Kamienica podzielona na pół

Autor: p.olejarczyk, Data publikacji: 2010-04-23 21:18:00

Orunia. Jeden budynek, dwie ulice, dwa różne dachy, kilka różnych klatek – mieszkańcy Przyjemnej 1-5 i fragmentu Żuławskiej żartują, że ich kamienica to żywy przykład dawnego podziału na Berlin Wschodni i Berlin Zachodni.

Z zewnątrz budynek przy ulicy Przyjemnej (jego część zahacza także o ulicę Żuławską) nie wyróżnia się właściwie niczym – ta sama co w okolicy zniszczona elewacja, te same widniejące na murach grafomańskie wyznania miłości plus wyrazy „uwielbienia” dla policji. Jednak wnętrze kamienicy to już całkiem osobna historia. A mówiąc konkretnie, dwie historie. W jednych klatkach mamy pomalowane, czyste ściany i wyremontowane schody, w innych obrazek jest zgoła przeciwny. Ot taki, z którego od razu widać, że ostatnie remonty były przeprowadzane tutaj, dyplomatycznie rzecz ujmując, dość dawno. Mieszkańcy Przyjemnej 3-5 mają więc za swoimi drzwiami normalność, którą przekraczający próg swojego domostwa ludzie, dajmy na to, z Przyjemnej 1, mogą co najwyżej obejrzeć sobie u sąsiadów. Ale nie samymi murami i schodami ludzie tutaj żyją

Dach do połowy
Kamienica skrywa kolejną niespodziankę z cyklu różnic „wschodnio-zachodnich”. Aby ją dostrzec trzeba jednak nieco zmienić swoją perspektywę. Najlepiej na taką na ostatnim piętrze. Stamtąd bowiem rozpościera się wspaniały widok... na dach budynku. Ten objawia się nad wyraz osobliwie. Otóż szczyt kamienicy został odnowiony, co w sumie, zważywszy na wiek budynku, dziwić nie powinno, ale kłopot w tym, że prace wykonano tylko do określonej linii. Na „zachodzie” załatano wszystkie dziury i wyremontowano każdy z kominów. „Wschód”, inaczej niż w żołnierskich opowieściach, pozostał bez zmian. I dla sąsiadów zza linii demarkacyjnej, ta część dachu spełnia teraz rolę pocztówki z cyklu „tak drzewiej u nas bywało”. Niestety, dla mieszkańców, którzy muszą pod nim mieszkać stanowi on ponurą, dziurawo-wietrzno-mokrą rzeczywistość...

Zaczyna się „nierówność”
Ale jeszcze kilka lat temu budynek prezentował się w myśl socjalistycznej zasady: każdemu po równo. W tym przypadku „po równo” oznaczało nie mniej nie więcej, że wszystkie klatki remontowane były w takim samym stylu, czyli właściwie wcale. Ot taka sprawiedliwość rodem z „Alternatyw 4”.
Pieczę nad tą komunalną kamienicą przez wiele lat trzymało tylko i wyłącznie miasto. Ale wraz z ustawą o własności lokali z 1994 roku, która wprowadzała pojęcie wspólnoty mieszkaniowej, sytuacja w tym względzie zaczynała się zmieniać. Za prawnymi zmianami poszły konkretne działania. W opisywanej tu kamienicy wyszczególniło się kilka wspólnot. W niektórych z nich zarządcą było nadal miasto (a ściślej rzecz ujmując Gdański Zarząd Nieruchomości Komunalnych), w innych mieszkańcy zdecydowali się na prywatnego administratora ich części budynku.

Nie chcemy tak mieszkać!
Na to ostatnie rozwiązanie przystały osoby, skupione we wspólnocie „Przyjemna 3-5”.
- Przez długi okres zmiana z miejskiego na prywatnego administratora nie dawała w naszej wspólnocie właściwie żadnych efektów. Remontów jak nie było, tak nie było. A budynek powoli zamieniał się w kompletną ruderę – mówi pani Agnieszka, mieszkanka Przyjemnej 5.
- Straszyły tutaj ohydne klatki schodowe. Co to był za koszmarny widok, ten ich siny kolor, to był obciach totalny. Jak jakiś gość wchodził na klatkę i widział ten cały syf, to od razu miał ochotę wrócić tam skąd przyszedł – wspomina pani Ewa, również z Przyjemnej 5.
Jak opowiadają obie panie, przyszedł taki moment, kiedy powiedziały: dosyć, nie chcemy dalej tak mieszkać. Swój sprzeciw przekuły w konkretne posunięcia. Wspólnie z innymi mieszkańcami udało im się doprowadzić w swojej wspólnocie do zmiany władzy.

Teraz rządzą kobiety
Od tego czasu „Przyjemną 3-5” rządzą już... same kobiety.
- Faceci się po prostu nie sprawdzili. Musieliśmy im pokazać na czym polega prawdziwe zarządzanie – uśmiecha się pani Agnieszka.
I rzeczywiście, pokazały. Szybko doprowadziły do usunięcia ówczesnego prywatnego administratora budynku. Zastąpiła go inna firma. Zanim jednak podpisano umowę, jej przedstawiciele przyjechali na miejsce, obejrzeli budynek, przeanalizowali również wszystkie dokumenty wspólnoty. Po tej swoistej inspekcji nastąpiła konkretna i szczera rozmowa z mieszkańcami.

