Jeden z naszych czytelników interweniował w sprawie zaniedbanego terenu na rogu ulic Smętnej i Placu Oruńskiego. Usłyszał, że nic tutaj nie można zrobić. Po naszych pytaniach miejscy strażnicy obiecali dopilnować całej sprawy.
Oruniak zadzwonił do straży miejskiej. Tam po krótkim „śledztwie” wyjaśniono, że działką zawiaduje Biuro Obsługi Mieszkań nr 4 na Oruni, czyli przedstawiciele miasta. - Pan strażnik był bardzo miły, ale stwierdził, że on nic nie może zrobić, bo teren jest „państwowy”. Gdyby był prywatny, to dałby kilka mandatów i problem by zniknął – relacjonuje pan Andrzej.
Poprosiliśmy strażników miejskich o wyjaśnienie tego osobliwego komentarza. Chcieliśmy wiedzieć, czy Straż Miejska w Gdańsku nie wystawa mandatów gminie. Zapytaliśmy, jak wyglądałaby interwencja, gdyby sprawa dotyczyła prywatnego terenu. I co w tym konkretnym przypadku można zrobić, czy rzeczywiście nikt nie musi go sprzątać?
Wojciech Siółkowski, rzecznik Straży Miejskiej w Gdańsku potwierdził, że jego instytucja sprawę zna. Zajmuje się nią dzielnicowy Referatu VI.
Oficjalnie tłumaczenie jest jednak zupełnie inne. - Nie ma znaczenia, czy teren jest prywatny, czy gminny. Procedura postępowania w takich przypadkach jest identyczna. Mandat może zostać wystawiony zarówno prywatnemu właścicielowi działki, jak i pracownikowi gminy, który odpowiada za ład i porządek w danym rejonie. Kara jest jednak nakładana dopiero wtedy, gdy zarządca nie zastosuje się do poleceń Straży Miejskiej – tłumaczy Siółkowski.
A jak wygląda sprawa z opisywanym tu terenem?
- W tym przypadku BOM podjął współpracę i zobowiązał się do uporządkowania terenu, jednak z uwagi na brak środków finansowych poprosił o możliwość działania zgodnie z własnym harmonogramem prac – odpowiada rzecznik.
- Straż Miejska jest bardzo zainteresowana tym, aby teren wskazany przez Pana oraz Państwa Czytelnika został jak najszybciej uporządkowany. Dlatego też na bieżąco monitorujemy tę sprawę i liczymy, że uda się ją zakończyć jak najszybciej – obiecuje miejski strażnik.
Galeria artykułu