Autor: Yuka29, Data publikacji: 2010-04-23 23:02:20
Świat jest mały ale wieloowocowy i złożony. Czasem trzeba wyjechać nieco poza własną dzielnię żeby potem móc wrócić z zadowoleniem na własne śmieci ;p
W podróżach najbardziej lubię się dziwić. Na początku lat 90-tych, wprawiło mnie w prawdziwy stupor, że w jakiejś podłej francuskiej dziurze, ludzie wyciągali kasę ze ściany!!!
Inni bardziej dziwili się zawartością sklepowych półek i wędrowali po Geant’ach i Auchan’ach, ja – niezmiennie zafascynowana obserwowałam bankomaty :D
Na niemieckiej autostradzie, nie umknął mojej uwadze fakt, że ile by nie przejechać kilometrów, to i tak wszystkie tablice są z tajemniczym słowem ‘ausfahrt’. Wyobrażałam sobie, że to musi być NAPRAWDĘ DUŻE miasto... Do dziś czuję wielki zawód na wspomnienie odkrycia, że ausfahrt po ichniemu oznacza zwykły zjazd... Jakaś popelina ;p
Językową abnegację ugruntowałam w Estonii, której język jest krzyżówką fińskiego z węgierskim – a więc pomieszaniem dwóch największych hardcorów. Przyswoiłam tylko Terravist, co oznacza swojskie ‘ Na zdrowie’, a które to wyrażenie jak wiadomo trzeba znać w maksymalnej ilości języków...
Holenderskie wioski zadziwiły mnie czystością, kolorami, zadbaniem i brakiem rolników w beretach z antenką...
Dziwię się również bardziej lokalnie!
W Nowym Targu dziwiło mnie, że Górale kupują na rynku po kilkanaście kilogramów pomidorów!
W Suwałkach, że niemal wszystkie produkty są made in ZSRR i nie ma tam takiego, co pali ogólnie rozpoznawalne marki papierosów...
Kraków niemile mnie zaskoczył brakiem Baltazara Gąbki i inną wizualizacją smoka wawelskiego, niż to miało miejsce w znanej kreskówce...
Warszawa zaskoczyła mnie rachunkiem za kawę...
A potem przeglądam sobie gazeta.pl Trójmiasto i... nic mnie już nie zdziwi ;p