Bez podwyżek nie da rady
- Powiedziano nam wprost, że jeżeli chcemy mieć u siebie w budynku większe remonty, musimy zdecydować się na podwyżkę swoich opłat. Tylko w ten sposób mieliśmy szansę, jako wspólnota, na uzyskanie niezbędnego dla nas kredytu inwestycyjnego – opowiada pani Ewa.
Mieszkańcy wyrazili zgodę na podwyżkę. Zamiast, jak dotychczas, płacić na fundusz remontowy złotówkę za każdy metr kwadratowy swojego lokalu, zdecydowano się na opłatę dwa i pół razy większą. Fundusz z miesiąca na miesiąc zaczął pęcznieć. Wkrótce zgromadzone na nim środki pozwoliły wspólnocie na ubieganie się o kredyt. Z banku przyszła pozytywna wiadomość: „Przyjemna 3-5” otrzymała 15-letni kredyt inwestycyjny w wysokości ponad 180 tysięcy złotych. Pierwsze prace mogły się nareszcie rozpocząć. Na Przyjemnej 3 i 5 zaroiło się od robotników. Wymalowano klatki schodowe, wymieniono elektrykę, zmodernizowano kanalizę, naprawiono dach – część kamienicy zaczęła zmieniać się nie do poznania.

A czemu oni mają, a my nie?
Taka spektakularna zmiana image Przyjemnej 3 i 5 nie uszła uwadze ich sąsiadom.
- Szczególnie remont dachu wzbudził spore zainteresowanie naszych sąsiadów. Ludzie przychodzili do nas i pytali, dlaczego prace odbywają się tylko na jednej jego części – relacjonuje pani Agnieszka.
Odpowiedź na to pytanie była prosta: inne wspólnoty nie miały pieniędzy na taki remont.
- Tak naprawdę ten remont dachu trochę obudził nas, mieszkańców. Ludzie zdali sobie sprawę, że do tej pory pieniądze, które płacili na różnego rodzaju fundusze, tak naprawdę nie przynoszą żadnych efektów – mówi pan Sławomir z Przyjemnej 1.
– Zaczęliśmy stawiać sobie pytanie, dlaczego „Przyjemna 3-5” może tak wyglądać, a my musimy mieszkać w takich warunkach? – dopowiada.

Bo chodzi o pieniądze i liberum veto
Rzut oka na finanse „Przyjemnej 1” wystarczył jednak, aby zobaczyć, że sama chęć mieszkańców doprowadzenia do gruntownego liftingu ich kamienicy to za mało. Na remont tej części budynku potrzeba oprócz zapału, jeszcze sum określonych pięcioma zerami. A wspólnota ma oszczędności nie przekraczające 10 tysięcy złotych.
- Na taki stan rzeczy złożyło się wiele czynników. Nasi poprzedni zarządcy i administratorzy nie mieli właściwie żadnego planu odnośnie do naszej kamienicy. No i jest jeszcze sprawa tzw. małej wspólnoty – wyjaśnia pan Sławomir.
A w takowej wszystkie decyzje muszą zapadać jednogłośnie. W przeciwieństwie do „Przyjemnej 3-5”, która jest wspólnotą dużą (powyżej siedmiu mieszkań), gdzie decyduje po prostu większość.
- O to, aby dojść do konsensu na przykład w sprawie podwyżek, nigdy nie było u nas łatwo. W naszej wspólnocie dwa lokale należą do gminy. A jeszcze inne są wynajmowane, właściciel tu nie mieszka. Wiadomo, że taka osoba jest dużo mniej zainteresowana w partycypowaniu w kosztach niż człowiek, który funkcjonuje tutaj każdego dnia – opowiada pan Sławomir.

Jest moblizacja, jest plan
Ale sukces sąsiedniej wspólnoty zmobilizował lokatorów z Przyjemnej 1. Wspólnie obmyślono plan „wyjścia z kryzysu”.
- Wszyscy zgodzili się na podwyżki swoich czynszów. Teraz chcemy przez rok uzbierać większą sumę. Ten wkład własny pozwoli nam na dalsze działania – przekonuje mój rozmówca z Przyjemnej 1.
„Dalsze działania” to remont klatki schodowej i naprawa dachu. W dalszej perspektywie jest jeszcze remont elewacji. I tutaj być może obie wspólnoty będą już działać razem. Ale to nie koniec przywracania normalności w tej okolicy. „Przyjemna 3-5” ma również zamiar dzierżawić podwórko przed swoją kamienicą i zagospodarować je po swojemu.

Zrobi to ktoś za nas?
A więc, czy można zmienić rzeczywistość za naszymi drzwiami i oknem? Ta historia pokazuje, że jak najbardziej. No, bo kto, jak nie my sami, może zmienić naszą okolicę? Miasto, które, jak ostatnio ubolewał profesor Jerzy Samp, od wielu lat nie prowadzi właściwie żadnych remontów kamienic na Oruni? Wolne żarty. Kto więc ma wziąć odpowiedzialność za „mało seksowny” dla urzędników temat: brudnych klatek schodowych, dziurawych dachów czy zniszczonych elewacji? Pan, pani, społeczeństwo! – by, odpowiadając na to pytanie, posłużyć się klasykiem. A inne opcje? Może lepiej jednak, niech „Alternatywy 4” pozostaną tam, gdzie sprawdzają się najlepiej... na szklanym ekranie?