- Takich bohomazów jest cała masa. Graffiti pod wiaduktem na Obwodnicy Południowej, na elewacjach budynków. Nawet mój dom popisali - mówi mi jeden z mieszkańców. I dodaje: - Oni nawet na kasztanowcach swoje bazgroły pisali.
Grafficiarze byli tak bezczelni, że nie bali się zostawiać swojego podpisu. W rezultacie sporo miejsc w Gdańsku (m.in. w centrum, ale i na Oruni, Lipcach i w Św.Wojciechu) oznaczonych jest dużą parafką "Aker".
Kilka dni temu "Aker" wpadł w ręce policji, a mówiąc konkretniej zatrzymanych zostało dwóch mężczyzn. Godzinę wcześniej - według relacji mieszkańców Lipiec - malowali sprejami jedną ze ścian budynku na Trakcie św. Wojciecha.
Wandale zostali spłoszeni i wzięli przysłowiowe nogi za pas. Mieszkańcy zadzwonili na policję. Funkcjonariusze cały czas dostawali nowe lokalizacje, bo wandale szybko przemieszczali się w stronę Gdańska. Nie mogli jednak uciec, bo jeden z mieszkańców nie odpuszczał i ruszył śladem grafficiarzy, na bieżąco informując policjantów. Wreszcie dwóch mężczyzn z nielegalnej stajni "Aker" zostało zatrzymanych przez policjantów.
Młodszy "artysta" ma 29, drugi - 33 lata. Co ciekawe, jeden z nich jest obywatelem Włoch, a mężczyźni porozumiewali się ze sobą po angielsku.
Z pewnością jednak obywatel Włoch i jego kompan, którzy w plecakach mieli spraye i mazaki, zrozumieli postawione im zarzuty zniszczenia mienia. - Policjanci podczas sprawdzania pobliskiego terenu, te same rysunki znaleźli na co najmniej na pięciu elewacjach budynków, ekranach dźwiękochłonnych, barierach antybryzgowych i elewacji wiaduktu. Dzięki informacji, przekazanej od operatora monitoringu, zdobyto również informację o tym, że ci sami mężczyźni zniszczyli automat do biletów na jednym z przystanków - relacjonują funkcjonariusze.
Straty zostały wstępnie wycenione na blisko 7 tys. zł. Jeżeli policjanci na poważnie podejdą do sprawy, lista zniszczeń i strat znacznie się powiększy, bo charakterstyczny podpis "Aker" - o czym pisaliśmy wyżej - pojawiał się wcześniej w wielu miejscach Gdańska.
Co ciekawe, obaj mężczyźni odpowiedzą też za brak maseczek na twarzach i najprawdopodobniej także za złamanie ograniczeń wz. z koronawirusem. Kto wie, czy ewentualna, nałożona przez sanepid kara nie będzie dla nich bardziej dotkliwa niż wszystkie policyjne sankcje. Choć funkcjonariusze podkreślają, że za zniszczenie mienia grozi do pięciu lat więzienia.