30 lat. Niczego nie można się doprosić. Orunia jest zapomniana przez wszystkich. Ale i my, mieszkańcy, ponosimy również winę za taki stan rzeczy. Ludzie mało interesują się otoczeniem. W sumie jednak, niech pan spojrzy, dzielnica naprawdę się starzeje (szczególnie Orunia za torami), a młodzież jak tylko może to czmycha z Oruni gdzie indziej.
W jaki sposób członkowie rady mogliby wpływać na decyzję urzędników?
Trzeba pisać do urzędników, „mieszać” w miejskiej radzie, ciągle się radnym przypominać. Przecież było spotkanie z prezydentem, były obietnice i co? Nie ma żadnych pieniędzy, nic tutaj się nie robi.
Czy chciałaby Pani kandydować do oruńskiej Rady Osiedla?
Jeżeli byłabym potrzebna, nie powiedziałabym nie.
Jadwiga Moczulska, mieszkanka Oruni
Pierwsze zadanie dla przyszłej oruńskiej Rady Osiedla to...
To jest naprawdę trudne pytanie. Tyle tutaj spraw do załatwienia. I wiele z nich nadaje się właśnie „do pierwszej kolejności”. Trzeba uporządkować jakoś to wszystko, co się tutaj dzieje. Zadbać o te niszczejące, prawie przewracające się domy na naszej dzielnicy. Tak przecież nie może wyglądać wizytówka Gdańska!
W jaki sposób członkowie rady mogliby wpływać na decyzję urzędników?
Szczerze, to jeszcze nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że w trakcie działania rady, zostanie wybrana jakaś skuteczna forma. Tak, aby urzędnicy liczyli się z naszym zdaniem.
Czy chciałaby Pani kandydować do oruńskiej Rady Osiedla?
Brać udział w pracach, na pewno. Czy kandydować? Jestem w sumie na emeryturze, mam trochę wolnego czasu. Ale czy ludzie chcieliby mnie wybrać?