Autor: oksytocyna, Data publikacji: 2010-06-19 22:28:17
Kiedyś przeczytałam, że kościotrup, symbol śmierci, przemijania i czasem rozkładu, towarzyszy mi nieustannie. Kościotrup jest ostatecznie w każdym z nas, nie opuszcza ani na chwilę, i to, co tak czasem przeraża jest otulone naszymi własnymi mięśniami. A skoro o kościotrupach to i o trumnie. Co ja tam mogę sobie napchać? Karierę, szafę ciuchów, stertę butów, tonę kosmetyków, całą serię zapachów Chanel, plazmę, samochód, płyty i książki, kafelki z łazienki. I jakkolwiek idiotyczne i naiwnością podszyte byłyby moje zachcianki trumnowe to to, czym próbuję zapełnić życie marne w pogoni za wiatrem i tak daje mi poczucie, że jest gorsza od mojej głupota. Głupota Guinessa – niestety, to browar wydał pierwszą księgę. Księga Rekordów Guinessa w dzieciństwie moim odległym brzmiała jak coś świetnego, otoczonego tajemnicą, niedostępnego, wielka wizja nieznanego świata.
Jedna pani zapuszcza najdłuższe na świecie paznokcie, które uniemożliwiają jej samodzielne funkcjonowanie, inny pan z Chin rozbija talerze palcem, inny pan podwiesza swojego kolegę na wiertarce i kręci nim, masa ludzi ciąga przedmioty zębami, no naprawdę jest tego mnóstwo. I zrozumiałym jest, że ludzie robią głupie i obrzydliwe rzeczy dla pieniędzy lub sławy, ale rekordy G. zdaje się nie dostarczają ani jednego ani drugiego. Więc po co to komu? Podejrzewam, że kościotrup woła o swoje i zanim nas zwalczy trzeba się zająć czymś, często czymkolwiek.