To co we Wrzeszczu, Śródmieściu, czy Oliwie jest standardem, w południowych rejonach jest wyjątkiem. Ba, okazuje się nawet, że i wyjątku tutaj nie ma. Miejskie biblioteki na Ujeścisku, Łostowicach, Zakoniczynie to gatunek jeszcze nie odkryty. A tymczasem jak pokazują statystyki, wprowadza się tutaj sporo nowych osób, a liczbę mieszkańców liczy się już w dziesiątkach tysięcy.
Przynajmniej niektórzy z nich lubią pewnie czytać, a i są tacy, którzy wybraliby się do biblioteki, gdyby mieli ją za przysłowiowym rogiem, lub przynajmniej w odległości jednego, czy dwóch przystanków.
Cóż, pozostaje im Śródmieście, Manhattan we Wrzeszczu, czy bliżej – Orunia i Chełm.
Nie na darmo niektórzy mieszkańcy Ujeściska,Łostowic, Zakoniczyna utyskują, że ich okolica to nic więcej jak tylko sypialnia, w której nic się nie dzieje. Takie zdania padają chociażby podczas spotkań w ramach projektu Quo Vadis, Gdańsku.
Urzędnicy zapewniają, że wiedzą o tej dziwnej dysproporcji. Ale rozkładają bezradnie ręce.
- Gdyby istniała możliwość stworzenia nowoczesnej, dużej biblioteki w okolicach Ujeściska bardzo chętnie podjęlibyśmy się tego zadania. W chwili obecnej nie mamy takiej możliwości, przede wszystkim z powodu braku odpowiedniego lokalu – mówi nam Natalia Gromow, rzecznik Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki w Gdańsku. Alternatywą są tutaj... szkolne biblioteki.
O głodzie lokalowym na Ujeścisku będzie jeszcze tutaj mowa.
- Decyzję na temat rozwoju sieci bibliotek, po przeanalizowaniu możliwości, potencjału i kosztów, podejmuje nasz współorganizator: Prezydent Miasta Gdańska. Jeżeli mieszkańcy chcieliby, aby powstała biblioteka publiczna na ich osiedlu powinni zgłosić taki postulat do radnych z Rady Dzielnicy lub Rady Miasta – zachęca Gromow.
Okazuje się, że sprawę w swoje ręce próbuje tutaj wziąć lokalne Stowarzyszenie „Nasze Ujeścisko”, którym między innymi kieruje dwóch radnych dzielnicowych z Ujeściska.
- Nasze Stowarzyszenie szuka lokalu na Bibliotekę Sąsiedzką. Mamy już ponad setkę książek, mamy pomysły, co w takim miejscu mogłoby się jeszcze dziać, ale... nie mamy lokalu – komentuje Katarzyna Wasilewska z Zarządu Stowarzyszenia „Nasze Ujeścisko”.
Pieniądze na wynajem lokalu na bibliotekę (minimum kilkaset złotych miesięcznie) mieliby zebrać sami członkowie Stowarzyszenia i zainteresowani inicjatywą mieszkańcy. Reprezentantom „Naszego Ujeściska” marzy się, by w takiej bibliotece oprócz wypożyczania książek, mieszkaniec mógł skorzystać także z innej oferty, chociażby prowadzonych tu warsztatów fotograficznych.
Póki co jednak z takich planów nici.
Przedstawiciele Stowarzyszenia rozmawiali z deweloperami, pisali też do miasta. Bezskutecznie. O wolne lokale do wynajęcia jest trudno. Ta część Gdańska właściwie jest pozbawiona miejskich budynków. Dominują wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe.
W jednej z nich, Spółdzielni Mieszkaniowej „Ujeścisko”, która liczy sobie 55 budynków i ponad 3700 mieszkańców, słyszymy potwierdzenie tej tezy. - Biblioteka to dobry pomysł, ale wszystkie lokale, jakie mamy do dyspozycji są zajęte. Drobny handel, fryzjer, tego typu usługi dominują w naszej okolicy. Na bibliotekę po prostu nie ma już miejsca.
Reprezentanci Stowarzyszenia deklarują, że nie chcą się poddawać i będą szukać lokalu nadal. Mają w planie rozmawiać z innymi deweloperami, czy z zarządcami budynków Towarzystwa Budownictwa Społecznego, czyli popularnych TBS-ów. Nie kryją również, że nie chcą biblioteki w parafialnym Domu na Przemyskiej, który pełni też swoistą funkcję Domu Sąsiedzkiego na Ujeścisku. - Wolelibyśmy, aby biblioteka była w osobnym lokalu – kwitują.
„Nasze Ujeścisko”, które angażuje się także m.in. w budowę parku dla psów w dzielnicy, wydało też ulotkę na temat „Biblioteki Sąsiedzkiej”.
Czytamy w niej: „Czekamy na ludzi, którzy nie poprzestają na tym co jest, którzy lubią swoją dzielnicę i chcą, aby była coraz bardziej przyjazna mieszkańcom”.